Reklama
Polityka_blog_top_bill_desktop
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot1
Polityka_blog_top_bill_mobile_Adslot2
GMObiektywnie - Blog Wojciecha Zalewskiego GMObiektywnie - Blog Wojciecha Zalewskiego GMObiektywnie - Blog Wojciecha Zalewskiego

26.06.2012
wtorek

Oddajmy głos rolnikom

26 czerwca 2012, wtorek,

Sporo czasu w dyskusji o GMO poświęcamy badaniom, raportom i opracowaniom naukowym dotyczącym genetycznie modyfikowanych roślin. W tym wszystkim często umyka gdzieś głos najbardziej zainteresowanych, czyli samych rolników. A któż jest bardziej zainteresowany uprawą takiej transgenicznej kukurydzy jeśli nie plantatorzy tej rośliny. I co Ci plantatorzy kukurydzy mówią? Od lat zaznaczają, że chcieliby uprawiać kukurydzę z genem białka Bt. Jak twierdzą:

„Niezrozumiała jest jawna dyskryminacja wobec rolników, którzy są zainteresowani wykorzystaniem nowoczesnych technologii rolniczych, uznanych za bezpieczne (na równi z ich konwencjonalnymi odpowiednikami), bardziej przyjaznych dla środowiska naturalnego (ponieważ przy ich zastosowaniu zbędne jest stosowanie dodatkowej chemicznej ochrony roślin lub zastosowanie tych preparatów jest znacznie ograniczone).”

I dziwi mnie sprzeciw organizacji rolników ekologicznych twierdzących, że tego typu uprawy zagrażają ich działalności. Doświadczenia innych krajów wskazują, że rolnictwo ekologiczne nie cierpi z powodu koegzystencji z rolnictwem oparatym o GMO. W naszym kraju nie ma ekologicznych upraw kukurydzy. Ale jak to w naszym kraju, najbardziej protestują najmniej zainteresowani.

Ktoś może powiedzieć, że plantatorzy kukurydzy sami nie wiedzą na co się piszą. Przecież według organizacji zwalczających GMO, wcale nie będą mieli większych plonów, wcale nie spadnie zużycie insektycydów, można stwierdzić, że organizacje te chronią rolników przed niemal pewną porażką finansową. W takim razie oddajmy głos tym, którzy tą kukurydzę już uprawiają, na przykład hiszpańskim rolnikom. W przeprowadzonej pod koniec 2011 roku sondzie zapytano ich o plany na kolejny rok. 95% z nich nadal chce kontynuować uprawę transgenicznych odmian, reszta była niezdecydowana. Rok wcześniej wyniki były niemal identyczne. Co zaskakujące rolnicy są zadowoleni i domagają się wprowadzania nowych odmian transgenicznej kukurydzy.

W marcu organizacja ISAAA (International Service for the Acquisition of Agri-biotech Applications) opublikowała ciekawy raport. Zebrano w nim opinie rolników filipińskich dotyczące uprawy genetycznie modyfikowanych odmian kukurydzy, które zostały wprowadzone na rynek w 2002 roku. Wśród wymienianych przez rolników korzyści płynących z upraw transgenicznych odmian 84% wskazuje na większy dochód, 79% lepszą jakość nasion, 67% mniejszy nakład pracy, 17% wskazało inne korzyści. Zaskoczeniem może być opinia o lepszej jakości produktu. Okazuje się, że nasiona miały mniej plamistości, miały wyrównaną wielkość i po prostu lepiej wyglądały.

Wśród innych korzyści wymienianych przez rolników była mniejsza ilość kradzieży kukurydzy z plantacji. Wydaje się, że złodzieje mniej interesowali się transgenicznymi odmianami, które przeznaczone są głównie na cele paszowe. Z uwagi na lepszą jakość nasion skupujący ziarno preferowali transgeniczne odmiany, co wiązało się z dodatkowym dochodem dla rolnika. Podobnie jak w przypadku rolników hiszpańskich 90% filipińczyków zadeklarowało chęć kontynuowania uprawy transgenicznych odmian, 8% było niezdecydowanych, a 2% miało zrezygnować.

Wśród problemów związanych z uprawą transgenicznej odmiany wskazywanych przez rolników, 54% nie wskazało żadnych, 13% twierdziło, że mogą być szkodliwe dla zdrowia, 13% wskazała na wyższe koszty nasion, 8% na słabszą jakość nasion, 7% na większą pracochłonność, etc. Opinie o większej szkodliwości były zwykle oparte na pogłoskach. Nie stwierdzono, aby takie sytuacje rzeczywiście się zdarzały.

Jesteśmy świadkami ciągłego sporu pomiędzy przeciwnikami i zwolennikami upraw GMO w naszym kraju. Oponenci twierdzą zwykle, że uprawy GMO wcale rolnikom korzyści nie przynoszą. Podpierają się przy tym różnego rodzaju opracowaniami, mającymi udowadniać małą opłacalność produkcji rolniczej opartej o GMO (wręcz doprowadzającą do bankructw). Zawsze wtedy zastanawiam się, to po co protestować przeciw tej beznadziejnej kukurydzy MON810? Skoro jej uprawa jest tak mało opłacalna, to każdy rozsądny rolnik będzie się od niej trzymać na odległość. Rolnicy własnymi portfelami doprowadzą do „zakazu” uprawy poprzez brak zainteresowania transgenicznymi odmianami. Dla mnie osobiście nie ma lepszego wskaźnika socio-ekonomicznego jak opinia samych rolników – praktyków.

Podobnie jak naukowcy (tylko dlatego, że są specjalistami od biotechnologii rolniczej) w naszym kraju plantatorzy kukurydzy są nazywani lobbystami, a ich opinia jest kompletnie ignorowana przez aktywistów i naukowców zwalczających GMO. W ich definicji pojęcia „polski rolnik” nie ma rolników uprawiających kukurydzę.

Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_mobile
Reklama
Polityka_blog_bottom_rec_desktop

Komentarze: 37

Dodaj komentarz »
  1. „Sporo czasu w dyskusji o GMO poświęcamy badaniom, raportom i opracowaniom naukowym dotyczącym genetycznie modyfikowanych roślin” – to prawda. Mam dwa pytania: czy istnieją jakieś badania dotyczące stosunku Polaków do GMO? I co wg Pana powoduje opór wobec tej technologi. Trudno mi uwierzyć, że jest to tylko niewiedza. Nie oczekuję jakiejś „pogłębionej analizy socjologicznej”:). Ale mamy organizacje popierane przez artystów, niektórych rolników, polityków którzy protestują bardzo namiętnie…sam znam inżynierów, którzy o GMO mówią w kontekście dzieci z dwoma głowami. W każdym społeczeństwie istnieje grupa, która skłonna jest uwierzyć w największą bzdurę. Ale chętnie poznam Pana opinię na temat.

  2. „W naszym kraju nie ma ekologicznych upraw genetycznie modyfikowanej kukurydzy”
    Przepiękne stwierdzenie 😀
    A w jakim kraju są?
    Nie ma legalnych upraw GMO w Polsce, ale są nielegalne.

