Każdy zapewne słyszał o potwornych patentach korporacji wytwarzających nasiona genetycznie modyfikowanych zbóż. Patentem nie są objęte odmiany czy gatunki, ale konkretne modyfikacje, sekwencje DNA. Od dłuższego już czasu straszeni jesteśmy umowami licencyjnymi które mają spowodować uzależnienie rolnika od danego dostawcy oraz uniemożliwiają zachowanie nasion do wysiewu na kolejny rok.
Patent to nic innego jak rodzaj prawa autorskiego. Patentuje się już w zasadzie każdy wynalazek, patentuje się leki ratujące życie. Pogodziliśmy się z tym i nikt tego nie kwestionował. Nagle, od czasu wprowadzenia upraw GMO, patenty stały się złe. Wszyscy godzimy się na to by zapłacić artyście za jego pracę, godzimy się płacić za programy komputerowe i inne produkty, które często chronione są prawem patentowym/autorskim. Gdy przychodzi do zapłaty za wynalazek, jakim jest roślina genetycznie modyfikowana, tego już nie potrafimy zaakceptować. Ale czy ten „problem” dotyka w rolnictwie tylko GMO, jak usiłuje się nam wmówić? Otóż nie.
W Polsce od 26 czerwca roku 2003 obowiązuje ustawa o ochronie prawnej odmian. Wprowadza ona regulacje prawne mówiące o tym, iż jedynie hodowca ma prawo do zarobkowego korzystania z odmian zbóż. Firmy hodowlane ponoszą duże nakłady finansowe oraz intelektualne w celu tworzenia nowych odmian. Aby mogły prowadzić swoją działalność wprowadzono system opłat licencyjnych za udostępniany materiał.
Prawo zostało tak skonstruowane, iż rolnik na własne potrzeby może rośliny uprawiać, rozmnażać bez podpisywania umowy licencyjnej. Zdecydowana większość rolników plony ze swoich upraw sprzedaje, a więc czerpią zyski z nakładów pracy jakie włożyli, ale również czerpią zyski z pracy hodowcy, którego odmianę uprawiali. Dlaczego w takim razie sprzeciwiamy się opłatom licencyjnym dla hodowcy? Czy rolnik oddaje konsumentom za darmo swoje płody rolne?
Rolnik jest obowiązany podpisać umowę licencyjną z hodowcą, która zazwyczaj ważna jest rok lub więcej, jeśli umowa została odpowiednio skonstruowana. Dzięki ochronie autorskiej odmian, rolnik zobowiązany jest do wnoszenia opłat za korzystanie z danej odmiany, a jeśli tego nie zrobi popełni przestępstwo, takie samo jakby nielegalnie kopiował płyty z muzyką czy oprogramowaniem.
Z opat licencyjnych zwolnieni są rolnicy posiadający gospodarstwa o powierzchni poniżej 10ha. Rolnik może zachować materiał siewny na kolejny rok, jeśli zawarł taki zapis w umowie licencyjnej, jeśli jednak nie ma takiego zapisu w umowie, powinien zapłacić hodowcy 50% wartości umowy licencyjnej. Gdy rolnik zachowa materiał siewny na kolejny rok i nie zapłaci hodowcy, powstaje odpowiedzialność cywilna. W najłagodniejszym przypadku odszkodowanie wynosi 300% opłaty licencyjnej.
Do kontroli rolników oraz umów licencyjnych została powołana Agencja Nasienna. Jeśli rolnik nie wie jaką odmianę uprawia na polu, zostaje ona zidentyfikowana na jego koszt, a następnie rolnik wnosi odpowiednie opłaty właścicielowi odmiany.
Jak widać nie tylko rolnicy uprawiający GMO w USA czy innych krajach są obowiązani płacić za nasiona właścicielowi danej odmiany. Inną kwestią jest to, iż każdy szanujący się rolnik doskonale wie, iż warto kupować co roku nasiona od hodowcy, które zapewniają wyższą wydajność. Wynika to z bardzo dobrze znanego zjawiska depresji inbredowej, mówiąc „po polsku” kolejne pokolenia roślin mają gorsze właściwości, zazwyczaj dając niższy plon.
Warto również zwrócić uwagę na zdecydowanie wyższe koszty wprowadzania na rynek odmian GMO. Zrozumiałe jest, że nasiona te są droższe, a hodowca musi mieć gwarancję zwrotu poniesionych kosztów, bo w innym przypadku najzwyczajniej by zbankrutował. Co więcej, dzięki temu, że hodowca czerpie zyski z wprowadzania nowych odmian, może większą ilość środków przeznaczyć na rozwój kolejnych, które będą jeszcze bardziej wydajne i bardziej przystosowane do lokalnych warunków. Wbrew pozorom przynieść to może korzyści również dla rolnika, który będzie miał dostęp do coraz lepszych odmian, no i nam konsumentom.
Czy powstałby iPad, iPhone, itd, gdyby nie wcześniejsze chronione prawem wynalazki firmy Apple za które konsumenci zgodzili się płacić? Dzięki temu, że właściciel jakiegoś procesora może zarobić na swoim opatentowanym wynalazku, pieniądze może dalej inwestować w rozwój kolejnych technologii. Nie tylko wynalazcy żyje się lepiej ale i nam konsumentom dzięki rozwojowi coraz lepszych i sprawniejszych urządzeń. Czy mam rozumieć, iż chcemy dążyć do rozwoju, ale rolnictwo ma stać w miejscu?
Na koniec zastanawiam się nad kilkoma kwestiami dotyczącymi umów licencyjnych między rolnikiem a spółką hodowlaną? Jak w naszej gospodarce rynkowej ma wyglądać funkcjonowanie spółek hodowlanych, które nie czerpałyby zysków z umów? Kto ma finansować ich działalność? Co jeśli zbankrutują, kto ma wtedy odpowiadać za wytwarzanie nowych odmian odpornych np. na pojawiające się nowe choroby? Itp.
