Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
GMObiektywnie - Blog Wojciecha Zalewskiego GMObiektywnie - Blog Wojciecha Zalewskiego GMObiektywnie - Blog Wojciecha Zalewskiego

15.10.2012
poniedziałek

A gdy patent wygaśnie

15 października 2012, poniedziałek,

Wbrew powszechnej opinii, że GMO doprowadzi rolnictwo do zagłady, uprawy genetycznie modyfikowanych zbóż okazały się ogromnym sukcesem. Jest to najszybciej adoptowana technologia, jaka kiedykolwiek została wprowadzona do rolnictwa. W krajach, które ją zaakceptowały, odmiany GMO często stanowią 80-90% całkowitego areału upraw danej rośliny. Najbliższe dziesięciolecie będzie przełomowe dla tej technologii. W tym czasie wygaśnie ponad dwadzieścia patentów na odmiany GMO. W 2014 roku wygasa patent na najliczniej uprawianą roślinę transgeniczną, mianowicie soję RoundupReady (odmiana odporna na herbicyd – glifosat).

Mniejsze firmy hodowlane oraz rolnicy cieszą się z tego faktu, ponieważ zwiastuje to wzrost konkurencji na rynku oraz spadek cen nasion. Radość jest jednak przedwczesna, a na przeszkodzie stają bardzo rygorystyczne regulacje prawne związane z dopuszczaniem na rynek genetycznie modyfikowanych odmian zbóż. Przypomnijmy na wstępie, iż rejestracja odmiany genetycznie modyfikowanej jest rozpatrywana według zasady „case by case”, a każda modyfikacja traktowana jest jako niezależne „zdarzenie” (event). Aby można było transgeniczną odmianę uprawiać i sprzedawać jej nasiona, musi ona uzyskać zgodę jednej z agencji amerykańskich USDA, FDA lub EPA, a czasem wszystkich jednocześnie. Raz dopuszczona na rynek odmiana, musi co jakiś czas być ponownie zatwierdzana. Zwykle co dziesięć lat (np. w Europie).

Procedury są długotrwałe, bardzo kosztowne i często uzależnione od klimatu politycznego panującego w danym Państwie. Konieczność odnawiania deregulacji odmiany stwarza barierę dla małych firm, które chciałyby wejść na rynek zbóż GMO, poprzez wyprowadzanie własnych odmian w oparciu o te z wygasłym patentem. Najzwyczajniej w świecie nie będzie ich stać na opłacenie procedur nie tylko w USA (gdzie miałyby być sprzedawane nasiona) ale również w krajach Europejskich czy Chinach, do których eksportuje się nasiona transgenicznych odmian. Uzyskanie zgody tylko w samych Stanach Zjednoczonych mija się z celem, ponieważ rolnicy niechętnie uprawiają odmiany, które nie mogą być eksportowane za granicę. Kolejną barierą jest ograniczony dostęp do pełnej informacji o technologii danego zdarzenia transformacyjnego, które są niezbędne przy odnawianiu pozwoleń. Dane te są najczęściej utajniane przez firmy, które wynalazły odmianę. Powstaje więc problem i pytanie, kto będzie opłacać kosztowne procedury, tak by można było nadal uprawiać daną odmianę już po wygaśnięciu patentu?

Jak widać, restrykcyjne regulacje sprzyjają utrzymywaniu pozycji monopolistów na rynku również po tym jak wygaśnie ochrona patentowa odmian. Prawo takie zawdzięczamy głównie tzw. organizacjom ekologicznym, które naciskały na polityków by zakazać stosowania GMO w rolnictwie. Ci, by uspokoić aktywistów, ustanowili bardzo restrykcyjne prawo. Te z kolei sprzyja bogatym firmom i korporacjom (o czym pisałem we wpisie „Czy Greenpeace jest sponsorowany przez Monsanto”).