    Panie Zalewski,
    konsekwentnie (to już godne nagrody od zleceniodawcy) powtarza Pan zachwyty hiszpańskich rolników uprawiających kukurydzę GMO skrzętnie pomijając, że tylko 20 procent hiszpańskich rolników uprawiających kukurydzę zainteresowanych jest GMO, najbardziej rzecz jasna tam, gdzie występuje szkodnik omacnica. Ogólnie, w całej Unii, kukurydzę GMO uprawia się na 115 000 hektarów, z tego w Hiszpanii 97 000 i 7000 w Portugalii.
    Polskę szacuje się na 3000 ha.
    Jeszcze gorzej wygląda sprawa z ziemniakiem amflora.
    Z powodu braku zbytu obsadzono nim w Szwecji 15 ha i małą parcelę w Niemczech. To było w 2011. Rok wcześniej uprawiano go na 250 ha.
    źródło

  3. nemo
    26 czerwca o godz. 10:56

    To co piszesz o nagrodzie od zleceniodawcy to podła insynuacja.
    Zawsze obecna w dyskusji jak rzeczowych argumentów brakuje.

    „tylko 20 procent hiszpańskich rolników uprawiających kukurydzę zainteresowanych jest GMO, najbardziej rzecz jasna tam, gdzie występuje szkodnik omacnica.”

    No pewnie, powinni odmiany odporne na omacnicę uprawiać tam gdzie ona nie występuje.
    Wyobraź sobie, że rolnik hiszpański głupi nie jest.

  4. Reklama
    Polityka_blog_komentarze_rec_mobile
    Polityka_blog_komentarze_rec_desktop
  5. O, masz rację, parker.
    Podła insynuacja.
    Niezamierzona wprawdzie, tym niemniej, przepraszam.
    Powszechnie bowiem wiadomo, więc i do mnie powinno wreszcie dotrzeć, że autor tego bloga żadnych zleceniodawców nie potrzebuje.
    Może tylko dodam, że jest Hiszpania za górami i mało co o niej wiemy, jeśli chodzi o rolnictwo.
    Dowiadujemy się tylko, że rolnik hiszpański rwie się do GMO jak mało który, choć uprawia ją na mniej niż 100 000 ha.
    Pomijamy zaś tych jego rodaków, którzy uprawiają pszenicę na 2 min ha, a także tych, którzy gospodarują ekologicznie na ponad 1.1 miliona hektarów hiszpańskiej ziemi.
    O producentach (także konwencjonalnych) wina, oliwy, cytrusów, kalafiorów i brokułów, pomidorów i papryki etc. etc. nie ma co wspominać 🙄
    Oddajmy głos rolnikom.

  6. glos powinien byc po stronie konsumentow, a nie rolnikow. Ja rozumiem ze rolnicy chcieliby wiecej zarabiac, ale to nie jest zaden powod. Tak dlugo jak na kazdym kurczaku GMO nie bedzie czerwonej nalepki – ten kurczak byl karmiony pasza GMO i nie wiadomo czy jest on jadalny dla czlowieka. Tak dlugo nie bedzie zgody konsumentow na przeprowadzanie na ich zdrowiu eksperymentow.
    Tzn nie mam nic przeciwko zeby autor bloga zajadal sie pszenica GMO, z checia nawet poczytalbym jaki ma to wplyw na jego zdrowie. Zreszta nic by mnie bardziej nie przekonalo do GMO jak eksperyment polegajacy na zywieniu pasza GMO zwolennikow takich wynalazkow.
    Ja natomiast zostane przy normalnym jedzeniu, bo mi smakuje i nie dostrzegam potrzeby innowacji w zakresie DNA marchewki, ktora zjadam. Nawet jesli przeplacam 30% jej ceny. Te marchewki nie sa az takie drogie, roznice w cenie jakos przeboleje. Nie chcialbym natomiast zeby mi wciskano GMO bez mojej wiedzy, chce miec wybor i tyle. Stad te czerwone nalepki.

  7. @mm

    „istnieją jakieś badania dotyczące stosunku Polaków do GMO?”

    Niedawno na zlecenie CNK powstały takie badania. 66% badanych nie wiedziało co to GMO KLIK. Mówi się również o tym, że ok. 70% społeczeństwa jest przeciw GMO. Tak przynajmniej wynika z badań przeprowadzonych kilka lat temu, ale nie mam do nich źródła. I teraz można się zastanawiać, przeciw czemu tak na prawdę są Ci ludzie skoro nie wiedzą czym to GMO jest? Z kolei badania Eurobarometru wskazują, że jeśli ludzie są informowani z czym wiąże się GMO, to chętniej akceptują taką żywność, o czym pisałem niedawno KLIK.

    „I co wg Pana powoduje opór wobec tej technologi. Trudno mi uwierzyć, że jest to tylko niewiedza.”

    Dalej pisze Pan: „sam znam inżynierów, którzy o GMO mówią w kontekście dzieci z dwoma głowami. W każdym społeczeństwie istnieje grupa, która skłonna jest uwierzyć w największą bzdurę”

    I to jest chyba odpowiedź. Może nie tyle niewiedza, co niedoinformowanie + wykorzystanie tego faktu przez nieliczne, aczkolwiek dobrze zorganizowane grupki przeciwników GMO. Nie wymagam od ludzi aby od razu wiedzieli czym jest transgen, etc. Warto jednak rozmawiać o samej technologii, tłumaczyć na czym polega, jakie niesie korzyści i być może zagrożenia, porównywać ją do innych technik, do praktyki rolniczej, etc. Tego niestety brakuje. Nie ma żadnego programu rządowego dotyczącego informowania opinii społecznej o GMO (tak jak np. w przypadku energii atomowej), a jest to niestety niezbędne. To z kolei wykorzystują przeciwnicy. Bo często ludzie po prostu nie mają skąd zaczerpnąć informacji o GMO, choćby i chcieli. Przeglądając internet i wpisując w wyszukiwarkę trzy magiczne litery „GMO”, jesteśmy wręcz zalewani negatywnym przekazem. Jakby mnie Pan spytał skąd czerpać wiedzę o GMO, to odpowiem, że nie wiem. Lepiej jest na stronach angielskojęzycznych. Wbrew temu co mówią przeciwnicy w mediach również panuje negatywny stosunek do GMO, są nieliczne przykłady jak red. Rotkiewicz czy red. Zagorski, ale to jest kropla w morzu potrzeb. Do tego oskarżanie każdej osoby, która jest zwolennikiem GMO o lobbing i konflikt interesów, tak jak ostatnio zrobiła to grupa naukowców, oskarżając Biuro Prezydenta RP, Ministerstwo Rolnictwa oraz naukowców z PAN o lobbing na rzecz GMO. W tym kraju są tylko przeciwnicy tej technologii (ci dobrzy) no i lobbyści/”agenci” korporacji (ci źli). Nie ma osób „zwolenników”, przynajmniej nikt nie wierzy, że można bezinteresownie popierać GMO. A wszystko to zasługa Koalicji Polska Wolna od GMO i naukowców z nią współpracujących oskarżających „nas” o sprzyjanie interesom korporacji. Wystarczy poczytać komentarze w internecie pod artykułami o GMO, w których nie krytykuje się tej technologii.
    Rozumiem też, że nie każdy musi zgadzać się na akceptację tej technologii. Niestety przeciwnicy prowadzą walkę ideologiczną, często oparta po prostu na manipulacji faktami obwiniając technologię wszystkimi katastrofami naszego wieku (wymieranie pszczół, samobójstwa w Indiach, epidemia otyłości w USA). Są to zwyczajne kłamstwa. Uważam, że to społeczeństwo powinno zdecydować o akceptacji tej technologii. Jednak do póki działalność pewnych grup, będzie manipulować opinią społeczną, to nie uważam aby społeczeństwo było w stanie podjąć racjonalną decyzję (i wcale niekoniecznie pozytywną). Bo taka decyzja będzie mieć swoje konsekwencje i to niemałe. A społeczeństwo powinno być o tym poinformowane, że np. rezygnacja z pasz GMO doprowadzi do wzrostu cen żywności i wtedy niech taki konsument powie czy na to się zgadza.