26 lutego o godz. 22:23 418
tak, Panie Redaktorze, bo sprawa ACTA odsłoniła tylko postępującą degenerację wszystkich sfer życia społecznego spowodowaną, moim zdaniem, postępującymi skutkami mechanizmu złodziejstwa na masową skalę ukrytego w konstrukcji tzw. „własności intelektualnej” forsowanej po cichu w ostatnich latach pod pretekstem ochrony praw autorów, artystów i wszelkiej maści „stwórców”, ponieważ łamie ona odwieczną zasadę prawa, że własność może być wyłącznie materialna, a jej źródłem może być tylko pierwotne posiadanie albo praca – to właśnie tą podstawową zasadę naszego prawa, jak i wszyskie zasady prawa od niej zależne, w ostatnich latach podważyła tzw. „własność intelektualna”, która zupełnie przewrotnie zakłada, że przedmiotem własności może być należąca do wszystkich myśl, o ile uda się własność myśli zastrzec ustawowo – inaczej mówiąc, jeżeli uda się komuś (komu ?) zastrzec jakąś myśl w formie np. patentu lub znaku towarowego, to będzie mógł na tej zasadzie odbierać innym własność materialną, czyli pieniądze, dom, ziemię, itp., i będzie mógł to robić z milionami ludzi miliony razy – ładny pomysł ? czyż nie ? fenomenalny, tylko czemu służy ???
jeśli w majestacie prawa można okradać już na tak masową skalę, to prawo przestaje być prawem…, i lepiej byłoby, gdyby również Pan Premier zechciał to jak najszybciej zrozumieć…, bo problem nie jest błahy…
26 lutego o godz. 22:58 420
Dobry tekst, może rozjaśni krzykaczom podstawowe zasady współdziałania producentów rolnych z instytucjami i firmami zajmującymi się opracowywaniem nowych odmian, zapewniających godziwe zyski obydwu stronom. Od polityków więc zależy, czy takie relacje będą się odbywały pomiędzy krajowymi podmiotami, czy też Polski plantator będzie kupował odpowiedni materiał z importu. Stawiane bariery wykluczające uprawy GMO na terenie Polski, obejmują rolników zajmujących się tylko produkcją roślinną, a już hodowcy zwierząt mogą jak najbardziej legalnie używać pasz z roślin modyfikowanych genetycznie. Pachnie absurdem, ale nie on pierwszy i ostatni w tym kraju.
Wszyscy wiemy do czego to doprowadzili obrońcy środowiska naturalnego, forsujący w energetyce biopaliwa i biomasy. Jakoś nie słyszałem, żeby posypali sobie głowy popiołem za spowodowanie skoku cen żywności w krajach, gdzie było jej na styk, a teraz jej brakuje i ceny poszybowały w górę, ponieważ plantatorom bardziej się opłaca sprzedawać plony do firm przerabiających np. kukurydzę na paliwa.
Odpowiedź, że nikt nie mógł tego przewidzieć, mnie nie satysfakcjonuje, tak jak dzisiaj nie przekonują mnie argumenty za nawracaniem się na tzw. ekologiczną żywność.
26 lutego o godz. 23:19 421
Twój komentarz czeka na moderację ??? dlaczego ??? skoro późniejsze są już publikowane, i o czym to świadczy ???
27 lutego o godz. 6:43 422
@kuzyn_maupy
„Twój komentarz czeka na moderację ??? dlaczego ??? skoro późniejsze są już publikowane, i o czym to świadczy ???”
Nie wiem o czym to świadczy, nie mam na to wpływu, tak już działa ten dział z komentarzami. W miarę możliwości staram się zatwierdzać komentarze na bieżąco. Jak na razie dyskusja jest na takim poziomie, że nie musiałem żadnego odrzucać. Gratuluję. 🙂
Nawiązując do wcześniejszego wpisu. Jak zatem odpowie Pan na pytania zawarte na końcu tekstu? Jestem ciekaw.
27 lutego o godz. 8:07 425
Przepraszam, że nie na aktualny temat, ale jeśli wpiszę mój komentarz tam, gdzie pasuje, to nikt go nie zauważy.
Była tu dyskusja na temat wzajemnej kontaminacji upraw tradycyjnych i GMO. Chodziło o to, kto ponosi odpowiedzialność za szkody wyrządzone rolnikowi uprawiającemu np. ekologiczną kukurydzę, która zostanie przepylona pyłkiem z sąsiedniego pola z kukurydzą Bt.
Ktoś wówczas „przewrotnie” zapytał:
A kto zapłaci producentowi kukurydzy Bt za kontaminację jego upraw pyłkiem kukurydzy tradycyjnej?
To może ja przypomnę, że produkt końcowy czyli ziarno kukurydzy uchodzi za produkt zanieczyszczony GMO, jeśli zawiera więcej niż 0,9 proc. kukurydzy GMO.
Dlatego też polska kukurydza została odrzucona w Szwecji.
Nie jest mi znany przypadek, aby odrzucono gdzieś partię towaru GMO pod zarzutem, że nie jest to w 100 procentach kukurydza GMO.
I teraz informacja, jak ten problem został rozwiązany w prawie niemieckim, gdzie od 2009 nie wolno uprawiać kukurydzy GMO, ale od 2008 istnieją przepisy regulujące takie uprawy.
Dopuszcza się (jako nie do uniknięcia) kontaminację do 0,1 proc.
Odstęp od pola konwencjonalnego wynosi minimum 150 m, od ekologicznego – 300 metrów. Pyłki kukurydzy są dość ciężkie i za daleko nie lecą.
Uprawiający GMO musi w ciągu 3 miesięcy od wysiewu zgłosić ten fakt do odpowiedniego urzędu.
W razie kontaminacji upraw „konwencjonalnego” sąsiada za szkodę płaci uprawiający GMO.
