Wczoraj, 5 listopada, obywatele stanu Waszyngton uczestnicząc w referendum wypowiadali się w kwestii znakowania żywności zawierającej GMO. Dokładnie rok temu w stanie Kalifornia głosowanie w tej samej sprawie zakończyło się porażką zwolenników etykietowania produktów GM (53% glosujących było przeciw). Kolejny raz wyborcy i konsumenci odrzucili argumenty zwolenników i zadecydowali, iż żywność GMO nie będzie musiała być stygmatyzowana.
Stosunek głosów w referendum nad poprawką o nazwie Initiative 522, której celem było wprowadzenie znakowania żywności zawierającej GMO był następujący: 55% przeciw, 45% za. Wynik może być pewnym zaskoczeniem. Jeszcze na dwa miesiące przed głosowaniem sondaże mówiły o dużej przewadze zwolenników. Aż 66% respondentów deklarowało, że zagłosuje na TAK (21% na NIE). Sytuacja szybko się zmieniała i w październiku zwolenników znakowania było już tylko 46% (42% deklarowało się na NIE). W tym okresie wiele osób było niezdecydowanych. Z doświadczeń referendów w innych sprawach wynikało jednak, że niezdecydowani często podczas głosowania głosują na NIE i prawdopodobnie to ta grupa osób przechyliła szalę zwycięstwa na stronę przeciwników znakowania. Warto również zwrócić uwagę, że zwolennicy znakowania zwyciężyli tylko w 4 obwodach, w tym najbardziej zaludnionym i zurbanizowanym hrabstwie King (z dużą aglomeracją miejską Seattle) gdzie oddano ponad 25% wszystkich głosów. W pozostałych rejonach, bardziej rolniczych, zdecydowana większosć mieszkańców głosowała za odrzuceniem Initiative 522. Być, może powodem było to, że ludzie Ci mają większy kontakt z rolnictwem, które w USA bardzo korzysta na produkcji żywności GM? A być może zwyciężył po prostu zdrowy rozsądek?
Obie kampanie (tą za i przeciw znakowaniu) zasilono milionami dolarów. Myli się jednak ten kto twierdzi, że zwolennicy znakowania dysponowali niewielkimi środkami. Owszem nie były to sumy tak pokaźne jak kwoty przeznaczone przez firmy sektora spożywczego i rolnego. Niemniej nie można powiedzieć by prawie osiem milionów dolarów wydanych przez zwolenników znakowania to była mała kwota. Pieniądze były duże, emocje również. Taka była zresztą kampania zwolenników zainicjowana przez specjalistę ds. reklamy pana Chrisa McManusa, niemerytoryczna, odwołująca się do emocji, w której nie stroniono od bezpardonowych ataków na technologię, producentów żywności i firmy agrobiotechnologiczne.
O co tak naprawdę chodziło w tym referendum i jaki był jego prawdziwy cel? Zwolennicy znakowania głośno krzyczą, że mają prawo do tego by po prostu wiedzieć co jest w ich żywności (tytuł kampanii to „Right to Know”). To tylko pozory i tzw. „gra pod publiczkę”. Głównym celem organizatorów tej hucpy jest wyeliminowanie żywności zawierającej GMO (a tak naprawdę GMO w całości) ze sklepów ale także i pól. Wypowiedzi organizatorów i „twarzy” kampanii „Right to Know” nie pozostawiają złudzeń:
„Zmusimy ich by zaczęli znakować żywność GM. Kiedy to osiągniemy, wtedy możemy tak pokierować ludźmi by jej nie kupowali.” – Andrew Kimbrell (Centre for Food Safety),
„Osobiście uważam, że stosowanie żywności GMO powinno być całkowicie zakazane, a wprowadzenie znakowania jest najlepszym środkiem do osiągnięcia tego celu (…) to skutecznie wyeliminuje tego typu produkty z rynku, tak samo jak miało to miejsce w Europie” – Dr Joseph Mercola (Mercola.com).
Wypowiedzi te są jednym z powodów dla których jestem przeciwnikiem znakowania żywności GMO. Zwolennikom etykietowania nie chodzi o to by konsument miał wybór i mógł w sklepie sam zadecydować. To jest polityka, populizm i działanie z wyrachowaniem. Ich celem jest usunięcie żywności GM z rynku oraz promowanie ich zdaniem zdrowej żywności organicznej. A górnolotne hasła o prawie konsumentów do wyboru są traktowane przez organizatorów kampanii „Right to Know” instrumentalnie. Ich działania odwoływały się do emocji (wywoływanie strachu przed GMO), często padały nieprawdziwe twierdzenia o szkodliwości żywności GM. Ignorowano opinie agencji ds. bezpieczeństwa żywności oraz oficjalne stanowiska organizacji zrzeszających naukowców/ekspertów. Amerykańskie Towarzystwo Medyczne (AMA), największe stowarzyszenie naukowców w USA – American Association for the Advencement of Science, Amerykańskie Stowarzyszenie Fitopatologów – stoją na stanowisku, że żywność zawierająca GMO nie powinna być znakowana.
Znakowanie samo w sobie jest ważnym i przydatnym narzędziem. Można umieścić skład produktu ułatwiając zbilansowanie diety np. cukrzykom. Dodatkowe informacje mówią nam o zagrożeniach wiążących się ze spożywaniem danego produktu. Nie jest jednak uzasadnione umieszczanie etykiety „zawiera GM”, bo ta informacja nie stanowi z punktu widzenia zdrowia konsumenta żadnej istotnej informacji. Ta informacja dotyczy procesu powstania produktu, nie mówi nic o jego składzie. A jeśli ktoś naprawdę boi się GMO to ma możliwość unikania tego typu produktów. Może pójść do sklepu z żywnością organiczną, w produkcji której obowiązuje zakaz stosowania GMO. W USA pojawiają się również produkty z etykietą „NON GMO Project”. Producent żywności, który nie stosuje składników GM może umieścić taką etykietę na opakowaniu. Jednak organizatorom akcji „Right to Know” chodzi o stygmatyzację, a nie informowanie klienta. Umieszczenie etykiety „wolne od GMO” stanowi dla nich krok do celu jakim jest wyeliminowanie żywności GM z rynku, a być może w konsekwencji do zahamowania rozwoju samej technologii, przed czym przestrzegają również eksperci.
Jestem przeciwnikiem znakowana żywności zawierającej GMO. Byłbym skłonny jednak pogodzić się z decyzją większości społeczeństwa ale pod pewnymi warunkami. Gdyby decyzja zapadła w referendum po merytorycznej dyskusji o skutkach i konsekwencjach znakowania, a kampanie były prowadzone w sposób uczciwy. Chciałbym aby konsument mógł pójść i zdecydować w głosowaniu czy chce znakowanej żywności czy nie, ale chciałbym również by była to decyzja kierowana racjonalnymi przesłankami a nie emocjami. Tylko czy takie referendum mogłoby kiedykolwiek się odbyć (w jakiejkolwiek sprawie)?
Przegrani referendum w Waszyngtonie twierdzą, że zadecydowały pieniądze bogatych firm agrobiotechnologicznych, z czym nie mogę się zgodzić. Jak zapowiadają przeciwnicy GMO to nie koniec batalii. Zwolennicy znakowania dążą do zorganizowania podobnych referendów w kolejnych stanach (być może Oregon będzie następny). Na pewno nie raz będziemy o tym jeszcze czytać. Warto również pamiętać o dosyć skomplikowanym systemie prawnym w USA. W przypadku zwycięstw zwolenników znakowania nie jest przesądzone, że wymóg etykietowania wejdzie w życie ponieważ etykietowanie żywności można wprowadzać tylko z poziomu prawa federalnego i uregulowania tej kwestii w poszczególnych stanach mogą być kwestionowane, z czego najbardziej ucieszyłyby się korporacje… prawnicze.