    @nemo

    Muszę przyznać, że się poddaję. Pana wypowiedzi przekraczają już pewien próg mojego pojmowania świata.

    @kamil

    „Tak dlugo jak na kazdym kurczaku GMO nie bedzie czerwonej nalepki – ten kurczak byl karmiony pasza GMO i nie wiadomo czy jest on jadalny dla czlowieka. „

    Nigdy takiej nalepki nie będzie. Bo nie ma takiej technologii, która pozwoliłaby odróżnić kurczaka karmionego GMO, od tego karmionego nie-GMO.

    „Ja natomiast zostane przy normalnym jedzeniu…”

    To by jeszcze definicję należałoby stworzyć, co to jest to „normalne” jedzenie. Żywność GMO jest najbezpieczniejszą żywnością jaka istnieje na rynku. Nie ma takiego produktu (oprócz leków), który podlegałby takim badaniom jak GMO. Tak więc jeśli tak bardzo Panu zależy na bezpieczeństwie, to zalecam przestawić się na produkty z GMO.

    „Nawet jesli przeplacam 30% jej ceny. Te marchewki nie sa az takie drogie, roznice w cenie jakos przeboleje.”

    Szczerze Panu zazdroszczę. Większości naszych rodaków nie stać na taki luksus, mnie również. Co nie znaczy, że jeśli Pan więcej płaci to automatycznie odżywia się Pan lepiej. Przekonało się o tym 56 ofiar śmiertelnych w Niemczech, które zaraziły się bakterią E. Coli, pochodzącą najprawdopodobniej od „organicznych” warzyw. A jeśli chodzi o mięsko, to ciekawą publikację ostatnio znalazłem, jak się okazuje ekologiczny chów świnek, podwyższa ryzyko zachorowania na toksoplazmozę LINK.

    „Zreszta nic by mnie bardziej nie przekonalo do GMO jak eksperyment polegajacy na zywieniu pasza GMO zwolennikow takich wynalazkow.”

    Muszę Panu przyznać, że z chęcią sięgałbym po produkty oparte o GMO, gdybym miał taki wybór (a nie mam). Sięgał bym po taką żywność nie tylko z przeświadczeniem, że należy do najlepiej zbadanych na rynku, ale ze świadomością, że w ten sposób przyczyniam się do poprawy stanu środowiska i redukcji biedy w odległych zakątkach świata.

  8. Panie Zalewski,
    na pańskie problemy percepcyjne nic nie poradzę, poza może podpowiedzią, że entuzjazm wobec GMO w Hiszpanii wygląda troszkę inaczej, jeśli przestanie się żonglować tymi procentami blisko setki i epatować tytułami „Hiszpańscy rolnicy chcą GMO” (pański drugi link). Może należałoby podać, ilu ich jest, tych entuzjastów. Wobec sceptyków i niezdecydowanych.
    A już ślozy kapią, gdy czytam:
    „Sięgał bym po taką żywność nie tylko z przeświadczeniem, że należy do najlepiej zbadanych na rynku, ale ze świadomością, że w ten sposób przyczyniam się do poprawy stanu środowiska i redukcji biedy w odległych zakątkach świata.”
    No, wzruszenie mowę odbiera.
    A przecież jedząc polskie kurczaki i wieprzowinę już Pan to robi.
    Wspomaga Pan przymierających głodem latyfundystów brazylijskich, paragwajskich i argentyńskich i ta świadomość powinna Panu ulżyć w trosce o biednych w tych odległych zakątkach.
    Czy dopuszcza Pan do siebie myśl, że MY też żyjemy w odległym zakątku?
    Wszystko zależy od przyjętej perspektywy.
    My – pępek świata.
    Nad „do póki” już nie będę się znęcać 😉

  9. ” I co wg Pana powoduje opór wobec tej technologi. Trudno mi uwierzyć, że jest to tylko niewiedza.”

    Co prawda nie do mnie adresowane pytanie i WZ odpowiedział, ale pozwolę sobie na swoją interpretację tego fenomenu.
    Wszystko wskazuje na to, że jednak niewiedza. Materia pozornie skomplikowana i ludziom się nie chce wchodzić w szczegóły, to by tłumaczyło, że nie wiedzą co to jest i jednocześnie są temu przeciwni, albo lepiej, ponieważ nie wiedzą co to, to są przeciwni.
    Bo najbardziej boimy się nieznanego, mamy taki lęk zakodowany przez naturę, żebyśmy nieznanych roślin do buzi nie pchali, obcych się bali, atawizm, kiedyś pozwalał nam przetrwać w środowisku w którym się toczy nieustanna walka o byt i która napędza ewolucję.
    Drugim w kolejności czynnikiem jest dobrobyt i potrzeba. Nie odczuwamy potrzeby GMO, to wydaje się nas nie dotyczy, ale wystarczyłoby, żeby nam głód w oczy zajrzał, na przykład jakiś kataklizm, zaraza odebrała nam tradycyjne gatunki i chleba naszego powszedniego zabrakło, a strach przed głodem zastąpiłby strach przed GMO.
    Kiedyś pytałem przeciwnika GMO na tym blogu, czy gdyby uległ ciężkiemu poparzeniu i rany by się nie goiły, to czy zgodziłby się na opatrunek z lnu GMO który mógłby mu pomóc? Zgadnij jaka odpowiedź padła?
    Ale dziś poparzony nie jest, więc występuje przeciw GMO.
    I tutaj dotykamy trzeciego powodu, egoizmu.
    Nasz strach ważniejszy niż potrzeby innych, mnie stać na droższą marchewkę mówią przeciwnicy GMO. Nie stać, bo w świecie toczy się ekonomiczna walka o byt albo lepiej, o dobrobyt, choć historia uczy, że jak dobrobyt jest zagrożony to i byt może być niepewny, wojny nie o byt wybuchały tylko o dobrobyt ale wielu byt zabierały.
    I ostatni czynnik, nie wiem czy nie najważniejszy, wiara.
    Człowiek z natury jest stworzeniem wierzącym, to podstawowa cecha która nas moim zdaniem od zwierząt odróżnia.
    Niezależnie od systemu wartości wierzymy w siłę sprawczą natury, czy występuje ona pod postacią Boga, takiego czy innego, czy dla ateisty, agnostyka natura jako pojecie abstrakcyjne, jest dla nas czymś co jest święte, w co człowiekowi nie wolno jest ingerować i akt powołania do życia nowego stworzenia, rośliny, czy tym bardziej człowieka, uważamy naturze czy Bogu trzeba zostawić
    I tu kółko się zamyka, niewiedza powoduje, że wydaje nam się iż inżynieria genetyczna jest czymś szczególnym, bo zamiast pozostawić naturze, czyli przypadkowi powołanie do życia nowego organizmu, ośmielamy się do tego zaprząc nasz umysł i zrobić to w sposób zaplanowany.
    A z punktu widzenia natury, nasze celowe działanie, jest takim samym przypadkiem jak każdy inny, bo my też jesteśmy na tym świecie przypadkowo, jako gatunek i jako jednostki.