Jeśli nie uda się ustalić, który konkretnie, płacą wszyscy uprawiający GMO w okolicy.
Może by tak przejąć gotowe rozwiązania? Przydadzą się, jeśli rząd się ugnie i zezwoli na uprawy GMO.
No i rzetelnie poinformować rolników o ich prawach i obowiązkach wynikających z takich przepisów.
27 lutego o godz. 8:11 426
ja rozumie, że można wierzyć w niewidzialnego Boga. Ale wierzyć w GMO?, to już jest zdebilenie do kwadratu.
27 lutego o godz. 8:13 427
Ja to bym zmienił normy na przepylenie.
Wystarczy zbadać ile się może przepylić i takie normy ustanowić.
Ludzie to lubią sobie komplikować życie, jak boga kocham.
Potem narzekają na urzędników i na przeregulowanie gospodarki.
27 lutego o godz. 8:15 428
Ale GMO jest widzialne, sam widziałem uprawy.
Jak w nie nie wierzyć?
Myślisz że to ściema, jak z lądowaniem Amerykanów na Księżycu?
27 lutego o godz. 8:19 429
Czy komentarze mogą być publikowane czcionką tej wielkości co tekst główny?
27 lutego o godz. 8:19 430
Polak lubi wszystko zmieniać, bo wie lepiej 😉
Przypuszczam, że już dawno zbadano, ile się może przepylić i dlatego ustalono te minimalne odstępy między uprawami.
27 lutego o godz. 8:30 431
re parker
to nie ściema tylko kolejny przekręt na globalną skalę.
Poza tym któż by zdrowy na umyśle wprowadzał do swojego jadłospisu -sałatę z genem wzrostu świni.
27 lutego o godz. 8:31 432
@nemo
„To może ja przypomnę, że produkt końcowy czyli ziarno kukurydzy uchodzi za produkt zanieczyszczony GMO, jeśli zawiera więcej niż 0,9 proc. kukurydzy GMO.
Dlatego też polska kukurydza została odrzucona w Szwecji.”
Nie dlatego została cofnięta, a dlatego, że w Polsce nie ma regulacji, które opisywały by w jaki sposób segregować nasiona GMO od tych nie-GMO. Nie ma również przepisów monitorujących GMO.
„Może by tak przejąć gotowe rozwiązania? Przydadzą się, jeśli rząd się ugnie i zezwoli na uprawy GMO.”
Ależ bardzo chętnie, tego byśmy wszyscy chcieli. Tylko aby to zrobić musimy dostosować swoje prawo do unijnego, co blokują organizacje zwalczające GMO. Dopóki tego nie zrobimy, to będą się zdarzały przypadki je te z cofniętym transportem ze Szwecji.
jsg
„Czy komentarze mogą być publikowane czcionką tej wielkości co tekst główny?”
W jakim celu. Chciałem zaznaczyć, że nie mam na to wpływu.
@jogi
„ja rozumie…”
A ja nie rozumie…
I proszę o nie używanie wpisów typu „zdebilenie, itp”..
„Poza tym któż by zdrowy na umyśle wprowadzał do swojego jadłospisu -sałatę z genem wzrostu świni.”
A jek zjadasz miliony, czy wręcz miliardy bakterii i ich geny obecne w sałatce to już Ci nie przeszkadza? Zapewne przy okazji zawieruszą sie również drobne pierwotniaki, bezkregowce, ze swoja kolekcją genów…
Jakbyś jeszcze podał przyczynę dla, której ta sałatka byłaby szkodliwa lub coś w tym stylu, to byśmy wszyscy tutaj byli wdzięczni.
27 lutego o godz. 8:37 433
@parker
Dr Sowa z IHAR’u prowadził takie badania na kukurydzy (obecnie w trakcie publikacji). Z ich doświadczeń (trzy lata) wynika, iż przy uprawie kukurydzy, 20 metrów od pola zawartość GMO wynosi poniżej 0,9%. Tak więc separacja 100 m będzie delikatnie mówiąc wystarczająca.
27 lutego o godz. 8:40 434
re Wojciech Zalewski
to, że Ty nie rozumiesz -nie znaczy że masz prawo wyciskać MI swój zmodyfikowany genetycznie kit na oczy.
Poza tym jak lubisz i chcesz -to połykaj kukurydze z genem wzrostu wołu i sałatę z genem świni. Przecież, podobno, jesteś wolnym człowiekiem i podobno żyjesz w wolnym kraju.
27 lutego o godz. 8:44 435
@jogi
Zalecam zmianę tonu wypowiedzi, jeśli nadal chcesz brać udział w tej dyskusji.
Nie wciskam kitu tylko pytam. Co Pan na to, że podczas zjadania sałatki, surówki, itd, zjada Pan tysiące genów bakterii oraz innych żyjątek, których nie uda się nigdy wyeliminować ze swojej diety? No chyba, że każde danie Pan sterylizuje, to wtedy cofam pytanie.
szacuje się, że podczas życia zjadamy 3 kilogramy robaków tylko podczas snu.
27 lutego o godz. 8:52 436
No niezły numer, przez moment myślałem, że sam do siebie piszę. Ale nie znam przytoczonych przez siebie faktów.
Co więcej, nie zgadzam się z konkluzją.
Słuchaj parker, uważam że separacja miedzą jest wystarczająca.
A przepylenie i tak będzie zależało od położenia, (wschodu czy zachodu) nie wiem jakie wiatry są u nas dominujące, zdaje się zachodnie ale latem może być inaczej, które są silniejsze, czy granice pól są długie a paski ziemi wąskie czy mówimy o szachownicy.
Czy takie normy dotyczą też przepylenia tradycyjnych odmian tradycyjnymi?
Jak nie to i tu nie powinno być.
Powinno się zakładać, że ileś może się przepylić i trudno.
To byłoby najprostsze rozwiązanie.
