Bardzo częstym argumentem wysuwanym przeciw organizmom GM jest założenie, że GMO są skrajnie nienaturalnymi tworami. Jak twierdzą oponenci – w środowisku nie jest możliwy transfer genów pomiędzy odległymi gatunkami, a przecież tego dokonują biotechnolodzy w swych laboratoriach – bez opamiętania mieszają tymi genami, z ryby do pomidora albo, co gorsza, ze skorpiona do ogórka. Czy rzeczywiście modyfikacja genomów polegająca na przenoszeniu genów pomiędzy gatunkami jest niespotykanym fenomenem w świecie żywym? Ostatnie odkrycia naukowe coraz bardziej zaprzeczają tej tezie.
W naturze powszechnie występuje zjawisko Horyzontalnego Transferu Genów (HGT), który w dużym skrócie można wytłumaczyć jako wymianę materiału genetycznego pomiędzy różnymi gatunkami. Zjawisko HGT jest powszechne u prokariontów i do niedawna sądzono, że tylko w tej grupie systematycznej występuje. Liczne odkrycia naukowe dowiodły, że zjawisko to zachodzi także wśród eukariontów i to także tych znajdujących się na szczycie drabinki ewolucyjnej.
Wraz z rozwojem technik biologii molekularnej w ostatnim czasie dokonano wielu przełomowych odkryć, które zmuszają nas do weryfikacji tezy o tym, że przenoszenie genów pomiędzy gatunkami jest skrajnym wynaturzeniem. Ten rok jest obfity w doniesienia naukowe, mocno weryfikujące powyższe twierdzenie.
W marcu opublikowano pracę, której autorzy wykazali, że w genomie człowieka znajduje się co najmniej 145 genów „zapożyczonych” od niespokrewnionych gatunków (głównie bakterii i grzybów), co najciekawsze – w zdecydowanej większości przypadków nieznana jest rola tych genów. Miesiąc później wiele komentarzy wywołało doniesienie naukowe, w którym dowiedziono, że niemal wszystkie obecnie uprawiane odmiany batatów zawierają w swym genomie fragmenty DNA bakterii Agrobacterium tumefiaciens. Drugie doniesienie jest o tyle ciekawe, że biotechnolodzy do modyfikowania genomów roślin używają właśnie bakterii A. tumefaciens, a więc niejako korzystają z tego co natura sama wymyśliła.
Nie minęło kilka miesięcy, a kolejna praca naukowa dokłada się do dyskusji o naturalnych organizmach genetycznie modyfikowanych. To historia zależności pomiędzy pasożytniczymi osami, motylami a symbiozą z wirusami.
Pasożytnicze gatunki os wykorzystują ciała larw motyli, w których składają swe jaja. W jajach os znajdują się cząsteczki brakowirusów, które „żyją” w symbiozie z osami – nie są w stanie samodzielnie funkcjonować. Brakowirusy infekują komórki gąsienic, osłabiając ich układ immunologiczny, co umożliwia rozwój larw os w ciele gąsienic. Gdy larwy os osiągają odpowiedni etap rozwoju, opuszczają ciało gąsienic, które w efekcie giną.
Nie był zaskoczeniem dla naukowców fakt, że analiza genomu dwóch gatunków motyli – ofiar pasożytniczych os, wykazała obecność sekwencji cząsteczek DNA wirusa – to powszechne zjawisko. Dużo większym zaskoczeniem dla badaczy okazało się stwierdzenie obecności w genomie motyli sekwencji DNA pasożytniczych os i to nie tylko niewielkich fragmentów niekodujących, ale całych genów. Wszystko wskazuje na to, że geny os zostały włączone do genomu motyli przez brakowirusy. Jednym słowem – motyle zostały naturalnie genetycznie zmodyfikowane.