  10. „Nigdy takiej nalepki nie będzie. Bo nie ma takiej technologii, która pozwoliłaby odróżnić kurczaka karmionego GMO, od tego karmionego nie-GMO.”

    Tak jak można określić skład jogurtu i wydrukować te informacje na etykiecie, tak samo można poinformować klienta czy kurczak był karmiony GMO. Nie potrzeba do tego technologii tylko dobrej woli, i właściwego prawa.

    „Nie ma takiego produktu (oprócz leków), który podlegałby takim badaniom jak GMO.”

    Twierdzi pan że laboratoryjne procedury badania tych roślin są skuteczniejsze niż 4 mln lat presji ewolucyjnej względem organizmów naturalnych? Dla mnie to brzmi naiwnie.

    „Większości naszych rodaków nie stać na taki luksus, mnie również.”

    Jakoś nie widzę biednych ludzi, którzy lobbują za GMO. Widzę za to bogate firmy biotechnologiczne, produkujące jedzenie którego ich pracownicy kijem nie ruszą, bo stać ich na lepsze, droższe, ekologiczne produkty z nalepką BIO.

    „Muszę Panu przyznać, że z chęcią sięgałbym po produkty oparte o GMO, gdybym miał taki wybór (a nie mam)”

    Ja przeciwnie, mocno kombinuje żeby od czasu do czasu zdobyć naturalne jedzenie od zaufanych rolników stosujących uprawy ekologiczne, bo to co jest dostępne w sklepach wydaje się coraz mniej jadalne. Mam rodzinę, która mieszka na wsi i oni się śmieją z jedzenia które dostępne jest w miastach. Produkują na sprzedaż te wielkie czerwone truskawki, bo klienci „kupują oczami” i wydajność hektara jest przy takiej uprawie większa, ale sami ich nie jedzą. Dla siebie mają małe osobne poletko z tradycyjną odmianą, która wygląda gorzej bo podgryzają ją ślimaki, ale smakuje za to znacznie lepiej.

    Ale zgadzam się że wybór nie jest zły, pod jednym warunkiem – że to pan wybiera i ja wybieram, a nie że wybiera za nas mosanto, rolnicy, naukowcy czy unia europejska.

  11. Drobna uwaga: nie tylko rolnicy są „najbardziej zainteresowani” uprawami GMO. My, jako potencjalnie konsumenci tych plonów też jesteśmy, bardzo, ale to bardzo zainteresowani tym czy pojawią się na naszych półkach sklepowych, czy nie!

    A co do obaw rolników „ekologicznych” – GMO się tak już rozprzestrzeniło, że ponoć coraz trudniej jest zdobyć nasiona które by były 100% nie-GMO, zwykle jakieś domieszki poniżej 1% GMo się przyplączą. Gdybym mi zależało, tak jak rolnikowi „ekologicznemu”, żeby nie mieć żadnego GMO na swoim polu, to by mnie to poważnie niepokoiło! Jeśli nawet nie uprawiałbym konkretnie „ekologicznej kuzkurydzy”, to dla samej zasady bym się sprzeciwiał, bo jak się zezwoli na GMO kukurydze, to zaraz zezwoli się na inną GMO-roslinę, która tym razem już się uprawia w Polsce a „ekologicznej” wersji.

  12. tyle roboty panie zalewski!
    (co godzine gina trzy gatunki istot zywych na trzeciej planecie u.s.)…w mojej okologicznej malignie widze ekipy genetykow, ktore doslownie rzucaja sie na zagrozone wymarciem gatunki i zabazpieczaja informacje genetyczna dla przyszlych pokolen, a te zmudnie zapieprzajac, odtworza wazke, czy jaszczurke, ktore nam wczoraj wyginely;
    stoja tam tez i ekipy( i pan tam, oczywiscie, rowniez) wokol uli i radza od switu do wieczora,
    a nie marza – tak jak dzisiaj – o gruszkach na wierzbie.

  13. @byk

    Nie widzę tu nic śmiesznego. Ale owszem, genetycy jak najbardziej też włączają się w ratowanie przyrody i próbują zachować próbki DNA gatunków zagrożonych wymarciem:

    http://www.frozenark.org/

    Mam wątpliwosci czy to działanie słuszne, le z pewnością nie można genetykom zarzucać że się nie interesują ratowaniem przyrody (tylko kto to właściwie Ci „genetycy”? Czy w ogóle ma sens ocenianie nastawienia do przyrody jakiejś grupy zawodowej? To tak jakbyśmy próbowali dyskutować czy przyrodę bardziej kochają blondyni czy bruneci…)

  14. @kamil

    „można poinformować klienta czy kurczak był karmiony GMO.”

    No pewnie. Można byłoby zbudować całą machinę administracyjno-nadzorująco-kontrolną, by pilnowała czy świnie i kurczaki są karmione paszą GMO, bo inaczej nie można byłoby tego stwierdzić. Wielu urzędników na krótko znalazłoby ciepłą posadkę. Koszty tego przedsięwzięcia byłyby jednak tak wielkie, że produkcja żywności stałaby się nieopłacalna i byśmy importowali mięso z zagranicy, a tam nikt nie wymaga już pilnowania świń co jedzą.

    „Twierdzi pan że laboratoryjne procedury badania tych roślin są skuteczniejsze niż 4 mln lat presji ewolucyjnej względem organizmów naturalnych?”

    Przepraszam, ale co do tego ma ewolucja? To co Pan nazywa „normalnym”/naturalnym jedzeniem na pewno takim nie jest i już dawno człowiek ingeruje w naturalne mechanizmy, więc ten zarzut jest całkowicie nietrafiony.

    „Jakoś nie widzę biednych ludzi, którzy lobbują za GMO.”

    Ci ludzie lobbują za GMO chodząc do sklepów i kupując tanią żywność, bo tego potrzebują.

    „Mam rodzinę, która mieszka na wsi i oni się śmieją z jedzenia które dostępne jest w miastach.”

    A ja mam rodzinę na wsi, która jeździ na zakupy do dyskontu, bo im się nie chce w ich nowoczesnym gospodarstwie trzymać kilku świnek i piec co kilka dni chleb. A to, że ktoś sobie wmawia, że jak „rośnie za stodołą” to jest smaczniejsze i zdrowsze, to oczywiście ma do tego prawo.

    „pod jednym warunkiem – że to pan wybiera i ja wybieram, a nie że wybiera za nas mosanto, rolnicy, naukowcy czy unia europejska.”

    Akurat oni za nikogo nie wybierają. Unia Europejska sama narzuciła sobie zasadę, że nie można dyskryminować żadnej technologii, również produkcji GMO. Zakaz uprawy GMO dopuszczonych przez Komisję Europejską jest ograniczaniem i dyskryminowaniem technologii. A klient zdecyduje czy technologia ta się przyjmie.

    @Gronkowiec

    „Drobna uwaga: nie tylko rolnicy są „najbardziej zainteresowani” uprawami GMO.”

    Oczywiście. Raczej chodziło tu o zainteresowanych uprawą takich odmian.

    „A co do obaw rolników „ekologicznych” – GMO się tak już rozprzestrzeniło, że ponoć coraz trudniej jest zdobyć nasiona które by były 100% nie-GMO, zwykle jakieś domieszki poniżej 1% GMo się przyplączą. „

    Nie wiem skąd takie informacje. A protestować dla zasady zawsze można, czego jesteśmy świadkami w przypadku genetycznie modyfikowanych zbóż.