A za oszustwa karać.
27 lutego o godz. 9:00 437
Mój ton wypowiedzi jest o wiele łagodniejszy od tonu krzykaczy, za wprowadzaniem na chama i za wszelką cenę międzynarodowego przekrętu -GMO.
A jeżeli na jednej szali wagi ustawia pan wyimaginowane struktury bakterii, a na drugiej obcęgi i młotek człowieka, który grzebie w genach i dla efektu dodaje do genu rośliny zwierzęcy gen wzrostu. To Pan wybaczy.
Co do obfitości zdrowia wynikającej ze spożywania GMO. To proszę sobie zrobić wycieczkę po USA i zobaczyć na własne oczy, jak ten okaz zdrowia wygląda w realu.
A to, że jak do tej pory, po zjedzeniu tak modyfikowanej żywności, jeszcze nikomu nie wyrosły na ciele rybie łuski, na pewno nie przemawia za powiedzeniem tak, dla GMO.
Więcej na ten temat znajdzie pan na you tube wpisując „wzrost”
27 lutego o godz. 9:09 438
@parker
Przepraszam za przypadkowe usunięcie posta:) Korzystam z trochę innego panelu do komentowania, który umożliwia edycję postów innych.
Jeśli chodzi o przepylenia. Nie da się zachować 100% czystości i to jest fakt. Można jednak zdecydowanie ją ograniczyć, do wartości poniżej 0,9%.
Można również stosować pewne zabiegi w stylu, odmiany ze sobą sąsiadujące nie mogą kwitnąc w tym samym okresie. Proste i zapewne bardzo skuteczne.
„Czy takie normy dotyczą też przepalenia tradycyjnych odmian tradycyjnymi?”
Celne spostrzeżenie. Z tego co wiem, ale nie na 100%, to między tradycyjnymi uprawami, na które rolnik ma podpisane umowy licencyjne, również należy stosować separację.
@jogi
W takim razie dziękujemy za Pana „cenny” wkład w dyskusję.
27 lutego o godz. 9:18 439
„A to, że jak do tej pory, po zjedzeniu tak modyfikowanej żywności, jeszcze nikomu nie wyrosły na ciele rybie łuski, na pewno nie przemawia za powiedzeniem tak, dla GMO”.
Przypominają się kreacjoniści i ich krokokaczka.
27 lutego o godz. 9:36 443
redaktor nawet nie stara sie podac zadnych pro daje tylko same con, i to na slabiutkim poziomie odwolujac sie do prostych argumentow, ewidentnie text stronniczy czyli dziennikarsko nierzetelny – chyba raczej sponsorowany , wiec w zasadzie nie powinnio sie go komentowac.
Idea patentow w wielu plaszczyznach jest watpliwa i ma u swoich podstaw dwa cele, do tego prosil bym w dyskusji o patentach nie mieszac w to artystow i ich praw autorskich poniewaz tylko w analogii sa to sprawy podobne.
Pierwszy – z idei uzasadniony cel, to faktyczna ochrona wynalazku dla wynalazcy , ktory ponisi koszt rozwoju, ochrona ta ma pomoc odzyskac koszt nakladu oraz czerpac zyski z wynalazku, patenty moga miec waznosc do 20 lat,
drugi celi i to jest glowny cel we wspolczesnym swiecie t zdobywanie nowych stref wplywowo oraz zabezpieczanie swoich interesow w abstrakcyjnie zdefiniowanej przestrzeni gospodarczej i tu sama definicja tej przestrzeni ulega wplywom i modyfikacja i jest zrodlem walki o prymat. Jestesmy swiadkami swego rodzaju kolonializmu patentowego.
Mechanizm jest identyczny to tego jak w przeszlosci ludzie wydzierali sobie dobra dajace pieniadze i wladze,
byla to z pewnoscia ziemia, tak powstawal feudalizm, grupa ludzi majacych srodki ustanawiala prawo swojwj wlasnosci na danym terytorium i podporzadkowywala sobie innych, wielcy tego swiata wyznaczali strefy swego wplywu i scierali sie o nie.
Gdy ziemi zabraklo, szukano nowych terytriow za morzem, kto pierwszy ten lepszy, ten zagarnie wiecej, ten zabezpieczy sobie wieksze terytorium wplywow, potem gdy wplywy byly podzielone nastal kolonializm – czerpanie zyskow.
Wraz z rowolucja gospodarcza pojawily sie nowe terytoria, o ktore nastala walka i wyscig – jest to przestrzen gospodarcza.
Celem kazdej korporacji i koncernu jest znajdowanie nieodkrytych lub niezajetych „terenow” tejze przestrzeni w celu zabezbieczenia swoich interesow na przyszlosc. Polega to na patentowaniu wszystkiego co sie tylko da i co przyjdzie do glowy.
Zdecydowana wiekszosc opatentowanch wynalazkow nie egzystuje fizycznie !!!
Sa to czyste teoretyczne dywagacje na zasadzie spekulacji, ze kiedys moze ale nie musi miec to zastosowanie i to nie koniecznie przez meldujacego wynalazek lecz przez konkurenta, a wtedy ma sie go w garsci poniewaz w pore postawialismy noge w przestrzeni na ktora chce wejsc konkurencja – ale niekoniecznie my sami.
Ich koszt to w wiekszoscin nie koszt rozwoju lecz koszt obslugi patentowej, czyli koszt zlozenia patentu oraz wszelkich oplat ochronnych zwiazanych z przydzeieleniem patentu. Jest to caly przemysl wyspecjalizowanych renowowanych kancelarii prawnych czerpiacych z tej wojny patentowej zyski.
Co do samych faktycznie realizowanych wynalazkow, to tylko nieliczne z tych wynalazkow sa na tyle w swej istocie zaawansowane i od podstaw realizowane , ze koszty sa wysokie.
