Niedawno obchodziliśmy rocznicę działania rządu premier Beaty Szydło. Partia rządząca znajduje się w bardzo komfortowej sytuacji. Samodzielna większość powoduje, że w sprawach kontrowersyjnych – a taka jest sprawa GMO – nie trzeba prowadzić trudnych konsultacji koalicyjnych i można swobodnie realizować swój program. Jak to wyglądało w mijającym roku?
Członkowie Prawa i Sprawiedliwości uchodzą za jednych z największych przeciwników organizmów genetycznie modyfikowanych wśród polskich polityków. Jeszcze w 2011 r. sam Jarosław Kaczyński deklarował:
W związku z powyższym miałem uzasadnione obawy, że przejęcie władzy przez PiS będzie miało katastrofalne skutki dla sytuacji GMO w Polsce. Ku mojemu zaskoczeniu ani Jarosław Kaczyński, ani najzagorzalsi przeciwnicy GMO w tym obozie nie wprowadzili w czyny swoich przedwyborczych deklaracji.
Uwzględniając poprzednie wypowiedzi polityków PiS, wprowadzone w obecnej kadencji Sejmu zmiany legislacyjne dotyczące genetycznie modyfikowanych organizmów można oceniać raczej pozytywnie. Oczywiście nie doszło do liberalizacji przepisów i tego nie oczekiwałem, niemniej – co okazało się zaskoczeniem – nowy rząd nie zaostrzył przepisów (a była ku temu niejedna okazja), a za niektóre wprowadzone zmiany należy się wręcz pochwała.
Pierwszą okazję do zaostrzenia prawa odnośnie do wykorzystania GMO w polskiej gospodarce PiS miał przy okazji nowelizacji ustawy o paszach. Ministerstwo rolnictwa kierowane przez pana Jurgiela złożyło projekt (przyjęty przez Sejm i podpisany przez prezydenta), który zakładał wydłużenie moratorium na obowiązywanie zakazu stosowania pasz GMO w żywieniu zwierząt. Polscy rolnicy będą to mogli robić przez kolejne dwa lata. Gdy poprzednie rządy PO-PSL wprowadzały identyczne rozwiązania, politycy PiS oskarżali politycznych oponentów o to, że chcą wytruć Polaków i zniszczyć polskie rolnictwo. Po zmianie władzy okazało się, że to właśnie bez GMO polskie rolnictwo miałoby ogromne problemy.
Jeszcze większym zaskoczeniem okazały się zmiany legislacyjne zaproponowane przez resort środowiska kierowany przez samego prof. Jana Szyszkę. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że wśród polskich polityków to największy wróg GMO. Otóż resort środowiska zaproponował nowelizację ustawy o organizmach genetycznie modyfikowanych, która zakłada utworzenie rejestru upraw roślin GM oraz umożliwia tworzenie stref upraw GMO. Oczywiście myli się ten, kto twierdzi, że w ten sposób stanie się możliwa uprawa GMO w Polsce. Przepisy zostały skonstruowane w taki sposób, że utworzenie strefy upraw GMO jest niemal niemożliwe. Niemniej należy w tym miejscu wystawić pozytywną ocenę resortowi środowiska, ponieważ poprzez wprowadzenie rejestru upraw roślin GM dostosował nasze prawo do wymogów Unii Europejskiej (realna była groźba nałożenia na Polskę wielomilionowych kar).
Trzeci incydent, który dobitnie ukazuje, jak daleki jest obecny obóz rządzący od spełniania swych przedwyborczych deklaracji, to nowelizacja ustawy o nasiennictwie. Nad jej pracami w sejmowej Komisji Rolnictwa posłowie klubu Kukiz’15 (przy poparciu posłów PiS) zgłosili poprawkę, która wprowadzałaby zakaz handlu materiałem nasiennym roślin GM. Jednak podczas głosowania na sali plenarnej poprawka ta za sprawą głosów posłów obozu rządzącego nie została przyjęta.
PiS odrzucił kolejną okazję do wyeliminowania GMO z Polski (tym razem w postaci materiału siewnego). Nie wzbudzi to zapewne zdziwienia, gdy napiszę, że poprzednicy, którzy wprowadzili do polskiego prawa możliwość obrotu nasionami GMO, byli niemiłosiernie atakowani przed polityków Prawa i Sprawiedliwości, włącznie z oskarżeniami o sprzyjanie amerykańskim korporacjom.
Przed wyborami parlamentarnymi oczywistym dla mnie było, że ewentualna wygrana PiS nie poprawi sytuacji GMO w rolnictwie. Wydawało mi się jednak, że rządy tej partii dodatkowo pogorszą sytuację. Okazało się, że obawy te się nie sprawdziły. Jak widać, w kwestii GMO nowy rząd idzie jak burza. To zapewne przemyślana taktyka. W obecnej chwili Sejm pracuje w szaleńczym tempie, przyjmując ustawa za ustawą. W całym zamieszaniu politycznym giną tak „mało istotne” tematy jak GMO. Zmiany wprowadzane są bardzo szybko, bez konsultacji społecznych, brak debaty publicznej w tym temacie. Opinia publiczna niemal w ostatniej chwili dowiaduje się – jeśli w ogóle się dowiaduje – o pracach nad projektami ustaw dotyczącymi GMO.
Zaskoczone są chyba także organizacje zwalczające GMO z Greenpeace Polska na czele. Podczas rządów koalicji PO-PSL przy każdej zmianie prawa dotyczącej organizmów genetycznie modyfikowanych organizowane były protesty. Rozkręcano potężne kampanie anty-GMO. Straszono Polaków na wszelkie możliwe sposoby. Tym razem nie odbyła się choćby jedna niewielka pikieta. Wygląda na to, że nawet aktywistów zaskoczyły wprowadzane zmiany.
Najbardziej rozczarowani mogą czuć się wyborcy PiS, którzy uwierzyli politykom tej partii w ich deklaracje przedwyborcze na temat zmian w sprawie stosowania GMO w Polsce. Wygląda na to, że politycy Prawa i Sprawiedliwości latami i z premedytacją wykorzystywali ten kontrowersyjny temat do zbijania kapitału politycznego. Na koniec należy pochwalić postawę opozycji parlamentarnej, która w przeciwieństwie do obecnie rządzącej partii nie uderza w populistyczne tony i nie wykorzystuje sytuacji – poza nielicznymi przypadkami – do ataku na Prawo i Sprawiedliwość, i zazwyczaj jednogłośnie popiera wprowadzane rozwiązania.
Najsmutniejsze w całej sytuacji jest to, że doszliśmy do takiej chwili, iż cieszymy się z powodów niezaostrzania i tak już jednych z najbardziej restrykcyjnych w Europie regulacji prawnych odnoszących się do GMO. Nikt nawet nie proponuje rzeczowej rozmowy czy debaty nad potencjalnym szerszym wykorzystaniem tej pożytecznej technologii w polskim rolnictwie.
15 grudnia o godz. 3:39 90465
PiS był zajęty obsadzaniem stanowisk – stąd to przeoczenie. Pańska radość jest przedwczesna.
16 grudnia o godz. 18:02 90466
Kolejny raz cieszymy się, że rząd przynajmniej tym razem nie zepsuł. Gdyby chodziło o jakikolwiek w miarę inny rząd, autor wieszałby na nim psy za niecnierobienie.