Analysis of Washington State GMO Labeling Initiative I-522
edit
Ostateczny wynik referendum po zliczeniu głosów nadesłanych pocztą jest następujący: 51,09% przeciw znakowaniu, 48,91% za znakowaniem. Oddano łącznie 1,752,384 głosów.
6 listopada o godz. 15:30 43329
Szanowny nasz Gospodarz pisze: „Przegrani referendum w Waszyngtonie twierdzą, że zadecydowały pieniądze bogatych firm agrobiotechnologicznych, z czym nie mogę się zgodzić.”
To wiemy, że nie może się z tym zgodzić. No niechby tylko spróbował!
6 listopada o godz. 22:28 43352
Jawnie nieuczciwa jest propozycja oznaczania tylko jednej, w dodatku mało istotnej cechy. Bardziej istotne jest ile produkt zawiera toksycznej pleśni czy odchodów zwierzęcych.
6 listopada o godz. 23:29 43354
Panie redaktorze,
Liczenie oddanych glosow we wczorajszych wyboarch jeszcze sie nie skonczylo. W stanie WA glosowanie odbywa sie poczta.
W miejscowej gazecie podano, ze dotyczas przeliczono 997,566. Pozostalo prawdopodobnie 665,044. Ta cyfra jest oparta na ilosci zarejestrowanych osob (registered voters). Liczy sie kazdy glos z data na kopercie najpozniej 5 listopada 2013.
Swoja droga, zakupy robimy w sklepach, gdzie produkty nie sa sztucznie modyfikowane. Takich sklepow jest duzo.
7 listopada o godz. 16:10 43398
kiedy slysze amerykanow z dyplomem collagu ze Mongolia jest przeciez w Europie, kontynentow jest tylko 4, a jezyk francuski to podstawa wszystkich jezykow na swiecie, to nie wierze w takie referenda. te amerykanskie barany nie maja pojecia co to GMO ich to po prostu nic nie obchodzi. nie potrafia liczyc bez kalkulatora, pisac bez bledow, nie mowiac ze co trudniejsze slowa to chyba jakis inny jezyk. komedie mam na codzien. z drugiej strony wielu jest naprawde sprawnych intelektualnie, tyle ze specjalisci z wycinkowa wiedza. czasami sie zastanawiam patrzac na trupy samochodow jakie widac na jezdniach, straszny brud na ulicach, oblesnych tlusciochow w komunikacji publicznej w ktorej na dodateek niemilosiernie cuchnie i bez klimatyzacji z nawiewem nie da sie wytrzymac, gdzie jest to imperium, ta najwieksza potega swiata, najbogatszy narod na ziemi?
7 listopada o godz. 16:38 43400
„Tylko czy takie referendum mogłoby kiedykolwiek się odbyć (w jakiejkolwiek sprawie)?”
-> No wlasnie, chyba nie bardzo. Patrzy Polskie przyklady referendow. Zwykle chodzi o emocje i pozamerytoryczne spory. Ale trzeba zyc z tym co mamy, a nie wybrzydzac. Lepsze takie referendum, niz zupelny brak mozliwosci, by ludzie wyrazili swoje opinie.
A co do znakowania – mysle, ze jesli konsumenci sa zainteresowani jakas informacja, to nalezy im ja podac. Niewazne jak istotna jest to informacja.
Nie widze powodu, by pdoawane informacje ograniczaly sie tylko do skladu produktu, a nie procesow uzytych w jego produkcji. Np „Ta koszula zostala uszyta przez pracujace niewolniczo dzieci” nijak sie ma do skladu koszuli, ale moze byc dla kogos istotna przy zakupie. „Mleko poddane obrobce UHT” tez informuje o pewnym elemencie procestu technologicznego, ale konsumenta pewnie bardziej interesuje ta informacja, niz tabelka z wyliczona zawartoscia wszystkich mikroelementow i witamin. Podobnie moze byc z GMO. Chcociazby w przypadku mleka od krow traktowanych rBGH. Wieksza mlecznosc tych krow okupiona jest ich zwiekszonym cierpieniem i zapadalnoscia na choroby. Wiec wybor mleka od krow nietraktowanych rBGH jest bardziej etycznie slusznym wyborem – a jednak prawo USA zabrania podania mi tej waznej dla konsumenta wiadomosci…
7 listopada o godz. 20:37 43410
@Gronkowiec
„mysle, ze jesli konsumenci sa zainteresowani jakas informacja, to nalezy im ja podac. Niewazne jak istotna jest to informacja.”
Ja bym jednak dodał, że musiałaby to być odpowiednia liczba konsumentów = większość. Nie trudno sobie wyobrazić, że jeśli mielibyśmy umieszczać na etykiecie każdą informacje tylko dlatego, że klient tego chce to dochodziłoby do kuriozalnych sytuacji (osobiście uważam, że spożywanie owoców i warzyw zbieranych przez leworęcznych stanowi dla mnie zagrożenie i chciałbym aby na produkcie umieszczona była informacja o tym czy leworęczni zbierali dany owoc 🙂 ).
Chciałbym nieśmiało zwrócić również uwagę, że jeśli chodzi o znakowanie żywności to w zasadzie w większości krajów nikt konsumentów o to nie pytał. W Unii jest wymóg znakowania i nie przypominam sobie bym miał jakikolwiek wpływ na tę decyzję (nie dane mi było zagłosować w tej sprawie). W USA pewne grupy organizują referenda i konsumenci decydują (kolejny raz), że nie chcą znakować GMO (ku mojemu zdziwieniu, bo podobno ponad 90 % amerykanów nie chce GMO).
7 listopada o godz. 22:15 43415
jeżeli autor, uczestnik reklamy natywnej na etacie Monsanto, Basf, it producentów GMO piszę, że „żywność GMO nie będzie musiała być stygmatyzowana” (czyli słownikowo „nadawać stygmaty” wg słownika języka polskiego a „stygmat” to „pietno”). Jeżeli producenci GMO twierdzą, że one są tak dobre jak są, to dlaczego boją się podawać prawdy: TE PRODUKTY SĄ PRODUKTAMI GMO. Tak jak Monsanto, Basf, etc „produkują się” jako „DOBRE” i płacą za to (m.in. p. Zalewskiemu) to dlaczego obawiają się pomarketingować w stylu „PRODUKTY GMO by MONSANTO SĄ DOBRE”, „JEDZ PRODUKTY GMO by MONSANTO”?? Logika formalna zawodzi, p. Zalewski?
7 listopada o godz. 23:16 43418
@WZ
W Europie generalnie rzadko politycy pytaja wprost społeczeństwo o cokolwiek. Ale wprowadzanie opisów na opakowaniach (i tendencja jest tu wyraźna, ciągle coraz więcej i więcej informacji jest tam umieszczanych) jest robione z myślą o konsumentach i w odpowiedzi na potrzeby konsumentów. Myślę, że wystarczającym powodem do wprowadzenia dodatkowego znakowania jest to, że duża grupa (niekoniecznie aż >50%) się tego domaga.
W trakcie tych batali o znakowanie rpzelano zapewne sporo atramentu, by stworzyć przedziwne konstrukty myślowe, jakoby konsumentowai daje się większy wybór i więcej informacji NIE ZNAKUJĄC produktów zawierających GMO, i zapewne czyniono to nieraz w dobrej wierze, ale ja jednak wolę maksymalnie proste podejście: kilkadziesiąt % społeczeństwa chce znakowania, to niech je dostaną, to ułatwi im wybór produktów zgodnych z ich przekonaniami.