Oczwiscie zalezy to od branzy. Wiekszsc wynalazkow to proste innowacje , ktore w istocie defniuja nowe mozliwe rynki a zatem nowe strefy wplywow.
Technika , potrzebna do ich realizacji z reguly istnieje.
Zapraszam, wystarzcy wejsc wejsc na baze danych wynlazkow i poogladac publikacje patentowe aby zrozummiec o czym mowie.
Jako , ze niektore patenty mocno ocieraja sie o kontrowersyjne obszary gospodarcze graniczace z poczuciem bezpieczenistwa, moralnosci, religia, filozofia, wzbudzaja one gorace dyskusje, polaryzuja spolecznosci, i obszar walki jest prznoszony na polityke. Mysle ze jest to caklowicie zrozumiale i ludzie maja jak najwieksze prawo wyrazac swoje watpliwosci, gdyz mowa tu jest nie tylko o pieniadzach ale o czyms wiecej.
Moje opinie w tym temacie czerpie z racji wykonywanego zawodu. Mieszkam za granica i jestem inzynierem pracjuacym w tzw. pre-develpmencie czyli przed-rozwojem.
Polega to na wymyslaniu i definiowaniu rzeczy , produktow , ktorch jeszcze nie ma na rynku lub sposobow ulepszania juz istniejacych – jest to sposob walki z konkurencja,
w wiekszosci wypadkow praca ta polega na sesjach brainstromingu – czyli „gadaniu” teoretycznych dywagacjach w gronie fachowcow z roznych dzeidzin na zaplanowane z gory tematy. Resultyty tych rozmow sa opracowywane i przekazywane do kancelarii patentowych, ktorych zadaniem jest przelozenie tych pomyslow na patenty. Tylko nieliczne z tych pomyslow sa typowanie do wykonania wstepnego product-design, sa to z regula szkice i prezentacje robione przez industrial designerow i sluza jako prpozyja dla ludzi z marketingu na nowe produkty , ktore faktycznie moga byc realizowane. Tylko czesc z nich uzyskuje akcptacje do sporzadzenia fizycznych prototypow itp. dopiero tu zaczynaja sie faktyczne koszty rozwoju.
Innym waznym zadaniem na froncie tej wojny, to monitorowanie publikacji patentowych konkurencji oraz odpowiednie reagowanie na nie.
pozdrawaim serdecznie
27 lutego o godz. 10:01 444
@Tomek N
„redaktor nawet nie stara sie podac zadnych pro daje tylko same con, i to na slabiutkim poziomie odwolujac sie do prostych argumentow…”
Nie jestem sponsorowanym redaktorem, a biologiem molekularnym. Przyznam, że zawiłości prawa patentowego nie znam. Być może dlatego tak to Pan odbiera. Mój tekst raczej ma skłonić do dyskusji na temat patentow/umów licencyjnych w rolnictwie oraz chciałem zwrócić uwagę, że nawet w tradycyjnych uprawach tego typu regulacje istnieją, o czym zapominają przeciwnicy.
Pana post dużo wnosi do tematu patentowania. Nie twierdzę, że to idealne wyjście (patenty). Być może należy zastanowić się nad jego modyfikacją, itd. Nie mówię nie, tylko w jakim kierunku ma to pójść?
Chciałbym również Pana, jako specjalisty poprosić o podzielenie się swoimi przemyśleniami na temat tego w jaki sposób mamy chronić wysiłek wynalazców? Bo chyba nie wymaga uzasadnienia to, iż jakiś sposób ochrony musi być. Jak Pan by to widział ze swojej perspektywy? Bardzo jestem ciekaw odpowiedzi. Tak pytam jako laik w prawie patentowym.
27 lutego o godz. 10:10 445
@Wojciech Zalewski – dzięki za info, muszę chwilę pomyśleć nad tym ostatnim zapytaniem, postaram się odpowiedzieć.
27 lutego o godz. 10:28 446
Na tej samej zasadzie, dziennikarz w swojej pracy wykorzystuje np. laptopa na którym pisze i oprogramowanie do edycji tekstu. Twórcy komputera i oprogramowania też włożyli w to swój wysiłek, więc efekt pracy dziennikarze też zależy od powyższych. W związku z tym każdy kto wykorzystuje komputer do pracy zarobkowej powinien uiszczać coroczną opłatę licencyjną wobec producenta/-ów komputera.
Podobnie hydraulik ponieważ wykorzystuje narzędzia w swojej pracy powinien płacić opłaty licencyjne producentom narzędzi. O samochodach nie wspominając.
Nie dajmy się zwariować. Patenty czy prawa autorskie nie służą twórcom czy artystom czy wynalazcom. Zostały stworzone przez kapitalistów i poparte przez rządy dla ochrony własnych interesów i możliwościowi cenzury. Wystarczy trochę obserwacji by zauważyć, że patenty są wykorzystywane nie tyle do ochrony produkcji ale częściej do walki z konkurencją czy też uniemożliwienia jej powstania. Np. Samochody elektryczne czy hybrydowe. Powstają bardzo powoli, ciężko o jakieś odkrycia. Niech może pan Zalewski zobaczy do kogo należą patenty z tej dziedziny i kto je natychmiastowo wykupuje? Firmy paliwowe handlujące ropą. Same nie są zainteresowane rozwojem tych technologi, ale zbierając patenty blokują innym jej rozwijanie, bo wiele działających rozwiązań nie można wykorzystać.
Konkurencja wprowadza produkt elektroniczny podobny do naszego? Nie ma problemu, rozpoczynamy batalię sądową i blokujemy produkt. Bo np. obudowa jest prostokątna taka jak nasza (sprawa Samsung-Apple). Rozumiem, że można by mówić o plagiacie w przypadku identycznych podzespołów, ale nie w przypadku obudowy. Przecież Apple nie wymyślił prostokątnych obudów czy też nawet nie stworzył pierwszego smartphone’a. Ale to się nie liczy.