Francuscy naukowcy uważają, że do modyfikacji genomu motyli doszło kilka milionów lat temu. Geny os odnaleźli w dwóch badanych gatunkach motyli – motyla Monarcha i jednego gatunku ćmy. Poprzez integrację genów os motyle uzyskały istotne korzyści ewolucyjne. Geny kodują białka, dzięki którym motyle uodporniły się na rodzinę potogennych bakulowirusów, a to zwiększa szansę ich przeżycia.
Jak przyznają naukowcy, wyniki przeprowadzonego badania mogą być wierzchołkiem góry lodowej. Na całym świecie istnieją tysiące gatunków pasożytniczych os należących do rodziny męczelkowatych, które składają jaja w gąsienicach motyli (w Polsce przedstawicielem jest baryłkarz bieleniak). Tak więc skala tej naturalnej modyfikacji genomów motyli wydaje się przeogromna. Fakt ten powinien nas skłonić do refleksji i wydaje mi się, że wskazana byłaby rewizja poglądów odnoszących się do nienaturalności tworzenia GMO przez biotechnologów. Wygląda na to, że biotechnolodzy tylko kopiują to, co natura dawno sama wymyśliła.
22 września o godz. 21:02 90221
Na Ziemi istniał naturalny i rzeczywiście działający reaktor jądrowy:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Oklo
Wygląda na to, że wojskowi tylko kopiują to, co natura dawno sama wymyśliła. Wniosek – każde państwo powinno mieć arsenał broni jądrowej. Ba! każdy mieszkaniec Ziemi powinien mieć możliwość zakupu uranu w najbliższej drogerii. Przecież to naturalne…
Pozdrawiam i życzę powrotu z Matriksa do rzeczywistości.
22 września o godz. 21:52 90222
Szwajcarzy spotkali się z problemem, że w okolicach portu na Renie ciągle pojawia się dziki rzepak-GMO. Po długich poszukiwaniach okazało się, że pszenica (bez GMO) z Kanady zawierała niewielkie domieszki dzikiego rzepaku. W ten sposób mimo zerowej tolerancji dla GMO do Szwajcarii dociera rocznie prawie 4 tony takiego rzepaku i ten rzepak się potrafi rozchodzić w sposób niekontrolowany.
P.S. Okazuje się, że zapotrzebowanie na Kukurydzę GMO (sławne 810) zbliża się w krajach Europy Wschodniej w ostatnim czasie stopniowo do zera.
22 września o godz. 21:53 90223
P.S. Sorry. Nie na Kukurydzę, tylko na nasiona kukurydzy.
23 września o godz. 9:30 90224
Podziwiam pańską tolerancję, na komentarze nie na temat.
24 września o godz. 14:42 90226
To interesująca wiadomość: człowiek ma co najmniej 145 genów od gatunków niespokrewnionych. Można zatem domniemywać, że inne gatunki hominidów mają podobnie, a może – skoro osy i motyle itd – jest to ewolucyjna powszedniość.
Jednakowoż istotą dyskusji nt GMO nie tyle jest konstatacja, że genomy są modyfikowane, sztucznie, bądź naturalnie, ale to, jaki skutek to będzie mieć dla człowieka i przyrody.
Nic pan Wojciech o tym nie wspomina w kontekście przywołanych artykułów. One bowiem, zdaje się, nie wyjaśniają, co się dzieje z organizmami, gdy trafią do ich genomu geny obce gatunkowo.
Zdaje się, nie mamy wiedzy, ile gatunków zostało przez ten proces osłabionych, lub wyginęło, oraz jakie szersze skutki to wywarło na przebieg procesów rozwoju życia.
Gen osy trafiający do ciała motyla, w celu ułatwienia larwie osy zjedzenie tegoż od środka? Przenieśmy ten model na człowieka: zjedzony od środka, z góry na dół, lub odwrotnie, przez pasożyty, grzyby, bakterie oraz inne organizmy. Będzie dobrze?