Rozwiązanie problemu wiążącego się z wygasaniem ochrony patentowej jest banalnie proste. Należałoby zrezygnować z absurdalnie restrykcyjnego podejścia do odmian GMO i powinno się je traktować w podobny/taki sam sposób jak resztę odmian, które powstały za pomocą konwencjonalnych technik hodowli. Wielu ekspertów jest zgodnych, iż genetyczna modyfikacja nie stwarza żadnego dodatkowego ryzyka w porównaniu do tradycyjnych metod. Innym pomysłem mogłoby być rezygnacja z wymogu „odnawiania” pozwolenia na uprawy odmiany, która została raz dopuszczona na rynek. Jak to w życiu, najprostsze rozwiązania są zwykle najtrudniejsze do zrealizowania. Główną przeszkodą jest zróżnicowane podejście do kwestii GMO w poszczególnych krajach na świecie oraz brak ujednoliconej polityki. Nawet przy dobrej woli polityków, wprowadzenie w/w rozwiązań zajęłoby całe lata.

Firmy nasienne oraz biotechnologiczne z USA dostrzegają problem i już starają się go w jakiś sposób rozwiązać. Dwie duże organizacje: ASTA (Amerykańskie Zrzeszenie Firm Hodowlanych) oraz BIO (Organizacja Przemysłu Biotechnologicznego) negocjują obecnie w tej sprawie. Porozumienie o nazwie Accord Agreement ma na celu zapewnienie kontynuacji korzystania z odmian GMO, którym wygasła ochrona patentowa. W ramach porozumienia firma hodowlana – wynalazca, zobowiązuje się do zapewnienia przez jakiś czas odpowiednich regulacji odnośnie konkretnej odmiany transgenicznej. Po tym czasie firmy, które chciałyby również sprzedawać daną roślinę, będą partycypować w kosztach związanych z okresową deregulacją.

Porozumienie Accord Agreement ma wejść w życie jeszcze w tym roku. Istnieją pewne kwestie sporne między uczestnikami, jednak wszystkie strony odnoszą się pozytywnie w sprwie osiągnięcia ostatecznego porozumienia. Jest ono bardzo istotne z punktu widzenia gospodarki USA ale i całego świata. Jego brak, może doprowadzić do zawirowań na i tak już mocno niestabilnym, światowym rynku zbóż, w którym rolnictwo amerykańskie odgrywa najważniejsza rolę.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 15

Dodaj komentarz »
  1. Same brednie, napisał to człowiek KTÓRY JEST KOMPLETNYM IDIOTĄ i pewnie myśli że ktoś uwierzy w te brednie. Jestem przekonany że w 99% ma coś wspólnego z biotechnologią… Przyjdzie taki moment gdy zapłacicie za eksperymentowanie i ludobójstwo na obywatelach kuli ziemskiej. Ta idiotyczna technologia prowadzi do kompletnego uniezależnienia rolnika od koncernów posiadających centrale nasienne. Chodzi tu głownie o interes MONSANTO. NIE LICZY SIĘ CZŁOWIEK TYLKO ZYSK!!! LUDZIE NIE DAJCIE SIĘ NABRAĆ, DOŚĆ JUŻ TEGO KŁAMSTWA!!!

  2. @polak

    Owszem, autor ma sporo zwiazkow z biotechnologia, bo sam produkuje GMO.

    @WZ

    Ja troche nie na temat, ale do tego sie juz chyba Pan przyzwyczail: Jak mowa o patentach, to ciekaw jestem jak wyglada sprawa patentowania GMO otrzymywanego w IHAR-PIB. Nie widze w panskich publikacjach wzminki o tym – czy wiec nie patentujecie panstwo swoich GMO? Vzy tylko nie wspomniano o tym w artykule?

  3. @Gronkowiec

    „…wiec nie patentujecie państwo swoich GMO?”

    Patentujemy, owszem.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. @WZ

    Ah, ok. Jak mowilem nie znalazlem o tym wzmianki w artykule, wiec sie zastanawialem… To jeszcze kolejne pytanie: czy w takim razie probuja Panstwo gdzies sprzedac te patenty? Kontakotwac sie z firmami w USA / Chinach itp? Ciekaw jestem po prostu jak wyglada „wdrozeniowa” strona badan nad GMO w praktyce…

  6. @Gronkowiec

    Firmy zagraniczne nie kontaktowały się z nami (z tego co wiem).
    Zainteresowanie wykazywały polskie spółki hodowlane. Niestety gdy dochodziło do trzech magicznych liter „GMO” zainteresowanie się kończyło. Polskich spółek nie stać na walkę z organizacjami typu Greenpeace, którzy wiemy jakimi posługują się metodami i argumentami. Nie stać też ich na prowadzenie przez lata procedury rejestracji odmiany GMO w Unii Europejskiej, liczonej w milionach dolarów (przykładem może być ziemniak Amflora, który pozwolenie na uprawę uzyskał po 13 latach).
    Jak widać, w takich warunkach, z firmami typu Monsanto polskie firmy hodowlane nie są w stanie konkurować.