27 lutego o godz. 10:32 447
nemo
27 lutego o godz. 8:07
„Chodziło o to, kto ponosi odpowiedzialność za szkody wyrządzone rolnikowi uprawiającemu np. ekologiczną kukurydzę, która zostanie przepylona pyłkiem z sąsiedniego pola z kukurydzą Bt.
Ktoś wówczas „przewrotnie” zapytał:
A kto zapłaci producentowi kukurydzy Bt za kontaminację jego upraw pyłkiem kukurydzy tradycyjnej?”
Szanowna Nemo
Wywołała Pani dysputę dot. kontaminacji i jej konsekwencji sprowokowana pewnym pytaniem. Pozwolę sobie na drobną uwagę laika, że po pierwsze, ten pytający (czyli Pyton – po lekkim zamieszaniu w genomie), tym pytaniem odpowiedział na zadane sobie wcześniej pytanie, na które nie udzielił odpowiedzi. Moja mamusia i tatuś próbowali mi wpoić, że odpowiadanie pytaniem na pytanie nie jest grzeczne.
Po drugie, proszę zwrócić uwagę, że w tym demagogicznym wywodzie Pyton pomylił sprawcę z ofiarą, próbując przekonać, że „słuszne to i sprawiedliwe” gdy gwałciciel będzie miał pretensję, że ofiara gwałtu być może zaraziła go HIV, bo coś takiego u niego wykryto.
Może Pyton, jest fachowiec i potrafi mieszać kodony z antykodonami, fachowo kroić żaby, czy coś takiego ale dysputa z gościem, który używa chwytów prosto z podręcznika dla „studentów” WSO w Legionowie im. Feliksa Edmundowicza Dzierżyńskiego, zatytułowanego – „Logika dla funkcjonariuszy SB” – będzie raczej jałowa. On wie, ‚jak zrobić’, by jego było „na wierzchu”. OK, szacun, ale to nie znaczy, że ma rację. Pewnie w swoim mniemaniu jest górą, ale czy przekonał adwersarza czy biernego, acz myślącego obserwatora? Po Pani reakcji widać, że nie bardzo.
Gratuluję czujności i odporności na demagogię, sam nie chciałem się wcześniej odzywać bo Pyton jakoś mnie chyba nie lubi, ale skoro Pani zaczeła …
Pewnie różnimy się w poglądach, bo ja nie jestem ortodoksyjnym wrogiem GMO. Chciałbym mieć szansę poznania zagrożeń i na drugiej szali położyć domniemane korzyści. Jednego jestem pewien, bezkrytyczne podejście do kwestii GMO z jednoczesną zgodą na ingerencję właścicieli „własności intelektualnej”, w posługiwanie się rzeczą, którą raz nabyłem i to ingerencję na mój koszt (podatki jakie płacę na „ścigantów”) jakoś mi nie bardzo się podoba.
Doskonałe wpisy i prawne zastrzeżenia xxx dały mi do myślenia. W wielkim skrócie, do tej pory wszystko, co rosło na moim polu, włącznie z domem, który ktoś sobie wybudował, czy to za, czy bez mojej zgody, należy do mnie. Teraz ma się to zmienić, mam się dzielić z korporacją na jej warunkach. Coś mi tu nie gra szczególnie, że nasz Gospodarz zauważa: ” Inną kwestią jest to, iż każdy szanujący się rolnik doskonale wie, iż warto kupować co roku nasiona od hodowcy, które zapewniają wyższą wydajność. Wynika to z bardzo dobrze znanego zjawiska depresji inbredowej, mówiąc „po polsku” kolejne pokolenia roślin mają gorsze właściwości, zazwyczaj dając niższy plon.”
To w takim razie nie widzę powodu na godzenie się na ten terror i totalniactwo ze strony korporacji.
Jak raz kupiłem sobie office’a i np. piszę teksty, które sprzedaję, to niech właściciel office’a się już ode mnie odtniutnia a nie żąda raz takiej, drugi raz innej opłaty licencyjnej bo ma to zagwarantowane w jakichś ACTA czy innym przepisie uzyskanym dzięki naciskom na polityków czy ich skorumpowaniu.
Pozdrawiam
27 lutego o godz. 10:38 448
@Marco
„W związku z tym każdy kto wykorzystuje komputer do pracy zarobkowej powinien uiszczać coroczną opłatę licencyjną wobec producenta/-ów komputera. ”
Raczej nie ma co uogólniać. To zależy od rodzaju produktu i jego tempa rozwoju. Bo już np. programy antywirusowe są objęte roczną licencją. Tak więc nawet program, programowi równy nie jest. Nadal pozostawiacie pytanie o to w jaki sposób w takim razie chronić wynalazki prawnie. Zdecydowanie większość jest przeciw prawu patentowemu i umowom licencyjnym, jak w takim razie mają funkcjonować spółki hodowlane?
27 lutego o godz. 11:01 449
Wojciech Zalewski
27 lutego o godz. 10:38 pisze:
” To zależy od rodzaju produktu i jego tempa rozwoju. Bo już np. programy antywirusowe są objęte roczną licencją.”n
Szanowny Gospodarzu
Trudno się z tym stwierdzeniem zgodzić, bowiem taki program jest na bieżąco aktualizowany poszerzając zakres ochrony. To co roku nowy produkt jest, tak mi się wydaje, komputerowcowi specjalnej troski.
27 lutego o godz. 11:13 450
Wojciech Zalewski
27 lutego o godz. 9:28
Rzeczywiście, ale i tak powtórzyłem swój pogląd, że miedza powinna być wystarczającą odległością:)
A normy dostosowane do takiego stanu.
Nie wiem jak to jest teraz, że niby jak sąsiad posiał coś co się może przepylić to ja mam się odsunąć czy muszę siać co innego? Czy on nie może posiać jak ja mam zamiar posiać? To co, kto pierwszy ten lepszy?