Są jeszcze dwa nurtujące mnie aspekty sprawy:
1. W UE są reguły nakazujące pewne rodzaje znakowania w związku z GMO. Nie słychać, żeby doprowadzało do gospodarkę do ruiny lub powodowało jakieś straszne straty na rynku. Czy to dlatego, że i tak niemal nie ma produktów GMO w UE (I co się stanie, gdy będzie się ich pojawiać coraz więcej?) czy też koszty znakowania wcale nie są tak gigantyczne jak przedstawiają to przeciwnicy znakowania w USA?
2. No i ciągle wraca pytanie, które w wyjątkowo niegrzeczny sposób zadał gjasz: jeśli produkty GMO są tańsze, „lepsze”, i generalnie korzystne dla konsumenta, to dlaczego ich producenci tak panicznie boją się znakowania? Jeśli do tego doda się sugestie niektórych badaczy, że znakowanie to droga do zwiększenia społecznej akceptacji dla GMO, to już naprawdę nie rozumiem… O czym wiedzą wielkie koncerny, o czym my nie wiemy?
P.S.: „podobno ponad 90 % amerykanów nie chce GMO” -> to był taki żart, jak rozumiem? W necie ciężko wyczuć ironię. Statystyki niestety pokazują, że większość obywateli USA nie ma nic przeciw GMO.
7 listopada o godz. 23:40 43419
@Gronkowiec
Wcześniej już dyskutowaliśmy o tym, więc tylko powtórzę: to nie jest walka o prawo konsumenta, tylko stygamtyzowanie. Nie byłoby nim, gdyby wcześniej i obecnie nie prowadzono całej dezinformującej i momentami wyjątkowo perfidnej, co trzeba też przyznać dość skutecznej, kampanii (różnych grinpisów) na temat GMO.
Jestem jednak za znakowaniem, ale pod warunkiem, że będzie dotyczyło wszystkich metod modyfikacji genetycznych – niech konsument ma pełne prawo do informacji. Zgoda? Więc np. niech miłośnicy tzw. żywności ekologicznej też mają szansę dowiedzieć się z etykietki, że owoc czy warzywo zostało: „zmodyfikowane metodami mutagenezy chemicznej”. Dlaczego, skoro żywność ekologiczna jest tak zdrowa i wspaniała, jej zwolennicy nie walczą o prawo konsumentów do pełnej wiedzy?
8 listopada o godz. 0:15 43420
@MR
– O, właśnie o takich skomplikowanych konstrukcjach typu „oznaczanie GMO byłoby w porządku, gdyby ludzie nie byli zmanipulowani i mieli takie same poglądy na GMO jak biotechnolodzy roślin, ale w obecnej sytuacji znakowanie de facto ograniczałoby wolność wyboru”. Ja wolę prosto: ciekawi mnie czy w tym, co jem, jest GMO – i jestem poirytowany że wielkie koncerny wydają kupę kasy żeby mi i innym zabronić takiej wiedzy.
Ten pomysł z znakowaniem wszystkiego to jak zgaduję chwyt erystyczny, ewentualnie ironia, a nie na serio?
W chwili obecnej w UE zdaje mi się do znakowania podchodzi się tak, że jeśli coś jest dla znacznej grupy konsumentów istotne (np że żywność jest eko, że żywność była napromieniowywana, że żywność wyprodukowana z GMO) to to można lub należy zaznaczyć. Nie ma za tym znakowaniem żadnej konkretnej logiki chyba, poza tym że pewne sprawy „poruszają konsumentów i opinie publiczną”. Jako że nie widzę znacznego poruszenia opinii publicznej kwestią konwencjonalnych metod hodowlanych, to nie ma sensu zaznaczać tego. Do czasu aż się opinia publiczna poruszy, oczywiście!
8 listopada o godz. 12:48 43449
@Gronkowiec
Może odwróćmy nieco pytanie. Dlaczego w ogóle żywność GM miałaby być znakowana? Jak rozumiem są dwie przesłanki, które by to usprawiedliwiły:
1. Uzasadnione podejrzenie, że stanowi ona zagrożenie dla zdrowia.
2. Odpowiednia ilość osób po prostu tego się domaga (z różnych powodów).
Brzmi rozsądnie? Chyba tak.
Jak na razie nie ma powodów do znakowania żywności GMO z powodu nr. 1, więc odpada.
Zostaje nam punkt nr. 2, do którego jestem skłonny się przychylić. A więc wprowadźmy znakowanie bo istnieje grupka osób, która tego się domaga. Tylko ustalmy jak wielka ma być to grupa osób? Demokracja rządzi się swoimi prawami i według mnie powinna decydować większość. Pan uważa, że nie. To czekam na propozycję.
Sam pan zauważył, że: „Statystyki niestety pokazują, że większość obywateli USA nie ma nic przeciw GMO”. Nie wiem dlaczego pisze pan „niestety”. Uważa pan, że lepiej byłoby gdyby większość obywateli USA mała coś przeciw GMO? Łatwiej byłoby wprowadzać szereg regulacji anty-GMO, tak jak w Europie? Zresztą, nieważne.
Według najnowszych badań tylko 7% osób jest zainteresowanych informacją czy w żywności znajduje się GMO. Więc w imię woli dużej mniejszości mamy wprowadzać znakowanie, które będzie miało wpływ na całą gospodarkę = całe społeczeństwo? Chyba nie tak działa demokracja?
„jeśli produkty GMO są tańsze, „lepsze”, i generalnie korzystne dla konsumenta, to dlaczego ich producenci tak panicznie boją się znakowania? „
Ponieważ grupka przeciwników GMO prowadzi bezpardonową walkę z technologią, używając kłamstw i manipulacji. W przypadku wprowadzenia znakowania zrobiliby wiele by tak manipulować ludźmi by nie kupowali żywności zawierającej GMO (o czym sami mówią). Podejrzewam, że udałoby im się przekonać jakąś część konsumentów. Nie można więc się dziwić, że firmy próbują temu przeciwdziałać. Mają do tego prawo. Myślę, że gdyby pan produkował jakiś produkt i jakaś hałaśliwa grupka osób rozpętałaby nieuzasadnioną i opartą głównie na kłamstwach kampanię strachu wycelowaną w pana produkt to podejrzewam, że zrobiłby pan wiele by bronić swego wyrobu?
Zastanawia pana to, że firmy biotechnologiczne wydają miliony dolarów na kampanie przeciw znakowaniu. A zastanawiał się pan dlaczego miliony dolarów na kampanie znakowania wydają producenci żywności organicznej? Przecież ten problem ich nie dotyczy. Jak pan sądzi dlaczego tak angażują się w tę kampanię?
„O czym wiedzą wielkie koncerny, o czym my nie wiemy?”
No właśnie o czym? One przecież muszą coś ukrywać przed nami. To byłoby wręcz niewiarygodne gdyby czegoś przed nami nie ukrywały.
8 listopada o godz. 15:35 43454
@WZ
Zgadzamy sie co do tego, ze przeslanka do znakowania jest przeslanka numer 2. W dmeokracji, ktora pan przywolal, kluczowe jest nie tyle robienie wszystkiego, czego chce wiekszosc, ale tez bronienie mniejszosci oraz obrona demokratyznych wartosci. Dlatego wprowadzenie kary smierci (czego domaga sie wiekszosc) albo dyskryminacja mniejszosci entnicznych sa nie do pomyslenia w naszym europejskim modelu demokracji. Jesli nawet tylko 7% domaga sie znakowania (choc mam pewne watpliwosci co do metodologii uzytej w tamtym badaniu), to jest to spora grupa (wieksza niz rozne powszechnie uznawane w demokracjach mniejszosci). I nie podoba mi sie sposob w jaki sa oni traktowani. Anne Glover (ktora przywolywal Pan we wrzesniowym Box Office) zacheca, by podejsc z szacunkiem i zrozumieniem do niepokoju tych, ktorzy sa sceptyczni wobec nowych technologii. W debacie o znakowaniu nie widze szacunku i zrozumienia, widze tylko walke na smierc i zycie. Do mojej wizji demokracji to nie przystaje.