  7. @WZ

    Tak, wiem, wiem, historie o polskich firmach ktore tracily zainteresowanie slyszac „GMO” juz tu Pan kiedys pisal. Bardziej ciekawi mnie czemu firmy Big Biotech ktore stac na wprowadzanie nowych GMO na rynek sie nie interesowaly…

  8. @WZ

    tzn. Mam na myśli, że może potrzeba te swoje patenty lepiej „zareklamować” ? Mozę wyjść z inicjatywą? Zgaduję że co roku na świecie powstają setki projektów nowych GMO, więc może trzeba coś specjalnego zrobić, żeby zainteresować koncerny swoim pomysłem? Przykro patrzeć jak się wyniki badań marnują…

    BTW: A słyszał Pan coś o zainteresowaniu zachodnich koncernów polskim „cudownym” lnem (co do którego „cudowności” mam wątpliwości, ale nie widziałem wyników badań, więc się jednoznacznie nie wypowiadam)

  9. @Gronkowiec

    Myślę, że reklamowanie patentów to ciekawa inicjatywa i pożyteczna. Tylko naukowcy nie są właścicielami patentu, a jednostka naukowa, więc to do niej powinny należeć takie działania.

    „Przykro patrzeć jak się wyniki badań marnują…”

    Celem naszych badań nie było uzyskanie nowej odmiany i nie był to żaden projekt hodowlany. Celem była analiza genów CKX w jęczmieniu, czyli ważnym gospodarczo gatunku zboża. Jak do tej pory niewiele osób tym się zajmowało, więc jest to ciekawy obszar badań, oczywiście z jakimiś perspektywami na przyszłość. Nie każde badania muszą od razu kończyć się wdrożeniem.

    „A słyszał Pan coś o zainteresowaniu zachodnich koncernów polskim „cudownym” lnem”

    Tak, sam prof. Szopa-Skórkowski o tym mówił w wywiadzie. Zdaje się, że firmy z USA i Kanady tym się interesują.
    http://www.newseria.pl/news/urzednicy_hamulcem_dla,p621200930

    Myślę, że ku uciesze przeciwników GMO, len prof. Szopy nie ma szans w Polsce. Trudno, będą go produkować np. Amerykanie, a później wyślą go do polskich aptek pod własną nazwą handlową. Polska pozostanie „wolna od GMO” i wolna od nowoczesnych technologii.

  10. Historia GMO i walki z nim sił społecznych jest zastanawiająca. Jest w ludziach potrzeba mistycyzmu. Odnoszę wrażenie, że Greenpeaceowcy się w kościele co niedziela czy sobota, czy kiedykolwiek nie spotykają. Chyba dominują ateiści i agnostycy. Czy naprawdę elementarna wiedza plus elementarne logiczne myślenie ma szansę się przebić do tych nieskażonych zabobonem racjonalnych umysłów?
    Moim zdaniem nie.
    Nie wolno zmieniać tego co boskie, naturalne.
    Ba, trzeba cofnąć się w rozwoju, do naturalnych związków z przyrodą, radykałowie zabronią uprawiać ziemię, bo to gwałt na naturze, będzie wolno tylko zbierać, w sprawie polowań pewnie będą dwie frakcje, wegetariańska i naturalna. Tylko jak liczbę ludności na ziemi zredukować poniżej 500 milionów, jakiś silny charyzmatyczny przywódca by się przydał. Albo międzynarodówka w sprawie redukcji ludności świata.