    @nemo

    „Wspomaga Pan przymierających głodem latyfundystów brazylijskich, paragwajskich i argentyńskich i ta świadomość powinna Panu ulżyć w trosce o biednych w tych odległych zakątkach.”

    Hmmm.. Czyli, że uprawy soi GMO do tego się przyczyniają? Bo jakby mieli uprawiać konwencjonalną soję to latyfundia by zniknęły? Ciekawa teoria, choć sensu niewiele.

  15. A co stoi na przeszkodzie hodowcom kurczaków czy świń na metce jadłospis zwierząt zamieścić, nie tylko czy jadły GMO ale co konkretnie?
    Prawo zabrania?
    Jak są klienci którzy za to zapłacą..
    Polecam kury z Bresse, zwłaszcza kapłony fantastyczne.
    Wiadomo co jedzą i co piją, takie wymogi apelacji AOC.

  16. W Polsce i tak nikt nie uwierzy w deklarację, co jadła kura, a zwłaszcza że nie jadła GMO. Pan Zalewski to sam sugeruje pisząc o ciepłych posadkach dla urzędników. Polskiemu chłopu nikt nie ufa, jak i on nikomu nie wierzy. Uczciwość to rzadkie zjawisko w katolickim kraju.
    Panie Zalewski,
    a gdzie Pan się w moim komentarzu doczytał, że GMO powoduje powstawanie latyfundiów?
    Faktem jest, że kukurydza i soja, GMO czy konwencjonalna, sprowadzana do Polski i w ogóle do Europy pochodzi z upraw wielkoobszarowych, dalece zmechanizowanych i uprzemysłowionych. Zaprzeczy Pan temu?
    Jak te latyfundia powstały i powstają, można się dowiedzieć z wielu źródeł. Rodzaj upraw ma tu znaczenie drugorzędne.
    Ubolewając nad brakiem możliwości świadomego sięgania (w Polsce) po żywność powstałą dzięki GMO daje Pan tylko świadectwo swojej hm… ignorancji?
    Wiara w redukcję biedy w odległych zakątkach świata poprzez sięganie po produkty GMO przez konsumentów w Polsce byłaby wzruszająca u naiwnego dziecka, ale u dorosłego, wykształconego człowieka jest deklaracją cokolwiek niepoważną.
    Jeszcze niedawno chciał Pan zwalczać głód na świecie…

  17. @WZ

    Jeśli chodzi o koegzystencję upraw GMO z nie-GMO (czyli czy da się uprawiać w tej samej okolicy i jedne i drugie), to w kilku miejscach już widziałem wiadomości, że pojawienie się odmian GMO nieuchronnie prowadzi do zanieczyszczenia nimi pozostałych upraw. Na przykład takie wyniki z Hiszpanii:

    „Analizę przeprowadzono na tradycyjnych polach kukurydzy w Katalonii i Aragonii w miesiącach od lipca do grudnia 2005 r., z udziałem prawie 40 rolników. Stwierdzono, iż działki były zanieczyszczone przez kukurydzę MON 810 oraz Bt 176, w przedziale procentowymi od 0,07% do 12,6%. W trzech przypadkach dotyczyło to lokalnych odmian kukurydzy, co oznaczało, iż po latach selekcji, nie mogą one zostać ponownie wysiane. Zanieczyszczenie lokalnych odmian stanowi zagrożenie dla bioróżnorodności, ponieważ powoduje zniknięcie lokalnych odmian, nadal znajdujących się w rękach rolników lub powoduje, iż nie mogą one zostać użyte.”

    za:

    http://www.greenpeace.org/poland/pl/co-robimy/stop-gmo/wplyw-gmo-na-srodowisko-i-zdrowie/niemozliwa-koegzystencja/

  18. @gronkowiec:
    dziekuje; a to ciekawe.
    nie ma pan moze moskitiery? bo moje sie skonczyly…

  19. @nemo

    „Faktem jest, że kukurydza i soja, GMO czy konwencjonalna, sprowadzana do Polski i w ogóle do Europy pochodzi z upraw wielkoobszarowych, dalece zmechanizowanych i uprzemysłowionych. Zaprzeczy Pan temu?”

    Nie. Faktem jest również, że to takie kraje jak Argentyna oraz Brazylia odnotowują najszybszy wzrost gospodarczy. Dziwnym trafem kraje o najbardziej zmechanizowanych i wielkoobszarowym (towarowym) rolnictwem należą do tych najbogatszych i nie cierpiących z powodu głodu. Zaprzeczy Pan. Widzę, że Pan jest zwolennikiem teorii prof. Tomiałojcia, który twierdzi, że walka z bezrobociem powinna polegać na promowaniu niewydajnych i mało opłacalnych technik produkcji rolniczej, w ramach hasła, wszyscy mogą być rolnikami.

    „Wiara w redukcję biedy w odległych zakątkach świata poprzez sięganie po produkty GMO przez konsumentów w Polsce byłaby wzruszająca u naiwnego dziecka, ale u dorosłego, wykształconego człowieka jest deklaracją cokolwiek niepoważną.”

    W przeciwieństwie do Pana, swoich deklaracji nie opieram na tekstach z portalu „neo-kultura, medium zaangażowane”, a na literaturze naukowej i różnego rodzaju opracowaniach. Więc z wiarą to ma niewiele wspólnego.

    Polecam dla Pana poniższą lekturę: LINK.

    „Bt crops can also be suitable for small-scale farmers. Evidence from India and other developing countries shows that they contribute to higher household incomes and poverty reduction, when embedded in a conducive institutional environment.”

    Tak więc kupując np. bawełnianą koszulkę, jestem przekonany, że wspieram hinduskich rolników, których produkcja oparta jest o bawełnę Bt.

    @Gronkowiec

    Ma Pan jakieś inne źródło (bardziej wiarygodne)?

    Widzę, że jest Pan zaniepokojony ewentualnym negatywnym wpływem upraw GMO na działalność rolników ekologicznych. Może niech za przykład posłuży nam USA, gdzie chyba nikomu nie trzeba udowadniać, iż kraj ten ma ogromne powierzchnie upraw GMO. Jak wygląda tam kondycja rolnictwa ekologicznego? Bardzo dobrze. Liczba gospodarstw ekologicznych w tym kraju, od roku 2002 zwiększyła się, uwaga… o 240% KLIK. Czyżby kolejny mit został obalony?

  20. Pytać rolników o GMO? To trochę tak jak pytać górników czy spalanie węgla przyczynia sie do efektu cieplarnianego. Albo pedofila jak powinny wyglądać przepisy dotyczące pornografii dziecięcej. Problem z GMO polega na tym, że – jak to mówią ekonomiści – nie są internalizowane społeczne i środowiskowe koszty takiej działalności. A takich kosztów jest sporo – np. niekorzystna przemiana struktury agrarnej, czy spadek różnorodności biologicznej. Słowem farmer zyskuje, społeczeństwo traci.

  21. Jestem pod wrażeniem pańskiej wiedzy o mnie, Panie Zalewski. Wie Pan więcej o moich lekturach i poglądach, niż ja. Dziękuję za uświadomienie i zaszufladkowanie 😉
    Kupując indyjską koszulkę bawełnianą wspiera Pan uprawę bawełny długowłóknistej np. w Kazachstanie (jeśli super jakości, gładkiej i jedwabistej, to w Egipcie). Indie są wielkim importerem bawełny do produkcji tekstylnej.
    Bawełna indyjska znana jest z kiepskiej jakości, krótkich włókien (poniżej 25 mm) i sztywności.
    Niemniej wspiera Pan indyjski przemysł tekstylny zmniejszając tym obszary biedy na świecie. Brawo.