A ogolnie co do znakowania – patrzac na to, co socjologia i antropologia kulturowa mowia o GMO, to najlepsza i najskuteczniejsza metoda do zwiekszenia akceptacji produktow GMO jest wedlug mnie znakowanie. Czyl ialbo ja jestem glupi i sie nie znam (i Pan wybaczy, ale az tak niskiego mniemania o sobie nie mam), albo wielkie koncerny sa glupie (co tez wydaje sie nieprawdopodbne), albo dzieje sie tu cos dziwnego…
Dodam, ze troche sie zawiodlem brakiem komentarza do moich pytan o przyszlosc znakowania i zielonej biotechnologii w Europie, bo liczylem ze tutaj bedzie mial pan jakies ciekawe sugestie lub pomysly…
8 listopada o godz. 15:44 43455
Jak na razie to grupka najemników GMO prowadzi bezpardonową walkę ze zdrowym rozsądkiem, używając kłamstw i manipulacji.
Przykład: Sławna sprawa prof. Seraliniego.
W lutym odbyło się na Uniwersytecie w Stuttgarcie spotkanie Seraliniego i obrońców GMO w obecności studentów. Tak, tak Panie Zalewski, są kraje, gdzie ludzie dyskutują a nie wulgarnie wyzywają. Dyskutanci wcale się nie pozabijali i po 2 dniach dyskusji uznano, że obarczone błędami metodologicznymi badania Seraliniego w niczym nie odbiegają jakością od badań promujących GMO. Ba, nawet dalej, okazuje się, że w ogóle nie są znane żadne badania nie obarczone takimi błędami. Inaczej mówiąc Panie Zalewski, te setki linków, którymi Pan tu zagłusza krytykę, są g… warte. Badania są dokładnie na tym samym poziomie, co u Seraliniego, z których się Panu tu tak wyśmiewał. Od Seraliniego różni się Pan może poziomem manipulacji i barku kultury osobistej. Bo Seralini otwarcie przyznaje się do niedociągnięć.
Wszystko jest w internecie, ale zastanawia, dlaczego Zalewski w ramach obrony przed manipulacją ukrywa takie informacje. Jeszcze ktoś by się dowiedział prawdy? Dlaczego zamiast uważania ludzi za głupków podatnych na manipulację nie dać im możliwości własnej oceny?
8 listopada o godz. 16:04 43457
Problem oznakowywania żywności bardzo złozony i kontrowersyjny dlatego, że opakowanie spełnia jednoczesnie dwie funkcje pozostające w konflikcie: informacyjna i marketingowa. Na prostym przykładzie: na opakowaniu jaj można by napisać:
„zawiera cholesterol i tłuszcze nasycone”, „jest żrodłem łatwoprzyswajalnych białek o doskonale zbilansowanym składzie aminokwasów”, „bogate żródło witamin i mikroelementów”, „niezbędny składnik zdrowej diety”, „od szcześliwych kur”, „od kur karmionych genetycznie modyfikowana soją”, „z hodowli prowadzonej pod nadzorem weterynaryjnym”, „od kur starych polskich ras”, „nie zawiera GMO”.
Jaka jest wartość informacyjna, a jaka dezinformacyjna tego typu znakowania? Co jest informacją, a co marketingiem? Dodam, że wszystkie informacje mogą jednocześnie być prawdziwe dla opakowania tych samych jaj, z tej samej partii. Może jedynym rozsądnym kompromisem powinno być umieszczenie suchej tabelki składu i wartości odżywczej, nr parti, producenta, i daty przydatności do spożycia?
8 listopada o godz. 18:35 43465
@BakoRo
Wiesz, problem w tym ze kazdy ma inne zdanie odnosnie tego co to sa „suche tableki skladu i wartosci odzywczej”. Niby to oczywiste, ale zaraz by sie zaczelo… czy UHT ma byc wspomniane na mleku czy nie? A to ze moze zawierac sladowe ilosci orzechow? Czy tlusze zaznaczac razem, czy dzielic na nasycone, nienasycone, a moze omega-3 generlanie osobno wyszczegolnic. Itd…
Niech juz moze lepiej bedze marketing na opakowaniach, za to polaczony z edukowaniem konsumentow zeby nie dawali sie latwo nabierac na sztuczki marketingowe?
8 listopada o godz. 18:50 43468
Najlepiej kupić własne kury i na każdym nowonarodzonym jajku podać imie kury i co miała na śniadanie.
GMO dla aktywistów jest jak świnia dla islamistow. Jedni mają obozy treningowe w Montanie drudzy w Libanie 🙂
8 listopada o godz. 19:06 43471
Na szczęście w Polsce na opakowaniach puszek z kukurydzą odczytuję znamienne słowa „niemodyfikowana genetycznie”, więc problemy zmanipulowanych Amerykanów wcale mnie nie interesują. Jeśli kiedykolwiek tam pojadę, to z własnym zapasem wody i jedzenia, jak na Saharę. Mocarstwo, które ogranicza własnym obywatelom prawo do rzetelnej informacji, nie zasługuje już na szacunek i naśladowanie. Cała zaś argumentacja o manipulacjach zwolenników naturalnej żywności jest tyle warta, co argumenty o czystości intencji ponadnarodowych korporacji, które z chciwości doprowadziły nas do katastrofalnego kryzysu w 2008 roku.
8 listopada o godz. 20:21 43478
@ZWO
„Bo Seralini otwarcie przyznaje się do niedociągnięć”
Cieszy, że pan Seralinii przyznał w końcu rację światu naukowemu, iż jego badania obarczone są błędami metodologicznymi i są nic nie warte = spożywanie kukurydzy NK603 nie powoduje raka i przedwczesnej śmierci szczurów. To samo twierdzą takie organizacje jak:
– Europejskie Towarzystwo Toksykologiczne (ESTP) – chyba mają pojęcie o prowadzeniu badań toksykologicznych? („ESTP members are pathologists specialized in the diagnosis and interpretation of animal pathology from safety studies, particularly rodent carcinogenesis bioassays.”),
– Sześć komitetów naukowych Francuskej Akademii Nauk (Komitet Nauk Rolniczych, Komitet Medycyny, Komitet Farmacji, Komitet Nauki, Komitet Technologii oraz Komitet Nauk Weterynaryjnych),
– Włoska Federacja Nauk Przyrodniczych – FISV (zrzesza 14 stowarzyszeń naukowych reprezentujących 7000 naukowców),
– Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA),
– Federalny Instytut Oceny Ryzyka Niemczech (BfR),
– Federalne Biuro Ochrony Konsumenta i Bezpieczeństwa Żywnościowego w Niemczech (BVL),
– Australijsko-nowozelandzka Agencja ds. Bezpieczeństwa Żwyności (FSANZ),
– Wysoka Rada ds. Biotechnologii z Francji (HCB),
– Krajowa Agencja Bezpieczeństwa Sanitarnego we Francji (ANSES),
– Narodowy Instytut Zdrowia w Danii (DTU),
– Holenderska Agencja ds. Bezpieczeństwa Żywności (NVW),
– Kanadyjska Agencja ds. Bezpieczeństwa Żywności (Health Canada),
– Belgijska Rada ds. Biobezpieczeństwa,
– Flamandzki Instytut Nauk Przyrodniczych (VIB),
– Rumuńska Agencja ds. Bezpieczeństwa Żywności (ANSV),
– Komisja Techniczna ds. Biobezpieczenstwa w Brazylii,
– Instytut Żywienia Rosyjskiej Akademii Nauk Medycznych,
” Dlaczego zamiast uważania ludzi za głupków podatnych na manipulację nie dać im możliwości własnej oceny?”