  11. @WZ

    Oczywiście, zgadzam się że nie każde badania muszą się kończyć wdrożeniem! Wręcz uważam że badania „podstawowe” są ciekawsze i dają więcej radości niż te „stosowane”. Natomiast nie za bardzo znam się na biologii roślin, dlatego to co najbardziej zapamiętałem z Pańskiej pracy to ten potencjalnie przydatny w praktyce efekt zwiększonej produktywności rośliny po wyciszeniu CKX (zresztą odnoszę wrażenie że to był nieoczekiwany efekt?). Dlatego moje myśli pobiegły w stronę spraw patentowych. Ale oczywiście, przepraszam za stwierdzenie o marnowaniu się wyników, miałem na myśli, że jeśli już coś się da opatentować, to zawsze szkoda jeśli ten patent nie wchodzi nigdy do użytku. Ale wiem, taki los większości patentów… a badania same w sobie są oczywiście bardzo ciekawe 😛

    Nie wiem jak działają wielkie korporacje, ale gdybym ja miał górę pieniędzy i planował przyszłość firmy w produkcji GMO, to szukałbym okazji żeby wykupić tanio różne ciekawe patenty „na zapas”, bo za jakiś czas się przydadzą (jeśli dobrze rozumiem, są firmy które stosują taką metodę w przypadku technologii informatycznych – wykupić dużo, tanio i na zapas).

    Faktycznie, myślę ze uniwersytety / instytuty badawcze powinny aktywnie próbować „reklamować” ich osiągnięcia i patenty na rynku – w końcu reklama dźwignią handlu, a dzięki sprzedawaniu swoich osiągnięć można mieć dodatkowe źródło finansowania nauki (celowo nie wspomnę tu o poważnych wątpliwościach etycznych odnośnie sprzedawania wyników których uzyskanie sfinansował podatnik, bo to tak złożona sprawa, że w kilku zdaniach nie da się jej zanalizować)

    A próbując jakoś wrócić do tematu notki na blogu: szkoda Polskiego lnu (jeśli faktycznie byłby on taki cudowny jak to jego zwolennicy twierdzą, ale myślę ze nawet autor bloga deBart, lubiany przez MR, przyznałby ze „cudowny len leczący rany” brzmi podejrzanie). Z drugiej strony – możemy zająć się produkcją takich GMO. które są mniej kontrowersyjne. Niedługo kończą się patenty nie tylko na „roundup-ready” rośliny, ale tez na różne leki otrzymywane z pomocą biotechnologii – więc jeśli udało nam się z Polską insuliną z GMO, to może pora na kolejne polskie leki „biotechnologiczne”? 🙂

  12. @Gronkowiec
    Nie wiem, czy len prof. Szopy jest cudowny. Wystarczy by był skuteczny. Ale nie dyskutujemy, czy rzeczywiście tak jest, tylko o tym, że jeśli ten len jest dobry (przyjmijmy to jako roboczą hipotezę), to nie ma szans na jego produkcję w Polsce (i Europie), co jest bardzo niekorzystne. Nie dlatego, że stracimy ten konkretny len, ale że jest to egzemplifikacja problemów tych, które mają wszystkie innowacyjne pomysły z dziedziny biotechnologii.
    W kwestii patentów zacytuję prof. Henniga z IBiB PAN:
    „Dzięki metodom inżynierii genetycznej mój zespół wyhodował ziemniaki, które świetnie radzą sobie z suszą. Oczywiście mogą również rosnąć w normalnych warunkach, co oznacza mniejsze zużycie wody. Nie trzeba chyba tłumaczyć korzyści dla środowiska z tego typu upraw. Opatentowaliśmy to odkrycie. Ale co z tego, skoro z powodu histerii wokół GMO nie mamy szans na jego zastosowanie w rolnictwie – mówi prof. Jacek Hennig, kierownik Pracowni Patogenezy Roślin Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN w Warszawie. – Na szczęście nasz wysiłek nie poszedł całkowicie na marne. Zgłosił się do nas państwowy instytut rolniczy z Kenii, który chce tę samą modyfikację zastosować w kukurydzy. Dostali więc nasz wynalazek za darmo. I dobrze, bo pomagamy w ten sposób krajom afrykańskim dotkniętym klęską suszy. Nie rozumiem tylko, dlaczego polscy rolnicy nie będą mogli korzystać z tych osiągnięć?”

