Dziś Sejm przyjął nowelizację ustawy z 22 czerwca 2001 roku o organizmach genetycznie zmodyfikowanych.
Zacznijmy od dobrych wiadomości. Nowelizacja ustawy była niezbędna z powodu wieloletnich zaniedbań kolejnych rządów w kwestii dostosowania krajowego ustawodawstwa do wymogów dyrektywy 2001/18/WE, która nakłada na państwa członkowskie konieczność wdrożenia przepisów w kwestii zgłaszania i prowadzenia rejestru upraw GMO w Polsce.
W 2013 roku Komisja Europejska skierowała skargę do Trybunału Sprawidliwości przeciwko Polsce w sprawie braku wdrożenia dyrektywy 2001/18/WE (sprawa C-478/13). W 2014 roku Trybunał wydał wyrok, w którym stwierdził, że Polska nie wypełniła obowiązków na niej spoczywających.
Przyjęta nowelizacja wykonuje wyrok Trybunału Sprawiedliwości, w związku z tym państwo polskie uniknęło groźby płacenia wielomilionowych kar.
Niestety posłowie kolejny raz wykorzystali okazję, by dodać kilka zmian, które można uznać wręcz za absurdalne, a w przeważającej większości po prostu zbędne i nic niewnoszące w kwestii prowadzenia upraw GMO w Polsce.
Dla mnie osobiście najciekawszą zmianą jest dodanie artykułu 49a w następującym brzmieniu: „Rzeczpospolita Polska jest wolna od upraw GMO”.
Co ciekawe, w pierwszym projekcie nowelizacji brzmiał on inaczej: „Ustanawia się terytorium Rzeczpospolitej Polskiej strefą wolną od GMO…”.
Jak widać, posłowie już nie ustanawiają terenu naszego państwa strefą wolną od GMO, a jedynie strefą wolną od upraw GMO. Jednym słowem grzebiemy w ten sposób obietnice polityków, którzy twierdzili, że Polska może być i będzie wolna od GMO. To oczywiście od początku było absurdem. Zapis w nowym brzmieniu już nie jest taki absurdalny, z drugiej strony z punktu widzenia „mocy sprawczej” to tylko pusty i nic nieznaczący slogan.
Dodatkowe zmiany wprowadzone do ustawy są ewidentnie próbą uspokojenia nastrojów wśród aktywistów anty-GMO, którzy przed wyborami wspierali pomysły PiS w kwestii GMO. Obecnie te same grupy zwalczające GMO twierdzą, że rząd ich oszukał, a nowelizacja spowoduje rozprzestrzenienie się upraw GMO w naszym kraju, ponieważ zakłada prowadzenie rejestru upraw GMO, co według nich automatycznie oznacza, że niemal natychmiast rolnicy zaczną wysiewać odmiany GM na polach.
Tak więc aby uspokoić aktywistów, pojawiły się kuriozalne zapisy na temat sposobu zgłaszania i rejestrowania upraw GMO. Jeśli jakiś rolnik zdobędzie się na taką odwagę i będzie chciał wpisać do rejestru uprawy rośliny GM, to musi pamiętać, że:
a) uprawa GMO może być prowadzona w odległości „nie mniejszej niż 30 km od granicy obszaru, dla którego ustanowiono formę ochrony przyrody”
b) musi zdobyć „pisemne oświadczenia właścicieli albo użytkowników wieczystych nieruchomości położonych w odległości do 30 km od granicy gruntu rolnego, na którym ma być prowadzona uprawa GMO”
c) wymagane jest pisemne „oświadczenie pszczelarzy lub związków pszczelarzy, których pasieki znajdują się w odległości do 30 km od granicy gruntu rolnego na którym ma być prowadzona uprawa GMO”
d) do wniosku powinien dołączyć „mapę planowanej lokalizacji uprawy GMO wraz z określeniem przeznaczenia nieruchomości znajdujących się w odległości do 30 km od niej”
e) powinien sporządzić „dokumentację potwierdzającą, że uprawa GMO, która ma być prowadzona, nie będzie mieć negatywnego wpływu na bezpieczeństwo środowiska”
f) niezbędna będzie też „informacja o rodzaju i charakterze upraw prowadzonych na nieruchomościach znajdujących się w odległości do 30 km od gruntu rolnego, na którym ma być prowadzona uprawa GMO, oraz o przewidywanym oddziaływaniu uprawy GMO na uprawy przyległe do tego gruntu”.
Powyższe przepisy mają jeden cel. Jak najbardziej zniechęcić rolnika do podjęcia próby uprawy GMO. Spełnienie powyższych wymogów jest po prostu nierealne.
Załóżmy jednak, że jakiś rolnik – desperat – spełni powyższe wymagania. Jego wniosek trafi do ministra środowiska, który zobowiązany jest do zasięgnięcia opinii: ministra rolnictwa, sejmiku województwa, rady powiatu, rady gminy. A ostatecznie i tak z przyczyn tylko sobie znanych minister może tak po prostu ustosunkować się negatywnie do wniosku.
Ale nawet jeśli przyjąć czysto hipotetyczny scenariusz, że minister zaopiniuje taki wniosek pozytywnie i pozwoli rolnikowi na prowadzenie uprawy GMO, to rolnik… i tak nie będzie mógł prowadzić takich upraw, ponieważ w Unii Europejskiej dopuszczona jest do uprawy tylko jedna roślina GM – kukurydza MON810, a Polska jeszcze w 2013 roku odrębnymi przepisami wprowadziła na terenie kraju zakaz jej uprawy.
Jednym słowem tworzenie tak kuriozalnych zapisów tylko po to, by zniechęcić rolników do podjęcia próby uprawy GMO, nie ma najmniejszego sensu, bo wystarczy jedna administracyjna decyzja w kwestii wprowadzenia zakazu uprawy konkretnego GMO na terenie kraju – i tyle. Co więcej, całkiem niedawno nastąpiła nowelizacja przepisów dyrektywy 2001/18/WE, która daje państwom członkowskim możliwość korzystania z tzw. klauzuli opt-out. Umożliwia ona jeszcze na etapie procesu autoryzacji nowych GMO na rynek europejski wykluczenie danego państwa z zakresu autoryzacji. Polska już skorzystała z tej opcji w odniesieniu do obecnie trwających procedur dopuszczania nowych roślin GM, więc nie będą mogły być uprawiane na terenie naszego kraju, nawet jeśli będą autoryzowane na terenie UE.
Tak więc oprócz jednej pozytywnej wiadomości – dostosowanie naszego prawa do wymogów prawa UE – przyjęta nowelizacja to legislacyjny koszmarek, pełen kuriozalnych, nic nieznaczących i w sumie całkowicie zbędnych przepisów.
Szczytem absurdu jest natomiast postawa niektórych posłów (Kukiz’15) oraz aktywistów twierdzących, że nowelizacja ustawy otwiera Polskę na uprawy roślin GM („wprawadza GMO do Polski tylnymi drzwiami”). Jedynym powodem takiej postawy jest chyba tylko chęć zaistnienia w mediach i kolejny raz pokazania swego sprzeciwu wobec GMO.
9 lutego o godz. 9:00 90633
Polecam wszystkim książkę Rotkiewicza „W królestwie Monszatana”. To pasjonująca i bardzo rzetelnie napisana historia obłędu wokół GMO… To lektura idealna dla wszystkich, którzy nie wiedzą co myśleć o GMO, albo trochę GMO się boją.
9 lutego o godz. 10:07 90634
Ta ustawa to kolejny szczyt w PiSowskich Himalajach absurdu.