Pełna zgoda, dlatego zachęcam do lektury powyższych linków.
Jeśli członków powyższych organizacji również uważa pan za grupkę najemników, to przyznać muszę, że czuję się zaszczycony, iż zalicza mnie pan do tak szacownego grona.
Resztę pozostawię bez komentarza.
8 listopada o godz. 20:31 43480
@Gronkowiec
Pełna zgoda, mniejszości należy chronić. Tylko nie widzę związku między ochroną mniejszości a głosowaniem w sprawie znakowania żywności GMO. Czy zwolennicy znakowania potrzebują jakiejś ochrony?
„A ogolnie co do znakowania – patrzac na to, co socjologia i antropologia kulturowa mowia o GMO, to najlepsza i najskuteczniejsza metoda do zwiekszenia akceptacji produktow GMO jest wedlug mnie znakowanie.”
Bardzo możliwe trudno jednak powiedzieć czy taki scenariusz się zrealizuje.
„Dodam, ze troche sie zawiodlem brakiem komentarza do moich pytan o przyszlosc znakowania i zielonej biotechnologii w Europie, bo liczylem ze tutaj bedzie mial pan jakies ciekawe sugestie lub pomysly”
Jeśli chodzi o przyszłość znakowania w Europie to trudno tu cokolwiek wyrokować. Nie sądzę by miało cokolwiek się zmienić w najbliższej przyszłości. A jeśli chodzi o wpływ znakowania na gospodarkę europejską to jest on póki co niewielki, bo Europa nie jest producentem zbóż GMO przeznaczonych na konsumpcję. Jednak zauważyć należy, iż producenci starają się unikać korzystania z GMO w produkcji żywności. Przykładem może być sytuacja w produkcji cukru, gdy zmieniły się przepisy i cukier uzyskiwany z buraków GMO musiał być znakowany, producenci od razu przestali korzystać z buraków cukrowych GMO.
8 listopada o godz. 22:39 43486
@WZ
Może źle ująłem sprawę. Ci, którzy boją się GMO (czyli te, powiedzmy, 7%) są przekonani, że od jedzenia GMO dostaną raka, alergii, ich dzieci zaczną umierać itd. Mam wrażenie, że najzwyklejszym gestem zrozumienia i uprzejmości byłoby ułatwić im rozeznanie które jedzenie zawiera GMO.
Chciałbym zaznaczyć, że nie popieram jakoś fanatycznie znakowania, ale mam wrażenie, że w dyskusji o znakowaniu brakuje miejsca na te wydaje się oczywiste rzeczy jak prawo konsumenta do wyboru, prawo obywatela do informacji i dobry zwyczaj uchwalania praw które umożliwiają ludziom łatwiejsze życie.
A z braku znakowania wręcz się cieszę – jestem przekonany że wprowadzenie znakowania w USA szybko rozwiązałoby problem nie-akceptacji GMO, a im więcej osób się boi GMO tym kwestia ta jest bardziej zapalna i nagląca i tym bardziej należy o niej pisać – a mi pisanie o GMO się podoba 🙂 Więc jako autor tekstów o GMO mogę zacierać ręce, ale jako hipotetyczny konsument lub obywatel już niekoniecznie…
Co do UE, oczywiście sam napisałem że na razie problemu specjalnie nie ma, bo prawie nie używamy w Europie GMO do bezpośredniej produkcji żywności. Ale można przewidzieć, że to się zmieni – i ciekaw jestem co wtedy? Czy firmy będą faktycznie unikały GMO za wszelką cenę (jak w historii z cukrem, nie znałem jej wcześniej!), czy po prostu zaczną znakować i nikt tego nie zauważy (ile osób dziś zauważa dyskretne znakowanie?!). I co z kosztami? Podejrzewam, że koszty zależeć będą od tego, jak definicja „towarów zawierających GMO” będzie wtedy obowiązywać. Może po prostu większość jedzenia będzie oznaczona jako „może zawierać GMO”, co zminimalizuje koszty? Oczywiście to takie gdybanie, ale ciekawie jest wyobrażać sobie różne warianty przyszłości…
9 listopada o godz. 10:32 43512
@Gronkowiec
„Ci, którzy boją się GMO (czyli te, powiedzmy, 7%) są przekonani, że od jedzenia GMO dostaną raka, alergii, ich dzieci zaczną umierać itd. Mam wrażenie, że najzwyklejszym gestem zrozumienia i uprzejmości byłoby ułatwić im rozeznanie które jedzenie zawiera GMO.”
Może wykażę się małą ilością empatii ale moim zdaniem to, że ktoś ma nieuzasadnione obawy, że z powodu zjedzenia GMO się rozchoruje nie usprawiedliwia znakowania całości produktów na rynku. Tym bardziej, że naprawdę jeśli te osoby tak bardzo się boją to mają możliwość unikania tego typu produktów. Jest żywność organiczna, pojawiają się produkty z etykietą „wolne od GMO”. Myślę, że to jest lepsza droga, czyli dobrowolne znakowanie. Niech to rynek zweryfikuje. Jeśli rzeczywiści konsumenci tego potrzebują, to może w ten sposób wymogą na producentach by sami wprowadzali etykiety? Jeśli będzie popyt to i podaż wzrośnie? Niektóre sieci restauracji w USA informują swych klientów, że w ich lokalu podaje się dania przyrządzone bez dodatków GM. Jeśli dzięki temu będą mieli więcej klientów to inni zaczną również podążać tą drogą?
9 listopada o godz. 13:30 43520
Takie dobrowolne znakowanie „wolne od GMO” może faktycznie być najlepszym rozwiązaniem, by rynek był syty i konsument cały 🙂
Ale niestety taki system też jest kontrowersyjny i w przeszłości udawało się już Monstanto zakazywać znakowania „GMO-free”…
9 listopada o godz. 14:24 43522
Jest jasne jak dwa razy dwa, że chodzi o napiętnowanie żywności.
I niewiele ludzie muszą rozumieć, GMO , znaczy się nienaturalna, niebezpieczna być może, pewnie nie, ale cholera wie, podprogowo człowiek działa.
Producentom żywności bez GMO mało jest reklamy, że ich wolne od tej zarazy, działa, ale słabo. To zamiast swoje promować, konkurencję udupić.
W wielu krajach reklama produktu zmierzającą do deprecjacji konkurencji jest zakazana, a tu mamy sprytny pomysł, zmuśmy konkurencję, niech się oznakuje jak niebezpieczny produkt, jak papierosy, żrące substancje w specjalnych jaskrawych opakowaniach, czy trucizny.
Ten znak ma ostrzegać nie informować.
Jak ktoś tego nie widzi albo jest ślepy, albo obrzydliwie obłudny.
9 listopada o godz. 17:16 43530
@gronkowiec
„Mam wrażenie, że najzwyklejszym gestem zrozumienia i uprzejmości byłoby ułatwić im rozeznanie które jedzenie zawiera GMO.”
Naruszenie praw i wolności producentów (tak oni też mają jakieś prawa) przez prawne zmuszenie ich do stosowania niczym nie uzasadnionych nakazów to nie jest uprzejmość. Mam trochę o tym notkę http://frnkfrankowski.wordpress.com/2012/11/23/powod/
@Wojciech Zalewski
„Zostaje nam punkt nr. 2, do którego jestem skłonny się przychylić. A więc wprowadźmy znakowanie bo istnieje grupka osób, która tego się domaga. Tylko ustalmy jak wielka ma być to grupa osób? Demokracja rządzi się swoimi prawami i według mnie powinna decydować większość. Pan uważa, że nie. To czekam na propozycję.”