Niechby tylko obce geny w człowieku wywoływały obniżenie płodności, przyspieszone starzenie, spadek tolerancji na określone bodźce; osłabienie wzroku (85% strumienia bodźców odbierane jest przez wzrok) – jakie będą skutki dla człowieka i dla ludzkości?
Ale może odwrotnie: powstaną terminatorzy w ludzkich ciałach, bo obcy gen wyłączy poczucie bólu, albo podniesie znacznie próg tolerancji na zabójcze promieniowanie i zarazem podniesie poziom agresji.
Może tak być? Nie ma przesłanek do twierdzenia negatywnego.
Dobrze jest wiedzieć, że implantacja genów obcogatunkowych jest częsta, może powszechna, a nie prokurowana przez człowieka oznacza, że naturalna. Jest to poważna rzecz do rozważenia. Nie jest to jednak argument uspokajający, że w związku z tym można swobodnie mieszać geny bawiąc się w GMO.
25 września o godz. 9:35 90227
@Tanaka
„Może tak być? Nie ma przesłanek do twierdzenia negatywnego. ”
Szanse zaistnienia takiej sytuacji oceniam na bliskie zera.
Jedną z rzeczy, która odróżnia „naturalne” modyfikowanie od modyfikowania przez biotechnologów, ale szalenie ważną, jest to, że człowiek w przeciwieństwie do natury doskonale wie co robi i w jakim celu. Eksperymenty są skrupulatnie zaprojektowane, sekwencje genów scharakteryzowane i ich funkcje doskonale poznane. Modyfikowane organizmy są zaś całymi latami testowane na wiele różnych sposobów. Nikt, nie wykonuje doświadczeń na zasadzie a wezmę gen „X” z organizmu „Y”, włożę do organizmy „Z” i już na pola, i na talerze człowieka, i zobaczymy co się stanie. Nie, tak to nie wygląda i nigdy nie będzie wyglądać, więc naprawdę nie ma powodów obawiać sie przenoszenia genów do innych organizmów. Natura zaś wykonuje swe modyfikacje całkowicie przypadkowo – nie ma bardziej szalonego eksperymentatora na tym świecie. 😉
27 września o godz. 0:23 90228
Wojciech Zalewski
25 września o godz. 9:35 90227
Daje pan wyjaśnienie niewyjaśniające.
1. Pana teza: eksperymenty są starannie zaprojektowane, sekwencje genów scharakteryzowane, a funkcje doskonale poznane.
Moje pytanie: jak zostały „poznane”? Czy nie drogą eksperymentowania, co będzie jak się przeniesie gen X do organizmu Y i zobaczy co z tego wyniknie? Albo co będzie jak się gen M/N włączy/wyłączy? Jak poznawano funkcje genów gdy funkcji tych nie znano.
Moja wątpliwość: człowiek projektuje ciągle licho. Ciągle potrafi popełniać bardzo proste i podstawowe błędy, mimo, że ma do dyspozycji gigantycznie większą wiedzę i narzędzia których nawet nie umieli sobie wyobrazić pierwsi chirurdzy, konstruktorzy żaglowców, czy budowniczowie katedr.
Mój komentarz: wszędzie tam, gdzie konieczne jest dokonanie wyboru spośród wielu możliwość, opartych na subiektywnym wartościowaniu oraz barach w wiedzy, bardzo łatwo o podjęcie nietrafnej decyzji. Na kolejnych etapach decyzyjnych ilość i powaga skutków możliwych błędów rośnie niepomiernie.
Moje pytanie: czyżby manipulacje genami były taką dziedziną nauki oraz praktyki, która wolna jest od podobnych ryzyk?
2. Pana teza: Nie, tak to nie wygląda i nigdy nie będzie wyglądać, więc naprawdę nie ma powodów obawiać sie przenoszenia genów do innych organizmów. Natura zaś wykonuje swe modyfikacje całkowicie przypadkowo – nie ma bardziej szalonego eksperymentatora na tym świecie.
