Działania organizacji anty-GMO radykalizują się.
W Meksyku przeprowadzono atak bombowy na członków organizacji „Sojuszu pro-GMO” („Alianza Pro Transgénicos”). Organizacja, której celem jest promocja upraw GMO, zrzesza przedstawicieli sektora rolnego, ale także ekspertów i naukowców. Do aktu terroru przyznali się aktywiści z grupy anty-GMO – „Por la Anarquía”. Na szczęście nikt nie zginął – dwie osoby odniosły niewielkie obrażenia.
Bez wątpienia pośrednią odpowiedzialność za tego typu sytuacje ponoszą zachodnie organizacje anty-GMO (Greenpeace, Friends of the Earth itp.), które od lat prowadzą dezinformacyjne i oparte na strachu kampanie anty-GMO. Ich wyrachowana retoryka o rzekomym szkodliwym oddziaływaniu GMO na zdrowie i środowisko, posługiwanie się argumentami oddziałującymi na emocje powoduje radykalizację postaw grup czy osób. Nie dziwię się, że niektórzy zaczynają wierzyć, że GMO jest śmiertelnym zagrożeniem i podejmują radykalne działania, które w ich opinii służą ochronie środowiska czy własnego zdrowia.
Celowe działania grup ekologistów z państw tzw. Zachodu doprowadziły do rozlania się ruchu anty-GMO na kraje Ameryki Pd., Afryki i Azji. I to na nich spoczywa moralna odpowiedzialność za to, co wydarzyło się w Meksyku.
Od lat prowadzone są bezpodstawne i oszczercze kampanie wymierzone w osoby i grupy popierające wykorzystanie GMO w rolnictwie. Organizacje anty-GMO dopuszczają się licznych aktów wandalizmu na ośrodki badawcze prowadzące badania nad GMO. Niestety, kwestią czasu było to, jak pojawią się ataki na indywidualne osoby. Ta granica została właśnie przekroczona. Szczęśliwie nikt nie stracił życia, ale do czego w końcu doprowadzi ta spirala nienawiści?
Anti-GMO Mexican activists target biotech researchers with bomb attacks
14 grudnia o godz. 14:56 90294
Anty-GMO to religia, stąd extremizm i terroryści.
16 grudnia o godz. 17:53 90297
Religia, ale przede wszystkim wielki biznes.
Nie, nie mam na myśli biznesu eco i bio, ten by sobie poradził i bez walki z GMO, wszak w tym szamanizmie nie o GMO chodzi, nie mam nic przeciwko temu, żeby ludzie zamożni których na to stać dzielili się z rolnikami swoimi dochodami dając im pracę.
Mam na myśli ogromne pieniądze jakie czerpią ze swojej działalności zawodowi działacze tych organizacji. Nie chcę mi się teraz przeszukiwać internetu i sprawdzić ile Greenpeace zgarnia w Polsce z 1% i ile idzie na wynagrodzenia, jaki jest budżet światowej centrali tej organizacji zebrany z tacy od wiernych, podejżewam, że w sumie na świecie są to setki milionów dolarów rocznie i tysiące ludzi którzy dostatnio z tego żyją.
Żyją z siania bezpodstawnego strachu, ludzie przestraszeni łatwo sięgają do kieszeni, żeby się od zagrożenia uchronić. Jak chronią do tego swoje dzieci, każda kwota nie wydaje się wygórowana. Do tych strachów jak dołożymy jeszcze realne zagrożenia przed którymi ostrzegają, bez znaczenia staje się fakt, że próbują leczyć dżumę cholerą, sprzeciwiając się GMO czy energetyce jądrowej. Ludzie w strachu nie myślą, i o to chodzi, żeby nie myśleli tylko z kaski wyskakiwali.