  22. „My rolnicy reprezentujący m.in. Polski Związek Producentów Kukurydzy, Stowarzyszenie Koalicja Na Rzecz Nowoczesnego Rolnictwa…”

    Dziwne, że to rolnicy reprezentują związki i stowarzyszenia, a nie odwrotnie, ale mniejsza z tym. Członkiem zarządu pierwszej organizacji jest Roman Warzecha (IHiAR Radzików), naukowiec odpowiedzialny za badania nad kukurydzą GMO a szefem drugiej właściciel Chempestu. Oznacza to, że definicja pojęcia „polski rolnik” jest niezwykle szeroka.

    „Wydaje się, że złodzieje mniej interesowali się transgenicznymi odmianami, które przeznaczone są głównie na cele paszowe.”

    Tragikomiczne.

    \”Gospodarka, głupcze!”

    „Gospodarka, głupcze!”

  23. @emes

    Pisze Pan o rzeczach albo z GMO nie związanych, albo po prostu nie prawdziwych.

    @Placek

    A kto jest w zarządzie „Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego”, gdzie pracuje prezes „Polskiego Związku Producentów Roślin Zbożowych” i kto „siedzi” w „Krajowym Związku Plantatorów Buraka Cukrowego”?

    A to grzech prowadzić badania nad rozprzestrzenianiem się pyłu kukurydzy GMO, zleconych przez Ministerstwo Rolnictwa? Zdaje się, że wiele osób, konsumentów, rolników jest tym zainteresowanych, a organizacje zwalczające GMO wręcz się tego domagają?

  24. Placku,
    właśnie ten cytat „Wśród innych korzyści wymienianych przez rolników była mniejsza ilość kradzieży kukurydzy z plantacji” przypomniał mi mojego znajomego na Sycylii, właściciela ekologicznej plantacji cytrusów, który na ogrodzeniu swojego giardino wiesza tabliczkę z czaszką i skrzyżowanymi piszczelami, a pod nią pustą butelkę (tę samą od lat) po silnie toksycznym środku do oprysków.
    I ma spokój ze złodziejami.

  25. „A to grzech prowadzić badania…”?
    Najlepiej być sędzią we własnej sprawie 😉 Albo chociaż ekspertem.

  26. @Wojciech Zalewski

    A cóż ma jedno do drugiego? To Pan rzekomo oddał głos rolnikom, a w rzeczywistości po raz kolejny zaatakował i wyszydził wszystko i wszystkich, tak na wszelki wypadek. To ja pytam – czy te dwie wspomniane przeze mnie osoby są rolnikami?

    Jest Pan agresywny i niegrzeczny. Szkoda.

  27. Znalezione w Wikileaks:
    Ambasador USA w Paryżu przesłał (stąd ujawnione) do Waszyngtonu zalecenia rozpętania wojny handlowej z EU.
    Należy przygotować Listę Zemsty środków podejmowanych przeciw rządom, które „sprawiają w EU kłopoty“ z GMO.

    Depesze ambasad pokazują też, że dyplomaci USA interweniowali w Watykanie by zmusić biskupów z krajów rozwijających do zaniechania oporu przed roślinami GMO.

    W Europie jest gorzej bo trzeba przekonywać aż 27 rządów co znacznie podnosi koszty łapówek. Ale dobro i tak samo się obroni.

  28. @Placek

    „czy te dwie wspomniane przeze mnie osoby są rolnikami? ”

    W Pana pojęciu słowa „rolnik” zapewne nie są. dr Warzecha jest jednak specjalistą agronomii (termin określający całość teoretycznej i praktycznej wiedzy o rolnictwie łącznie ze znajomością zarządzania gospodarstwem). Jednym z najlepszych w tym kraju specjalistów od uprawy i hodowli kukurydzy.
    Druga z osób prowadzi również duże gospodarstwo rolne.
    Poza tym jasnym jest, że „Polski Związek Producentów Kukurydzy” nie jest żadnym alter ego dr Warzechy, ani jednoosobowym jego przedstawicielstwem. Organizacja ta zrzesza rolników ale również hodowców i naukowców.

  29. @Wojciech Zalewski

    „I co Ci plantatorzy kukurydzy mówią?”
    i
    „Podobnie jak naukowcy (tylko dlatego, że są specjalistami od biotechnologii rolniczej) w naszym kraju plantatorzy kukurydzy są nazywani lobbystami, a ich opinia jest kompletnie ignorowana przez aktywistów i naukowców zwalczających GMO. W ich definicji pojęcia „polski rolnik” nie ma rolników uprawiających kukurydzę.”

    Wszystkie bez wyjątku definicje rolników i plantatorów należą do Pana, ale nie ma to jak spór z sobą samym.

    Producentów Roślin Zbożowych i Plantatorów Buraka Cukrowego także nie mam za co przepraszać, chyba że są jednak plantatorami kukurydzy. Poletek Monsanto nie chciałem narażać na potencjalną inwazję Anglików.

    Najważniejsze jest to, że w Sejmie odbywa się pierwsze czytanie ustawy o paszach. Nic tylko korzyści dla polskich i argentyńskich rolników.

  30. Pan Zalewski szuka kumpli od bardzo dlugiego czasu. Tylko patrzec, jak ufunduje dla Monsanto nagrode „Eko roku”, by uhonorowac jedynego prawdziwego „zbawiciela” narodow. To, ze ci szczesliwi rolnicy staja sie niewolnikami „zbawiciela” – jakos ekspertowi i fanowi GMO szczegolnie nie przeszkadza. Ot – wiadomo, nie sa filantropami, a kieszenie i zoladki maja przepastne odkad zreja po tonie GMO-owej kukurydzy dziennie.
    I te ciagle nawiedzone smedzenia o „walce z glodem” na swiecie. Panie Zalewski – zywnosci nie brakuje, dziennie niszczy sie miliony ton zywnosci, tej zmodyfikowanej rowniez. Na co pan liczy, uzywajac belkotliwych nic nie wnoszacych argumentow.
    O tym co maja rolnicy uprawiac, ma decydowac konsument. Jezeli nie chce scierwa jesc, to niech ani pan, ani monsanto ani panscy „zmaltretowani” rolnicy na sile go nie uszczesliwiaja. Jak widac panska wiedza marketinogowo-ekonomiczna nie wyszla jeszcze z okresu upadku poznego komunizmu, ktory czemus to padl.
    Dziwie sie bardzo, ze pan taki niby bardzo postepowy i nowoczesny nie zastanawia sie, dlaczego w tych bardziej cywilizowanych krajach Europy trend odzywiania jest calkiem inny. Ludzie chca jesc produkty naturalne, nieskazone ani lapami monsanto, ani wyhodowane w chemicznych szklarniach (prym holenderski) . Co wiecej sa gotowi wiecej za te zywnosc placic. Dlaczego nie robi pan reklamy dla zdrowej zywnosci? Nie oplaca sie? A moze sie pan na tym po prostu nie zna?

  31. Tak, niezależnie co mówią rolnicy (często hodują oddzielnie na sprzedaż i oddzielnie „dla siebie”, chyba nie bez powodu), należałoby najpierw „oświecić” konsumentów i ich później zapytać o zdanie.
    Wracając do poprzedniego wpisu, prof. Rugini mówił, że brakowało zaledwie dwóch lat, aby mógł podsumować swoje badania …
    We Włoszech niektóre produkty spożywcze mają etykietkę NO OGM (po włosku NIE GMO), na przykład słynna wołowina razza Piemontese. I to się czuje. Chociaż przypuszczam, że nie tylko z tego powodu.