Na oko to jakaś bzdura. W imię czego tak sobie życie komplikować?
27 lutego o godz. 11:32 451
Co do meritum, to wydaje mi się, że ochrona patentowa powinna obejmować tylko zakłady produkujące materiał siewny. Rolnik który raz kupił ziarno powinien mieć prawo sobie je zostawiać, szczególnie, że i tak jest ono gorszej jakości niż zakupione ze specjalistycznego zakładu. Wtedy zakład będzie zmuszony do takiego kalkulowania ceny, żeby się rolnikowi od niego opłaciło kupić. Ograniczanie tego prawa do małych gospodarstw jak pisał gospodarz konserwuje tylko rozdrobnienie na wsi więc jest niekorzystne z punktu widzenia konkurencyjności naszego rolnictwa.
Po jakim czasie patenty wygasają w hodowli rolnej?
27 lutego o godz. 11:35 452
Tomek N
27 lutego o godz. 9:36
To co opisujesz to moim zdaniem patologia.
Są sądy które takich patentów nie powinny rejestrować.
Na patologie prawo powinno reagować przepisami na nią niepozwalającymi.
27 lutego o godz. 11:39 453
Własność intelektualna jest niematerialna, własność materialną można sprzedać, wymienić, zniszczyć, ale kupić tylko RAZ……
Cała różnica w podejściu do patentów- jak wynika z dyskusji na sąsiednim blogu o ACTA, wynika z możliwości u Anglosasów czerpania korzyści z patentowania IDEI samej, nawet nie fizycznego obiektu, prototypu.
Na dodatek, procedura ma odbyć się przed sądami amerykańskimi, według ich prawa i stawek ich prawników…….
Taki imperializm bez kanonierek.
Jeszcze taka mała analogia.
Istnieją banki które nie mogą upaść.
Możemy doprowadzić do sytuacji w której będzie istnieć firma której towarów nie można nie kupić- MONSANTO…..
Trudno wyobrazić sobie na przykład świat bez Windows, mającego 90% rynku. A bez systemu operacyjnego który można wykasować zdalnie we wszystkich komputerach podpiętych do sieci, pozostanie nam jedynie złom.
Przywołałem poprzednio pomyłki producentów farmaceutyków, tuszowane na wszelkie sposoby. Dominująca na rynku potężna korporacja, prawie bezkonkurencyjna, ma nieskończenie większe możliwości takiej manipulacji.
W ten sposób można zawłaszczyć cały dorobek ludzkości.
27 lutego o godz. 11:42 454
parker
27 lutego o godz. 11:35
Zacytuję stare stwierdzenie:
„co dobre dla National Fruit, jest dobre dla USA”…
Co dobre dla USA, niekoniecznie jest dobre dla świata……
27 lutego o godz. 11:45 455
@parker
„Po jakim czasie patenty wygasają w hodowli rolnej?”
Nie mam pewności. Chyba 20 lat
http://www.parp.gov.pl/files/74/81/104/ochrona_wlasnosci.pdf
Str. 15
27 lutego o godz. 11:49 456
Po raz kolejny można zadać pytanie ” Co się dzieje z POLITYKĄ” i czemu zmierza ona w stronę tabloidów, zatrudniając dziennikarzy w żaden sposób nieprzygotowanych do zawodu ?
Zacznijmy od tego, że już sama nazwa GMOobiektywnie jest kpiną.
Nie mam nic przeciwko argumentacji „za” wprowadzeniem GMO, ale irytują mnie sponsorowani „naukowcy”, którzy nawet nie silą się na obiektywizm.
Na początek warto przyjrzeć się sytuacji rolników w USA, gdzie toczy się regularna wojna nie tyle o samo GMO, co pomiędzy rolnikami, a korporacjami, które dzięki swej sile przejmują coraz większy obszar rynku. I to nie tylko w sektorze produkcji nasion, ponieważ korporacje rządzą całym cyklem produkcyjnym ziarna.
Powoduje to, że rolnik ma wybór : jeśli nie kupisz nasion GMO, stracisz rynek zbytu.
Niestety GMO i trend do monopolizacji rynku są nieodłączne, dlatego nie można tego zjawiska rozpatrywać osobno !!!
Stosując już użytą stylistykę komputerową.
Przedsiębiorca (rolnik) posiada komputer (ziemia), ale może korzystać tylko z oprogramowania firmy X (nasiona GMO), ponieważ firma X kontroluje podmioty skupu ziarna (rynek).
Dzięki ogromnym funduszom firma X walczy z każdym kto tworzy inne oprogramowanie (nasiona tradycyjne) oraz niszczy przedsiębiorców z niego korzystającego.
Czy na pewno chcemy, aby tak wyglądało nasze rolnictwo ?
Pisze Pan o „piractwie na roli”.
Chcę zwrócić uwagę, że nasiono to nie nowy wynalazek człowieka, czy utwór artystyczny. Jak sama nazwa wskazuje firmy „GMO” modyfikują już istniejący produkt, a więc korzystają już z istniejącego rozwiązania. Pytanie więc czy z tego tytułu powinny płacić „opłatę patentową” dla całego społeczeństwa ?
Czy jeśli wezmę oprogramowanie Windows i je zmodyfikuję, tworząc inny produkt, to będę mógł legalnie ten „nowy” program sprzedawać ?
27 lutego o godz. 11:49 457
Wiesiek59
„Możemy doprowadzić do sytuacji w której będzie istnieć firma której towarów nie można nie kupić- MONSANTO…..”
Na to jest ustawodawstwo antymonopolowe, słabo działa to prawda, ale domagajmy się bardziej restrykcyjnego prawa.
Wiem, że to trudne, bo od wieków władza się blatowała z możnymi tego świata i demokracja tego nie zmieniła.