To tak nie powinno działać. Większość nie może ot tak narzucić swoją wolę mniejszości bez żadnego uzasadnienia.
9 listopada o godz. 17:39 43533
@Gronkowiec
„Ten pomysł z znakowaniem wszystkiego to jak zgaduję chwyt erystyczny, ewentualnie ironia, a nie na serio?” A dlaczego chwyt erystyczny? Piszę to jak najbardziej na serio. Jeśli chcemy informować konsumentów o użytej technologii uzyskania odmiany danej rośliny, to róbmy to rzetelnie. Np. konsumenci tzw. produktów ekologicznych są przekonani, że jedzą naturalne rośliny i warzywa. Powinni zatem otrzymać informację, że tak nie jest, bo spożywają coś, co powstało dzięki mutacjom genetycznym wywołanym za pomocą substancji chemicznych. Ktoś ich pytał, czy nie chcieliby takiej wiedzy? Jestem pewien, że boją metod „wywoływania mutacji za pomocą silnych chemicznych środków kancerogennych”.
9 listopada o godz. 18:05 43536
@MR
No to trzeba by oznakować każdy możliwy produkt, bo chyba nie ma czegoś takiego jak „niemodyfikowane” rośliny uprawne. Choć oczywiście widzę tu spole pole do kolejnych rozrób, awantur i przepychanek. Fronesis na pewno mógłby ładnie wyjaśnić, jak sztuczne i kulturowo konstruowane jest pojęcie „naturalności”. Zresztą każda kobieta, która wydaje kupę kasy i czasu na wydobycie swojego „naturalnego piękna” dobrze wie, że „naturalne” nie dzieje się samo z siebie tylko wymaga sporo zachodu 😛
9 listopada o godz. 20:10 43544
następne pitolenie dla kasy
11 listopada o godz. 11:48 43650
Nie do końca w temacie dyskusji, za to dobra odpowiedź na pytanie o wpływ nowych technologii (jak GMO) na nasze życie 😉
http://xkcd.com/1289/
12 listopada o godz. 11:43 43706
No dobrze, ale o co chodzi z tym całym znakowaniem? Czy jest jakiś zakaz znakowania produktów wolnych od GMO? Przecież produktów ‚bez dodatkowego cukru’ czy ‚bez konserwantów’ jest pełno, więc jeśli producentowi zależy na informowaniu klienta to może umieszczać też napis „GMO Free” lub podobny. Wiem ze się da bo i takie produkty są na rynku.
Jednocześnie, mnie jako klienta, bardziej interesuje jakich nawozów, środków ochrony roślin, antybiotyków czy hormonów użyto aby wyhodować roślinę lub zwierzę. O ile mi wiadomo żywność GMO nikogo dotychczas nie zabiła, podczas gdy tylko ostatnia europejska epidemia e-coli wywołana kiełkami z uprawy ekologicznej spowodowała śmierć 32 osób.
12 listopada o godz. 16:20 43716
@ Marc1n
O co chodzi? W dyskusjach o GMO chodzi o to żeby „gonić króliczka” a nie żeby go „złapać”. 😀 Tak masz rację w całej UE jest pełna swoboda oznakowywania produktów jako „GMO free”. Jest także obowiązek znakowania żywności i pasz zawierających GMO z listy odmian dopuszczonych na rynek UE jeśli ilość przekracza 0,9%. Tak jest przynajmniej od 10 lat. Co nie przeszkadza przeciwnikom GMO dyskutowac o koniecnosci znakowania i żadac wprowadzenia takiego obowiązku. 🙂
Co do drugiej części wypowiedzi całkowicie sie z Toba zgadzam. Są zdecydowanie ważniejsze kwestie dla naszego zdrowia w kontekscie żywności, konieczne do kontrolowania, ewentualnie znakowania niż GMO. Z drugiej strony żywność dla zdrowia niebezpieczna np. zawierająca rzeczone E.coli O104 jest z definicji nielegalna i powinno być wycofana z rynku i zniszczona (bez konieczności znakowania). pozdrawiam 🙂
12 listopada o godz. 17:14 43721
@BaKoRo, Marc1n
Niestety, w USA nie ma swobody oznaczania „GMO Free”, bo Monsanto za to pozywa do sadow (jak bylo w przypadku mleka od krow szpikowanych rBGH). A w dyskusji o znakowaniu mowa o USA…
12 listopada o godz. 18:33 43724
@ Gronkowiec
Ja rozumiem, że mowa jest o USA. Ale nie rozumiem dlaczego nas w Polsce tak to zajmuje, co jest na opakowaniach żywności w USA, a nie cieszy, że my w Uni akurat tą kwestię mamy uregulowaną i na dodatek jest konsensus obu stron sporu o GMO w tej kwestii.
Poza tym znakowanie „GMO free” jest dla mnie czystym marketingiem skierowanym do przeciwników GMO, bo dla reszty to informacja bez znaczenia. Czy mam ubolewać nad tym jak amerykanie regulują swój marketing? No, please….!
12 listopada o godz. 20:45 43732
@Gronkowiec
Możesz podać przykłady pozwów za oznaczenie produktu jako GMO-Free lub non-GMO?
Sprawy rBGH raczej bym do tego nie mieszał bo nie dość że to hormon, nie GMO, ostateczny wynik był taki że Oakhurst Dairy nadal może swój produkt oznaczać.
Szybkie googlowanie znalazło też http://www.nongmoproject.org/ i listę produktów oznaczonych logo projektu. Spojrzenie na Amazon potwierdza – produkty które wybiórczo sprawdziłem mają to logo. Przy okazji okazało się że jest również sporo produktów oznaczonych GMO-Free w inny sposób. Mimo to nie widzę lawiny pozwów, powiem więcej, nie byłem w stanie znaleźć żadnych. Wszystko na co trafiam to stwierdzenia przeciwników GMO że Monsanto będzie pozywać. No ale nawet załóżmy że to zrobią, po spojrzeniu na wyrok w sprawie rBGH, moim zdaniem nie ma się czego obawiać bo napis ‚Zdaniem FDA nie ma znaczącej różnicy między roślinami non-GMO a GMO’ raczej wiele nie zmieni dla ludzi którzy chcą oznaczania GMO.
Oczywiście, co innego jeśli komuś zależy na eliminacji GMO z rynku, wtedy taka notka na opakowaniu będzie poważnym ciosem dla ‚sprawy’. No ale celem jest informowanie konsumenta a nie eliminacja GMO, prawda?
12 listopada o godz. 22:19 43738
Wal-mart i Pepsico to przodujące molochy w dziedzinie sprzedaży żywności i…. najwięksi producenci żywności ekologicznej. Tak, tak. To nie farmer z koniem i drewnianym pługiem ją produkuje. Anty-GMOwcy zaczęli wiec bojkotować ich produkty ekologiczne czy bio czy jak je zwał. Najwięksi producenci zmienili więc taktyke i teraz lobbuja na rzecz oznaczania GMO. Przecież te firmy i tak zarobią swoje a my za to zapłacimy więcej dzieki aktywistom. Nihil novi.
Artykuły spożywcze oznaczone „Non GMO Project” czy coś w tym stylu są w USA dostępne we wszystkich sklepach spożywczych od najmniejszych do największych. Pisanie o jakimś zakazie czy pozwach jest nieprawdą. Aktywiści dążą do całkowitego wyeliminowania GMO z rynku i nauka nie ma tu nic do rzeczy więc i dyskusja jest bezsensowna. Reszta świata zrobi swoje.