    @nemo
    26 czerwca o godz. 17:12

    „…Nad „do póki” już nie będę się znęcać…”

    Nr z kropką na końcu też już był! 🙂

  32. ” prof. Rugini mówił, że brakowało zaledwie dwóch lat, aby mógł podsumować swoje badania …”

    A ja słyszałem o chłopie, któremu jednego dnia zabrakło, żeby konia odzwyczaił od jedzenia. Koń zdechł.

  33. Muszę zwrócić uwagę dyskutantów na pomijany aspekt konfliktu związanego z GMO. W Polsce uprawa kukurydzy na ziarno zajmuje niewielki areał i czy będzie on obsiewany nasionami genetycznie modyfikowanymi czy innymi nie ma w gruncie rzeczy większego znaczenia. Pozwala jednak rozwijać kampanie przeciwko GMO której głównym celem jest zakaz stosowania w Polsce komponentów paszowych z roślin modyfikowanych genetycznie a konkretnie modyfikowanej genetycznie soi będącej podstawą mieszanek paszowych dla drobiu, bydła mlecznego i trzody.
    Jest to zaplanowana i konsekwentnie prowadzona od wielu lat kampania mająca na celu eliminacje polskiej produkcji mleczarskiej i drobiarskiej z rynków międzynarodowych. Produkcja trzody chlewnej został już w kraju zredukowana do poziomu który na lata uczynił z Polski importera wieprzowiny i nie stało się to przypadkiem gdyż sam mimowolnie uczestniczyłem w procesie dobijania naszej produkcji trzodziarskiej.
    Teoria spiskowa? Zdaniem przeciwników GMO pasza zawierająca komponenty modyfikowane genetycznie jest zagrożeniem dla zdrowia konsumentów produktów pochodzących od zwierząt nią karmionych. Udało się w oparciu o te lęki przeforsować w ustawie o paszach artykuł zakazujący stosowania komponentów modyfikowanych genetycznie w paszach na terenie Polski. Jesteśmy chyba jedynym krajem na świecie, a na pewno w Europie, który wprowadził taki zakaz. Wejście w życie tego zakazu jest odwlekane w czasie ale wisi nad polską produkcją zwierzęcą jak miecz Damoklesa.
    Zadziwiające, że GMO w paszach dla zwierząt budzi takie obawy konsumentów natomiast genetycznie modyfikowana soja jest w postaci dziesiątków produktów spożywana przez ludzi nie budząc żadnych obaw ani protestów. Nikt nie proponuje zakazu sprzedaży produktów spożywczych zawierających soję modyfikowana genetycznie, nie słuchać nawet aby ktoś domagał się oznakowania artykułów zawierających taka soję. Czy ktoś potrafi logicznie tłumaczyć ten paradoks? Odpowiedź jest prosta – większość przeciwników GMO w Polsce to „pożyteczni idioci” umiejętnie manipulowani w celu wyeliminowania naszej produkcji z rynków międzynarodowych.
    Jak to się robi? Jakiś czas temu byłem pracownikiem organizacji rolniczej, było to kilka lat przed naszym wstąpieniem do UE. Pewnego dnia pojawił się w naszym biurze młody człowiek – nazwijmy go Pan M. który reprezentował amerykańska organizacje walczącą z koncernem Smithfield Foods. Przedstawił nam zagrożenia wynikające z podjęcia działalności przez ten koncern w Polsce, a miało to być wyeliminowanie polskich producentów trzody z rynku, monopolizacja skupu świń i ich przetwórstwa i niewyrażalne skażenie środowiska przez wielkostadne fermy Smithfielda. Oczywiście energicznie zaczęliśmy zwalczać potencjalne zagrożenie. Pan M. wspierał nas dotaczając materiał informacyjne, wożąc do USA wpływowych działaczy i polityków aby naocznie przekonali się jak straszne skutki przyniesie działalność Smithfield Foods w Polsce. Jednak w demokratycznym kraju nie można zakazać działalności firmie tylko dlatego, że może stanowić zagrożenia dla rynku czy środowiska. Jedyną metodą powstrzymania ekspansji koncernu w kraju wydawało się blokowanie rozwoju dużych ferm produkcji trzody. Niestety udało się. Produkcja trzody w Polsce chociaż względnie duża oparta była na setkach tysięcy drobnych producentów sprzedających kilka-kilkanaście świń w roku. Utrzymanie tej produkcji w nowych warunkach ekonomicznych zależało od jej restrukturyzacji polegającej na drastycznym zmniejszeniu ilości producentów i zwiększeniu ilości produkowanych tuczników w jednym gospodarstwie. Jako organizacja rolnicza powinniśmy zachęcać najbardziej przedsiębiorczych rolników do budowy nowych ferm dużych ferm trzody a my, w ramach walki z Smithfield Foods raczej im przeszkadzaliśmy. Oczywiście nie jest to jedyny ani najważniejszy powód upadku produkcji świń w Polsce ale do tej pory odczuwam niesmak z powodu uczestnictwa przedsięwzięciu które nie miało nic wspólnego z dobrem polskiego rolnictwa. Niedawno rozmawiałem z pracownikiem Smithfield Foods okazało się ze koncern osiągnął w Polsce wszystkie swoje cele strategiczne tylko Polska stała się, chyba po raz pierwszy w historii importerem netto wieprzowiny. Pana M. nie widziałem od lat ale przeczytałem, że realizuje nową misje w Polsce – walczy o wyeliminowanie GMO z polskiego rolnictwa.
    Wprowadzenie w życie zakazu stosowania GMO w paszach zniszczy polskie drobiarstwo i poważnie zagrozi produkcji mleka. Zmonopolizowanie tak dużego rynku pasz jak Polska spowoduje nieuchronny wzrost ceny soi no GMO w naszym kraju a to przełoży się na załamanie opłacalności produkcji zwierzęcej opartej o te pasze.
    Nie ma naukowych przesłanek wskazujących na szkodliwość GMO, a ja nie wierze w szczerość intencji osób bez obawy konsumujących produkty z modyfikowanej soi a obawiających się picia mleka od krowy karmionej taka sama soją. Przypominają mi Orwellowskie owce powtarzające „soja no gmo dobrze, soja standard źle”.

  34. Problemem polskich hodowców trzody chlewnej jest rzeczywiście nieefektywność i nienowoczesność hodowli, a także niskie umiejętności. Polski rolnik najchętniej tuczy, bo to najprostsze, natomiast unika trudniejszych spraw jak np. produkcja prosiąt Ani słowa o GMO
    Z wypowiedzi fachowców:
    „Holandia i Dania będą produkowały prosięta i warchlaki, bo są w tym dobrzy. Nie będą zwiększali pogłowia tuczników, bo to są małe kraje i środowisko tego nie wytrzyma. Holendrzy najchętniej zrezygnowaliby z produkcji świń i wszystko robią, by ją zmniejszyć. Płacą rolnikom duże odszkodowania za rezygnację z hodowli i zburzenie chlewni do fundamentu”
    Polska stanie się tuczarnią Europy z wszystkimi uciążliwościami dla środowiska.