Moja wątpliwość: czy na pewno tak to nie wygląda; w świetle tego co wyżej? Skąd pewność, że nie?
moja wątpliwość do kwadratu: skąd pewność, że tak to nie będzie wyglądać?
Przykład z dziedziny nieodległej: pestycydy, herbicydy miały przynosić wyłącznie dobre skutki. Dobre – dla kogo? Na to pytanie nie padła nigdy klarowna odpowiedź, natomiast padało mnóstwo odpowiedzi fałszywych: dobre dla człowieka! Problem w tym, że nie ma tu nic dobrego wprost, ale jest mnóstwo efektów niebezpośrednich: herbicydy wytruły te rośliny, które człowiek uważał za „chwasty”. Jednak samo pojęcie „chwastu”jest bardzo względne, czasowe, ograniczone i oparte na przyjętym względnym założeniu, graniczącym z ideologią: „pokrzywa jest chwastem”. To zależy dla kogo i w jakiej sprawie. Nie chwastem, ale rośliną leczniczą.
Herbicydy i cała reszta chemii, działając nie wprost, zmieniają całokształt stosunków pomiędzy organizmami, cały ekosystem, o oddziaływaniach tak mnogich, złożonych i subtelnych, że długo jeszcze w swoim bogactwie niepoznawalnych dla człowieka.
A jak już „poznawalnych”, to pytanie, co z tą wiedzą człowiek zrobi. Są to bardzo różne sfery.
W genetyce, nie widzę żadnych rewelacji czyniących ją wyjątkiem wśród innych sfer poznania i działania, więc nie mającej żadnego szczególnego uodpornienia, ani zabezpieczenia przez niepożądanymi skutkami. Pan zaś proponuje, żeby nie mieć obaw, w celu nieposiadania obaw, co jest bardzo przyjemne, gdy się obaw nie ma. Nie ma też jednak pana wyjaśnienia co i jak daje pewność, by obawy były wyłącznie płonne i pozbawione podstaw.
Przyroda tworzy mutacje przypadkowo, nie jest w tym jednak w najmniejszym stopniu szalona,jak pan napisał, co jest wyrażeniem brzmiącym ładnie, ale nie w dziedzinie precyzyjnego rozumowania. Przyroda nie mając celu skrytego w ewolucji nie może też mieć nic z szaleństwa.
Natomiast człowiekowi nie sposób odmówić szaleństwa, ani celu w manipulacjach genetycznych. Jedno może bardzo łatwo przejść w drugie: cel może być jak najbardziej szalony. Zaś środki zaradcze są ograniczone.
Moje pytanie: czyżby człowiek posiadł już pełną i pewną wiedzę jakie są skutki aktywizacji/wyłączania, lub mieszania genów? Czyżby miał pewność, że wszelkie subtelne, złożone, długookresowe skutki tych zabiegów są przez niego z naukową pewnością zbadane?
Kto, kiedy, jak to wszystko zbadał, ustalił?
Badania genetyczne należy prowadzić, bawet gdyby nie należało – z określonych powodów, wątpliwe jest, czy dałoby się je w pełni i na zawsze zablokować. Samo to implikuje jednak niepewność, pan zaś chce, żeby się żadną miarą nie niepokoić.
Za niepokojące należy więc uznać wzywanie do spokoju w sprawach, które spokoju dać nie mogą.
Prowadzić badania, oraz ewentualne wdrożenia, należy z najwyższą ostrożnością. Ostrożność zaś jest siostrą niepokoju. Kto ma pewność nie jest ostrożny, nie ma ku temu powodu.
Czy da pan radę udzielić na to dobrych odpowiedzi?
28 września o godz. 4:39 90229
Świetny wpis, Tanaka. Wprowadzając monokultury zubożamy różnorodność przyrody. Badań niemożna zatrzymać ale maksymalna ostrożność powinna być zachowana we wdrożeniach.
Wojciech Z. Szanse zaistnienia życia na Ziemi też były bliskie zera.