Jak już aktywiści zniszczą GMO to popiją się ekologicznym winem i poumierają od e-coli -)
Nastepne pokolenie zacznie walczyć z żywnością ekologiczną. No z czymś muszą.
http://www.nongmomonth.org/wp-content/uploads/2011/08/Endcap.jpg
12 listopada o godz. 23:22 43743
@Marc1n
No ale rBGH jest jak najbardziej produktem inżynierii genetycznej! I nie „może dalej oznaczać” tylko „może oznaczać, jeśli będzie stosowało tekst jaki mu narzucił Monsanto”. Argument użyty przez Monsanto („rBGH nie jest szkodliwy, więc nie należy oznaczać zawierających go produktów”) w każdej chwili może zostać użyty dla każdego innego GMO („produkt X nie może być oznaczany jako niezawierający GMO, bo przecież GMO jest nieszkodliwe”). Nie wspomnę nawet o całkowitym braku logiki argumentu Monsanto :/ Choć to oczywiście zakamuflowana wersja argumentu „jestem wielką korporacją, masz robić co ci każę.”
Podejrzewam, że jedyne co powstrzymuje Monsanto przed kolejnymi pozwami, to martwienie się o to, jak wpłynęłoby to na ich public relations…
12 listopada o godz. 23:43 43744
@Gronkowiec: Nie ma najmniejszego znaczenia jak uzyskujemy rBGH, gdyby był produkowany metodami syntezy chemicznej nic by się nie zmieniło. Pozew dotyczył oznaczania _mleka_ jako nie zawierającego sztucznych hormonów. Przy czym ponownie zauważ że jedyne co Monsanto osiągnęło w walce ze znacznie mniejszą firmą jest umieszczanie na opakowaniu stanowiska FDA w sprawie rBGH. Zatem czego mają się obawiać producenci chcący oznaczać swoje produkty jako GMO-Free? Pozwu w którym będą mogli się powoływać na ugodę Monsanto z Oakhurst Dairy?
Przykro mi, ale w moje opinii Twoje stanowisko nie trzyma się kupy.
Podsumujmy też co już wiadomo:
– nie byłeś w stanie podać żadnego przykładu pozwu o oznaczenie „GMO-Free”, „NonGMO” lub podobne
– Twoje stwierdzenie że w USA nie można oznaczać produktów jako wolnych od GMO jest fałszywe, takie produkty są na rynku.
– Podany prze Ciebie przykład w którym Monsanto kogoś pozwało za oznaczenia skończył się tym że produkt nadal jest oznaczany jako „Bez dodatku sztucznych hormonów”
13 listopada o godz. 4:34 43758
@Marc1n
Monsanto – firma w żaden sposób niezaangażowana w produkcje mleka w Oakhurst Dairy, a wręcz niechętnie do nich nastawiona – może decydować o tym jakie ciekawostki zdrowotno-zywieniowe FDA ma na opakowaniu swojego produktu umieszczać mleczarnia. Jeśli jest taki precedens, to w każdej chwili Monsanto może zażądać by coś, co im przyjdzie do głowy, umieszczali na swoich opakowaniach producenci innych GMO-free produktów.
Gdyby w Polsce prawo przewidywało, że np. Pepsi może decydować, co ma pisać na swoich etykietach Coca-Cola, to czułbym się bardzo zaniepokojony stanem polskiego prawa…
13 listopada o godz. 15:08 43781
@Gronkowiec
Ależ Monsanto nie może nic decydować, opinię FDA Oakhurst Dairy dodało po _UGODZIE_. A że Monsanto może zażądać? Ja też mogę zażądać. Tyle że po takim precedensie to raczej Monsanto wiele nie uzyska.
Poza tym na dzień dzisiejszy Monsanto _NIC NIE ŻĄDA_ od producentów produktów GMO-Free.
Przykład chybiony, Pepsi i Coca-Cola są bezpośrednią konkurencją, Monsanto i Oakhurst Dairy nie są. Poza tym o ile mi wiadomo, u nas też można się powoływać na to że oznaczenie lub reklama produktu są krzywdzące. Weźmy na przykład proces Heinz vs AgrosNova. Firma Agros Nova, właściciel marki Łowicz określiła swój koncentrat jako „najbardziej pomidorowo pomidorowy”. Heinz pozwał ich za to i wygrał. W tym wypadku chodziło o reklamę ale moim zdaniem w przypadku etykiety byłoby podobnie.
15 listopada o godz. 22:12 43896
http://astromaria.wordpress.com/2013/11/13/najnowsze-wytyczne-europejskie-zatwierdzaja-metodologie-prof-seraliniego-oraz-wyniki-jego-badan-na-szczurach-karmionych-kukurydza-gmo/
Jeszcze nie czytałem, ale tytuł zapowiada się smakowicie 🙂
15 listopada o godz. 22:52 43898
@Gronkowiec
Ilość bzdur w tym teście aż oszałamia. Już sam tytuł jest kłamstwem:
„Najnowsze wytyczne europejskie zatwierdzają metodologię prof. Seraliniego oraz wyniki jego badań na szczurach karmionych kukurydzą GMO”
Kompletna bzdura. EFSA nie zmieniła swego stanowiska odnoście badań prof. Serailaniego (badania uważa za błędnie przeprowadzone, a wnioski całkowicie nieuzasadnione). A jeśli chodzi o wytyczne, które zaproponowała EFSA w przypadku prowadzenia długoterminowych badań toksykologicznych i kancerogennych na szczurach, to chodzi konkretnie o wytyczne OECD 453, których to badania pana Seraliniego nie spełniają, a co wielu naukowców mu wytykało. Przykład? W wytycznych OECD mowa jest o tym, że badana grupa zwierząt to minimum 50 osobników dla każdej płci („For the carcinogenicity phase of the study, a minimum of 50 animals per sex per dose group and concurrent control group should be used”). Jak wiemy grupy pana Seraliniego liczyły tylko 10 osobników.
Zresztą EFSA o tym wyraźnie napisała w swym raporcie nt. badań Seraliniego:
„Séralini et al. (2012) did not follow the internationally accepted protocols for sub-chronic, chronic toxicity and carcinogenicity studies (e.g. OECD 408, OECD 451, OECD 452 and OECD 453) currently recommended in the EU for food and feed safety assessment. Given that Séralini et al. (2012) conducted a two-year study, it is unclear why an OECD guideline suitable for a two- year chronic toxicity or carcinogenicity study (i.e. OECD 451, OECD 452 or OECD 453) was not adhered to.„
Zwracam uwagę, że powyższy tekst jest całkowicie sprzeczny z bzdurami wypisywanymi na portalu astromaria.
Zresztą zachęcam do przeczytania raportu EFSA odnośnie wytycznych do prowadzenia długoterminowych badań na zwierzętach – LINK.
Wbrew temu co piszą na portalu astromaria, badania tego typu będa przeprowadzane tylko w niektórych przypadkach, gdy będą do tego przesłanki po przeprowadzeniu badań 90-cio dniowych. Cytuję:
„Depending on the outcome of previous studies, a 2-year study in rats may also be requested, on a case-by-case basis.”
i dalej:
„It is considered that where it is necessary to assess the safety of long term consumption of whole food for humans or of whole feed for animals, a 90-day feeding study is required (FAO/WHO, 2000). Additional studies with whole food/feed may be required on a case-by-case basis if compositional analyses, 90-day feeding studies or any other available nutritional and toxicological study have identified potential hazards.”
