W ostatnim czasie miały miejsce dwa wydarzenia, które świadczą o zmianie nastawienia władz rosyjskich nie tylko do samej biotechnologii ale również do genetycznie modyfikowanych organizmów. Czyżby nasi bracia zza wschodniej granicy zaczęli dostrzegać potencjał drzemiący w inżynierii genetycznej?
24 kwietnia 2012 roku Władimir Putin sygnował swym podpisem realizację projektu o nazwie „Kompleksowy Program Rozwoju Biotechnologii w Rosji 2012-2020„. Rosja planuje stać się jednym z liderów w dziedzinie biotechnologii oraz zamierza stworzyć szeroki i konkurencyjny sektor bioekonomii. Razem z rozwojem nanotechnologii oraz technologii informatycznych ma to przyczynić się do modernizacji oraz zwiększenia konkurencyjności rosyjskiej gospodarki.
Realizacja projektu odbywać się będzie w dwóch fazach rozłożonych na lata 2012-2015 oraz 2016-2020. Na ten cel Rząd Rosji przeznaczy „drobne” 40 mld dolarów (1,18 tryliona rubli). W biotechnologię rolniczą Rząd ma zamiar zainwestować 200 mld rubli. Na pozostałe działy biotechnologii przeznaczono następujące sumy: bioenergetyka – 367 mld rubli, biotechnologia przemysłowa – 210 mld, biomedycyna – 150 mld, biofarmaceutyki – 106 mld, biotechnologia morza – 70 mld, biotechnologia leśna – 45 mld, biotechnologia środowiskowa – 30 mld.
Projekt przewiduje rozwój nowych odmian zbóż w oparciu o osiągnięcia biologii molekularnej w tym inżynierię genetyczną. Obecnie Rosja praktycznie nie prowadzi badań nad nowymi odmianami zbóż odpornych na suszę, szkodniki, choroby, niekorzystne warunki środowiska, etc., w których wykorzystywano by najnowsze osiągnięcia biotechnologii. Bez tego, rolnictwo rosyjskie będzie coraz mniej konkurencyjne na światowych rynkach.
Kolejnym wydarzeniem świadczącym o złagodzeniu podejścia Rosjan do GMO, jest niedawna decyzja władz Moskwy. W kwietniu rządzący stolicą Rosji zdecydowali, że producenci żywności, która nie zawiera GMO, nie będą musieli oznaczaj jej jako „Wolna od GMO!”. Etykieta taka została wprowadzona na terenie Moskwy w 2007 roku. Teoretycznie etykietowanie produktów nie było wymagane, ale producenci z uwagi na utrzymanie dobrych relacji z władzami Moskwy uznali, że będą się do przepisu stosować. Oznakowanie to było jednak wymagane w przypadku produktów zamawianych na koszt budżetu miasta.
Dmitriy Krasnov (Departament Handlu i Spraw Klientów), na wystąpieniu przed mediami, tak oto uzasadniał decyzję władz Moskwy:
1. Etykieta „Wolne od GMO” wprowadzała w błąd klientów, sugerując im, że produkty te mają jakieś korzystne cechy, nawet jeśli mogły zawierać szkodliwe dla zdrowia substancje.”
2. „Etykietowanie produktów stanowiło duże obciążenie miejskiego budżetu. W latach 2007-2011 miasto wydało na badanie 70000 próbek żywności ponad 170 milionów rubli (6 mln $). W roku 2008 – 3,9% próbek zawierało GMO, w roku 2009 – 0,14%, w roku 2010 oraz 2011 żadna próbka nie zawierała GMO.”
3. „Wymóg etykietowania stał w sprzeczności z prawem federalnym. Kontrolą produktów pod względem zawartości GMO zajmują się instytucje Ministerstwa Zdrowia oraz Federalny Urząd ds. Praw Konsumentów. Prawo federalne nakłada na producentów żywności wymóg znakowania, w przypadku gdy zawartość GMO przekracza 0,9%. Urząd ds. Monopolu również wyraził negatywną opinię co do etykietowania żywności, za naruszanie zasad konkurencji.”
Zniesienie wymogu znakowania żywności w Moskwie jako „Wolne od GMO” oraz wprowadzenie w życie projektu „Kompleksowy Program Rozwoju Biotechnologii w Rosji 2012-2020” ilustruje nowy trend w społeczeństwie rosyjskim, polegający na osłabieniu sprzeciwu w odniesieniu do produktów otrzymywanych z genetycznie modyfikowanych organizmów.
16 maja o godz. 16:23 1430
Dlaczego zwolennicy GMO tak wytrwale, uparcie i ostro walcza, aby te „ich produkty” nie byly w zaden sposob oznakowane? Dlaczego… Czyzby obawiali sie wolnego rynku i konsumentow?
17 maja o godz. 1:03 1431
„Dmitriy Krasnov”
Niech się autor douczy, jak się prawidłowo pisze rosyjskie nazwy w języku polskim. Być może firma, która zatrudnia go jako medialnego lobbystę na rzecz GMO, mogłaby mu sfinansować jakieś zajęcia, gdzie by mu to wytłumaczono.
17 maja o godz. 13:46 1433
„Prawo federalne nakłada na producentów żywności wymóg znakowania, w przypadku gdy zawartość GMO przekracza 0,9%”
Czy to oznacza, że w całej Rosji, łącznie z Moskwą, żywność zawierająca ponad 0,9% GMO była i nadal będzie oznaczona nalepką „Ponad 0,9% GMO!”, niczego już klientowi nie sugerując?
By stwierdzić procent zawartości GMO w żywności należy zbadać jej próbki. Dlaczego władze Moskwy nie skorzystały z wyników badań władz federalnych?
Naprawdę tego nie rozumiem i proszę o pomoc.
17 maja o godz. 14:21 1434
@ rusycysta 17 maja o godz. 1:03
To moze Szanowny Rusycysta by sie douczyl, na czym polega transliteracja z innego alfabetu niz lacinski. Rosjanie wzoruja sie na francuskim, stad w paszporcie Szalapin (slynny bas) bedzie mial napisane Chalapin, ale w krajach anglosaskich bedzie Shalapin. Istnieje taka dowolnosc transliteracji, ze zdarzylo mi sie spotykac cale rodziny Rosjan, w ktorych wszyscy nosili to samo nazwisko po rosyjsku, natomiast w oficjalnych dokumentach, w alfabecie lacinskim, kazdy mial inne. Nie ma sie zatem czego czepiac.
Pozdrawiam.
17 maja o godz. 15:12 1435
Ze wstydem przyznaję, że Fiodor Iwanowicz był mi tak bliski, że byliśmy na Ty, a Panowie mają rację, 50/50.
Putin nawet paszportu nie potrzebuje, a nazwisko ma, jak to mówią Rosjanie – user friendly, a bez jego podpisu żaden Dmitrij menu w stołówce nie zmieni, nawet Miedwiediew.
22 maja o godz. 18:03 1445
@ rusycysta 17 maja o godz. 1:03
Nie oczekuję znajomości zasad transliteracji wśród naukowców. Nie oczekuję również znaleźć naukowców wśród fundamentalistów.
Trzymam się zasady, że w kwestii języka należy słuchać lingwistów/filologów, a w kwestii biologii – biologów.
Swoją drogą, podziwiam za znalezienie błędu językowego, który podważył wszystkie aspekty merytoryczne tego wpisu, brawo!