  13. @MR

    Co do prof Szopy, to zastanawiam się na ile jego problemy z rejestracją lnu wynikają z tego, że to jest GMO, a na ile z tego, że chce zarejestrować nowy niebadany produkt leczniczy. W wywiadzie do którego dał w tej dyskusji linka WZ prof Szopa wspomina o straszliwej ilości biurokracji, ale nie wspomina że to GMO jest problemem. Chętnie usłyszę jak to jest, ale jeśli prof Szopa faktycznie chciałby zarejestrować swoje plastry jako leki, mimo że (o ile wiem) nie przeszły badań klinicznych III fazy, to… GMO jest jego najmniejszym problemem!

    Co do suszo-odpornych ziemniaków: zawsze pozostaje sprzedanie patentu na zachód, w ten sposób instytut zarobi kasę a suszo-odoporne ziemniaki pojawią się na polach uprawnych świata. Jeśli to faktycznie taki dobry wynalazek, to chyba jakaś firma by go chciała, czyż nie?

  14. W USA zostały niedawno zarejestrowane odmiany roślin odporne na susze, więc tam już raczej nie kupią polskiego patentu. Pytanie, dlaczego polscy rolnicy nie mogą skorzystać z naszego odkrycia opłaconego z pieniędzy podatników? I pewnie za kilka lat będziemy płakać, że tego typu odmiany kupujemy od Monsanto?

    A co do problemów prof. Szopy:
    „Żeby jednak wynalazek ten nie pozostał jedynie w laboratorium i na papierze, prof. Szopa-Skórkowski musiał przejść długą drogę przez biurokratyczną mękę – m.in. powołać fundację, która zajęła się produkcją opatrunków. Na dodatek są one dziś wytwarzane z lnu wysiewanego wyłącznie na poletkach doświadczalnych, bo przecież rolnicy nie mają prawa uprawiać takiej rośliny – wymagana byłaby na to zgoda nie tylko Polski, ale również Unii Europejskiej. I być może, jak w przypadku ziemniaka Amflora, trzeba by było na nią czekać dekadę oraz wyłożyć na żmudne procedury miliony euro.
    Ale nawet z otrzymaniem zezwolenia na ograniczone uprawy eksperymentalne wrocławski naukowiec miał wielki kłopot, bo np. w ubiegłym roku komisja ds. GMO przy ministrze środowiska (zasiadają w niej m.in. przedstawiciele organizacji zwalczających genetycznie zmodyfikowane rośliny) negatywnie zaopiniowała wniosek o ponowne wysianie lnu na poletkach doświadczalnych. Trzeba było się odwoływać i dopiero za drugim podejściem udało się uzyskać zgodę.
    – To wszystko sprawia, że produkujemy opatrunki metodą manufakturową. Ale jest nadzieja – właśnie toczą się rozmowy z koncernem 3M, który zainteresował się naszym wynalazkiem. Rozmawiamy także z przedsiębiorcami z Kanady, gdzie sprawa upraw zmodyfikowanego lnu nie stanowi takiego problemu jak w Europie, a podejście do GMO jest racjonalne. Zainteresowanie zgłaszają również Chińczycy, energicznie rozwijający biotechnologię – mówi prof. Szopa-Skórkowski. Jeśli więc kiedyś będziemy w Polsce na dużą skalę produkować tego typu opatrunki, to zapewne wyłącznie z lnu uprawianego poza Europą.”

  15. Do Polak.Głupoli nie sieją!Sami się rodzą.Ty Polak jesteś też z GMO!
    Wszystkie istoty żywe to swoiste GMO/natura sama to robi/Tylko nasi kretyni z min.rolnictwa są ciemna masą.Masakra.Ten burak co teraz ministruje powinien zostać potraktowany Kolchicyną.Ale takiemu mutantowi z zsl to już nic nie pomoże☻

  16. @MR

    A, no tak, to sporo wyjaśnia… A swoją drogą, rozmawiałem dziś z pracownikiem firmy która opracowała swój własny opatrunek na niegojące się rany i okazuje się że można coś takiego zarejestrować jako „medical device” a nie jako lekarstwo, więc wtedy odpada cały problem z badaniami klinicznymi. Więc możliwe że ta cześć mojego argumentu była nietrafiona (ale oczywiście nie wiem co prof Szopa planuje).

css.php