16 listopada o godz. 0:12 43900
@Gronkowiec
Błagam, tylko nie astromaria… Wszystko, co znajduje się na tym blogu, to są kompletne brednie podlane antysemickim sosem – o GMO, chemtrails (że niby smugi kondensacyjne samolotów to rozpylane substancje chemiczne) itp. itd. Zaś stronka „Fakty dla zdrowia”, którą podlinkowała astromaria, ma tyle wspólnego z faktami, co tabloid „Fakt”…
16 listopada o godz. 0:56 43902
@MR
Ależ ja wiem co to jest Astromaria, chyba mnie tam Pan kilka razy wysyłał 😛 No to zajrzałem. Ale nic o reptilianach jeszcze nie znalazłem 🙁
@WZ
Jak pisałem, jeszcze nie zdążyłem przeczytać, ale tytuł przykuł uwagę. Widzę jednak, że już czytać nie trzeba, starczy Pańskie podsumowanie 🙂 Tekstu EFSA o OECD 453 nie znałem, ale też daruję sobie czytanie, starczy ze jakiś czas temu czytałem stanowisko EFSA o Seralinim, jeśli nic się nie zmieniło to nie ma co drążyć i się ekscytować. Cytaty które Pan podrzucił pewnie dobrze streszczają wymowę dokumentu.
Ale od siebie dodam, że – przynajmniej intuicyjnie – najlepszym organizmem do badania wpływu jedzenia na człowieka byłby jakiś organizm w układem pokarmowym podobnym do ludzkiego. Czyli nie szczur ani nie mysz…
16 listopada o godz. 11:11 43922
@Gronkowiec
To po co robi Pan reklamę blogowi ((umieszczając link jakoby do ciekawej „informacji”), na którym są same piramidalne brednie, agresja,”nauka smoleńska” i antysemityzm?
Jaszczurów u astromarii Pan nie znajdzie, trzeba zejść do głębszych rejonów Otchłani.
16 listopada o godz. 11:12 43923
@Gronkowiec
Chyba że stwierdzenie przy linku do astromarii: „zapowiada się smakowicie” miało zabrzmieć sarkastycznie…
16 listopada o godz. 19:55 43941
@MR
1. Astromaria jest rewelacyjna i gdyby jej nie było, to by ją trzeba wymyślić. Choć jak wspominałem brakuje mi u niej reptilianów. Ale na pewno ubarwia polski alt-rozumowy internet 😛
2. Na serio, widząc tytuł pomyślałem, że może bezie soczyście i EFSA jednak zmieniła zdanie co do Seraliniego. Zebrałem się teraz jednak za czytanie tego tekstu EFSA o OECD453 i nie ma w nim nic z tego, co rzekomo miało się w nim znaleźć. Tak jak napisał Godpodarz – badania Seraliniego nadal są na bakier z przyjętymi normami.
19 listopada o godz. 21:05 44076
Szalenie przykro jest czytać dobrze napisany tekst, szczególnie kiedy wygaduje Pan same bzdury. Widać pewną niekonsekwencję w Pana opiniach- najpierw mówi Pan, że każdy konsument powinien mieć wolny wybór (z czym całkowicie się zgadzam),a za chwilę jest Pan przeciwny zaistnieniu wspomnianej możlowości świadomego wyboru. Zarzuca Pan przeciwnikom GMO, że ich celem jest stygmatyzacja i w końcu wyeliminowanie tejże żywności. Moje pytanie więc brzmi co , Pana zdaniem, jest więc celem zwolenników GMO (proszę sobie wyobrazić jakie zyski z tej metody mają prodcenci, skoro przeznaczają tak ogromne sumy na walkę z EKOLOGAMI)? No bo przecież NAPEWNO nie chodzi tu o pieniądze, tylko dobro obywateli. Oczywiście, że tak. Sam chce Pan mieć wolny wybór, jakim więc prawem pozbawia Pan mnie – innego przeciętnego konsumenta- prawa do informacji, która powinna być dostępna wszystkim? Przeciwnicy domagają się jedynie znakowania,zwolennicy pragną pozbawić nas wyboru – wszyscy jedzą GMO bez względu na to czy im się to podoba, czy nie. Trąci mi tu odrobinę żywieniową dyktaturą.
Oczywiście, w swoim tekście podał Pan złote rozwiązania – wystarczy iść do sklepu ekologicznego bez GMO. Czy był Pan może kiedyś w takim sklepie? A jeżeli tak, zerknął Pan może na ceny? Można sobie fantazjować, ale żyjemy w Polsce, kraju gdzie ciągniemy od 1 do 1, żeby tylko trochę zostało. Wyobraża Pan sobie żywienie 4osobowej rodziny tylko ekologiczną żywnością ze średniej krajowej? No, chyba, że Pan tej średniej nie zna.
Pomijam fakt, że nie rozumiem kompletnie jak można wybierać potwory pompowane antybiotykami zamiast tego na czym POWSTAŁA ludzkość. Jeszcze nie widziałam zdrowego człowieka, który wyrósł na chemii. Sądzę, że już niedługo zdrowie wogóle będzie żadkością. W końcu przemysł farmaceutyczny też ma sporo na koncie i trzeba dbać aby ta suma przypadkiem nie zmalała.
Pozdrawiam serdecznie i proszę Pana i Panu podobnych o przemyślenie raz jeszcze tej kwestii, uwzględniając może dla odmiany swoje dzieci i wnuki, które urodzić się już mogą w chemicznym piekle.
21 listopada o godz. 1:40 44161
@’rolniczka’
Producenci mają możliwość oznaczania swoich produktów jako GMO-Free i niektórzy to robią. Konsumenci mają wolny wybór i mogą takie produkty wybierać a nawet naciskać na innych producentów aby takie oznaczenia stosowali.
Jaki jest cel zwolenników GMO? Nie dopuszczenie do eliminacji korzystnej technologii która jest korzystna dla ludzkości. Zyski? A czy wyobrażasz sobie jakie zyski mają producenci żywności organicznej i ekologicznej? I jak wielu nowych klientów zapewnia im walka ‚ekologów’ z GMO?
Ceny w sklepie ekologicznym wynikają z praw rynku. Ludzie są na tyle głupi żeby za taką żywność płacić więcej a do tego daje ona mniejszy uzysk to i więcej kosztuje. A że wielu daje się nastraszyć ‚złym GMO’ i wymyślonymi skutkami ubocznymi to i ją kupują. A że są niedoinformowani to i nie mają pojęcia że od ponad 12 lat w Polsce żywność zawierająca więcej ni 0.9% GMO _MUSI_ być oznakowana. Wielu jest też przekonanych że jemy owoce, warzywa i mięso GMO, mimo że takowych po prostu nigdzie się jeszcze komercyjnie nie uprawia/nie hoduje.
Przypominam też że pompowanie zwierząt antybiotykami i hormonami NIE MA NIC WSPÓLNEGO z GMO. Od tak, po prostu. A mimo to przeciwnicy GMO NAGMINNIE wspominają zarówno o tym jak i o nawozach, pestycydach i herbicydach. Moim zdaniem świadczy to o znikomej znajomości tematu.
Nie widziałaś zdrowego człowieka który by wyrósł na chemii? A widziałaś takiego który dożył 90 lat? Tak? To właśnie dzięki ‚chemii’, dzięki lekom, nawozom, herbicydom i pestycydom, procedurom produkcji i przechowywania żywności. Przed ‚złym’ przemysłem farmaceutycznym, w XIX wieku, mało kto dożywał 70 lat (średnia była znacznie niższa). Teraz średnia wieku wynosi 73 lata.
Poza tym, chemiczne piekło? Już teraz pracuje się nad roślinami wymagającymi mniej nawozów i środków ochrony roślin, nad hodowlą skóry i mięsa poza ciałem zwierzęcia a więc i bez potrzeby stosowania dużych dawek antybiotyków i hormonów. Więc, jeśli ludzie twojego pokroju nie zablokują postępu, ‚chemiczne piekło’ nam nie grozi.