  35. O żywieniu prosiąt i tuczników wysokomięsnych
    „…z ekonomicznego punktu korzystne jest stosowanie antybiotykowych stymulatorów wzrostu, takich jak np. flawomycyna czy salinomycyna. Poprawiają one zdecydowanie przyrosty i wykorzystanie paszy…”
    Wszystko przeliczone. Nic o GMO. Udział soi w paszy – do 15 procent.

  36. W ubiegłym roku 270.000 ekologicznych rolników z gospodarstw rodzinnych w USA, bezskutecznie próbował podać Monsanto do sądu za roznoszenie GMO nasion przez wiatr i insekty na pola rolników.
    Monsanto od lat używa tego pretekst do oskarżenia rolników o kradzież własności Monsanto.

  37. @Adam2222

    „W ubiegłym roku 270.000 ekologicznych rolników z gospodarstw rodzinnych w USA, bezskutecznie próbował podać Monsanto do sądu za roznoszenie GMO nasion przez wiatr i insekty na pola rolników.”

    270.000? Skąd ta liczba? To podali do sądu czy nie podali, skoro pisze Pan, że „bezskutecznie”?

    „Monsanto od lat używa tego pretekst do oskarżenia rolników o kradzież własności Monsanto.”

    Szkoda, że dalszego ciągu historii Pan nie przytoczył. Pozew rolników został przez sąd federalny odrzucony, ponieważ żaden z rolników nie był w stanie udowodnić, aby dochodziło do praktyk o których Pan pisze. Żaden rolnik ekologiczny nie był oskarżony o „kradzież własności Monsanto”. Sąd stwierdził, że jak do tej pory nawet nie było „prawdopodobieństwa” wystąpienia takich praktyk.
    Sąd uznał pozew rolników jako mający na celu „wywołanie nieuzasadnionych kontrowersji wokół nieistniejącego problemu”. KLIK.
    Jak widać rolnikom udało się dopiąć swego, skoro Pan @Adam2222 pisze na blogu o tej sprawie.

  38. „można poinformować klienta czy kurczak był karmiony GMO.”
    No pewnie. Można byłoby zbudować całą machinę administracyjno-nadzorująco-kontrolną, by pilnowała czy świnie i kurczaki są karmione paszą GMO, bo inaczej nie można byłoby tego stwierdzić.

    Wydaje mi się, że jeżeli GMO generuje jakąś wartość (np. finansową) to powinna ona wystarczyć na wydruk etykiet i stworzenie systemu do ich obsługi. Jeżeli od tego zależy wybór konsumentów, to firmy biotech powinny zapewnić odpowiednią infrastrukturę do oznaczania swoich produktów. To jest problem tych firm, a nie rządu czy społeczeństwa.

    „Twierdzi pan że laboratoryjne procedury badania tych roślin są skuteczniejsze niż 4 mln lat presji ewolucyjnej względem organizmów naturalnych?”
    Przepraszam, ale co do tego ma ewolucja? To co Pan nazywa „normalnym”/naturalnym jedzeniem na pewno takim nie jest i już dawno człowiek ingeruje w naturalne mechanizmy, więc ten zarzut jest całkowicie nietrafiony.

    Ewolucja trwa od 5 miliardów lat, uprawy rolnicze od 10 tys. Przez te ostatnie 10 tys. lat ludziom nie udało się jeszcze zniszczyć wszystkich ekosystemów jakie istnieją na ziemi. Chociaż jesteśmy już dość blisko.

    Ja jestem zdania że GMO to technologia, która – tak jak każda technologia – nie jest ani dobra ani zła. To jest kwestia w jakim celu jest stosowana. Tak jak z fizyką jądrową.. Możemy budować bomby, albo elektrownie atomowe. Zależy od zastosowania.

    I teraz chciałbym wywołać w panu chwilę refleksji, bo trzyma pan w rękach potężne narzędzie, które może pan użyć do zbombardowania i zmiecenia z powierzchni naszego kraju delikatnych ekosystemów, które nam jeszcze pozostały. Albo przeciwnie rozwinąć tą technologię (albo branżę) jeszcze trochę tak żeby nikt na tym nie stracił, a wszyscy skorzystali.

    Korzystanie z GMO w celu obniżenia jakości i ceny jedzenia to przykład takiej bomby atomowej. Wprowadza pan do ekosystemów na szeroką skalę nowy materiał genetyczny, który jest niezwykle silny (bo podrasowany w laboratorium), który wyeliminuje wiele innych genów z puli którą natura tworzyła przez 5 mld lat. W zamian zyskujemy kilkunastoprocentową oszczędność w cenie kukurydzy, kosztem jednak jakości i smaku finalnego produktu. To jest moim zdaniem ZŁO.
    OK, głód to większe zło, dlatego takie rozwiązania w krajach gdzie głód panuje można postrzegać inaczej, jednak w Europie głodu nie ma, jest za to nadprodukcja i marnotrawienie żywności na olbrzymią skalę. Proszę poszukać statystyk nt tego ile jedzenia codziennie wyrzuca się do śmieci.

    Innym przykładem zastosowania GMO są te opatrunki z lnu. Dzięki modyfikacją genetycznym otrzymujemy nowy naturalny materiał, który może zrewolucjonizować sposób w jaki leczone są oparzenia. Zauważ że raczej uprawy takiego lnu nie opanują całego kraju niszcząc w ten sposób materiał genetyczny wielu innych roślin. Przeciwnie będzie to kolejny element ekosystemu, który zwiększy jego różnorodność. Takich przykładów pewnie jest więcej, pan pewnie zresztą lepiej orientuje się w temacie.

    Teraz tak na prawdę do pana zależy wybór, czy będzie pan nadal nieświadomie lub świadomie budować bombę atomową, którą zrzuci pan na głowy własnych dzieci. Czy zajmie się pan czymś co generuje więcej korzyści niż kosztów dla nas wszystkich i pana w szczególności.

    Jeżeli chce pan rzeczywiście mówić o GMO obiektywnie to proszę rozpocząć dyskusję o tym jak DOBRZE stosować tą technologię, jak również podawać przykłady tego, czego NIE powinniśmy z nią robić. Jakie są ZŁE zastosowania tej technologii. To jest narzędzie i jak każde narzędzie można stosować je w dobry i zły sposób. To mam nadzieje jest dla pana oczywiste.

    You’re solving the wrong problem

    Nie poprawiajcie jedzenia. Z naturalnym jedzeniem jest wszystko w porządku. Przez 5 mld lat ewoluowaliśmy jako gatunek żeby się nim żywić. Stosowanie GMO do tego żeby obniżyć jakość i cenę jedzenia niszcząc przy tym całe ekosystemy to rozwiązywanie złego problemu. Proszę się nad tym chwilę zastanowić bo to w końcu pana będą za jakiś czas pewnie pokazywać palcami:

    To ten Zalewski dzięki któremu wyginęły wszystkie pszczoły, a Polacy przytyli w ciągu ostatnich 10 lat średnio o 30kg przez co zbankrutowała służba zdrowia.
    albo
    To ten Zalewski dzięki który wywalczył dla nas te lecznicze opatrunki i rośliny które z których możemy produkować inne niesamowite rzeczy.

    Pierwszy i drugi Zalewski będzie w przyszłości bogatym człowiekiem, więc motywacja finansowa nie powinna zaślepiać panu oczu. Jako ekspert i bloger ma pan możliwość kształtowania dyskursu na ten temat, z mojej strony proszę żeby robił pan to odpowiedzialnie. Jednak to którą drogę pan wybierze zależy jednak tylko od pana.

css.php