27 lutego o godz. 12:07 458
@ Tomek N, @ Marco
Popełnili Panowie bardzo ciekawe wpisy, objaśniające nam nieco mechanizmy działania. Zgadzam się z Panami, że do prawa patentowego można mieć wiele zastrzeżeń i że rodzi to wiele patologii. Mnie najbardziej bulwersują te aspekty powodujące, że koszty obsługi patentowej rosną niebotycznie w stosunku do kosztów opracowania wynalazku, czyli napędzanie życia kancelarii, urzędów, całych działów firm, które do meritum sprawy czyli wynalzaku nie wprowadzają żadnej wartości dodanej. Ten system obsługi patentowej jest biurokratyczną hydrą żyjącą sama dla siebie, ale na cudzy koszt. A zwiększenie kosztów wdrożenia na rynek nowych produków związany z patentowaniem, firmy odzyskują z przecież z kieszeni klientów podnoszac ceny, wydłużając lub blokując powstawanie nowych produktów, żeby na starych dlużej móc zarabiać (wykupywanie patentów konkurencyjnych produktów do szuflady). To jest bardzo charakterystyczne dla koncernów farmaceutycznych. Wielce kontrowersyjnie moralnie jest patentowanie odkryc takich jak geny, czy całe genomy form żywych istniejących naturalnie, a nie stworzonych sztucznie (jak to jest w przypadku GMO, gdzie opatentowana jest sekwencja wprowadzonego tensgenu). Po to by zapewnic sobie zyski z wykorzystywania tych sekwencji w jakiś przyszłych hipotetycznych technologiach np. lekach czy diagnostyce. Wszyskie te obawy, które Panowie zgłaszacie powinny byc żródłem refleksji i szukania nowych rozwiazań prawnych.
Ale, jesli glównym argumentem budowy muru oporu przed GMO ma być kwestia złych praktyk patentowych, to przepraszam, ale to nie jest argument a’propos. Bo to dotyczy wielu aspektów naszego życia, i wielu innych produktów na rynku, a nie tylko genetycznie zmodyfikowanych odmian dla rolnictwa i przemysłu.
Po drugie. Niezależnie od tego, że dyskusja o naturze, aspektach i skutkach prawa patentowego powinna sie toczyć i byc żrodłem refleksji i ewentualnych zmian prawa, to jednak należy przyjąć do wiadomości, że póki co taka JEST nasza rzeczywistość gospodarcza. Należy wreszcie zaakceptować sytuację, że rzeczywistość jest jaka jest i zrozumieć ją i się w niej odnaleźć. Obrażanie sie na nią jest głupie, dziecinne, bo nie uda nam się Polskiej gospodarki z tej swiatowej rzeczywistosci wyciąć i funkcjonować niezależnie. Jeśli zmiana tego stanu rzeczy jest poza naszymi możliwościami, a to jest poza możliwościami Polski, to należy przestać biadolić jaki to świat jest zły i niesprawiedliwy, tylko zacząc zarabiać w ramach istniejącego systemu, żeby nie spaść na samo dno tego nowego feudalnego porządku. Mam tu na myśli polską gospodarke. Teraz mamy czasy gospodarek opartych o wiedze (bo to jest chyba eufemizm konkurencji patentowej) i albo wypłyniemy na powierzchnię, albo pozostaniemy pod wodą. Bo na razie jesteśmy pod wodą przy samym dnie. Polska ma najniższy wskaźnik nowych patentów na mieszkańca w całej UE. Czyli jestesmy na koncu stawki. Czy ruszymy kiedyś do tego wyścigu czy nie? Bo „renta zacofania” jako silnik napędzajacy nasza gospodarkę zaraz sie nam skończy.
Nie podobaja nam sie to, że patenty na GMO będa miały wyłącznie korporacje amerykańskie, to nie dajmy się zwasalizować tylko opracowujmy i patentujmy własne GMO. Przeciez możemy na swoje pola wysiewać własne odmiany GMO, umiemy to zrobić. Tylko jednoczesnie musimy je zarejestrować w UE. Można zacząć od zmiany polityki naszego kraju, który od kilku lat bezwzglednie próbuje blokować każdą zgłoszoną do rejstracji odmianę, niezaleznie czy jej właścicielem jest Monstanto, czy powstała pro publico bono na holenderskim uniwersytecie.
A soję GMO i tak kupujemy i będziemy ją kupować jako paszę dla kur i świń. Bo przecież nie zrezygnujemy z niedzielnego rosołu i schabowego 🙂 Tak naprawde nie ma dostepnej żywieniowej alternatywy dla soi jako źródła białka w żywieniu zwierząt hodowlanych: żadne grochy, wyki, bobiki tego nie zastapią, ich białka nie mają kompletu aminokwasów. A soja GM jest zwyczajnie tańsza od soi non-GMO, tego tez nie przeskoczymy, jesli chcemy pozostawac konkurencyjni to musimy trzymać koszty hodowli w ryzach.
pozdrawiam
27 lutego o godz. 12:11 459
@Łukaszu Broniszewski
„Jak sama nazwa wskazuje firmy „GMO” modyfikują już istniejący produkt, a więc korzystają już z istniejącego rozwiązania.”
Tylko co na prawdę kupuje rolnik, który kupuję nasiona GMO? Kupuje cechę, która została do niej wprowadzona. Jak chce to może kupić sobie nasiona odmiany, która jest w 99,999% taka sama jak ta GMO, tylko nie zawiera opatentowanej cechy. Skoro mu tak te 0,0001% przeszkadza bo musi za to zapłacić, to ma praktycznie taką samą roślinę, bez patentu. Nikt rolnika nie zmusza do zakupu nasion prawie identycznej rośliny.
27 lutego o godz. 12:16 460
@ Łukasz Broniszewski
„Powoduje to, że rolnik ma wybór : jeśli nie kupisz nasion GMO, stracisz rynek zbytu.”
Czy może nam Pan tę tezę w swojej oświeconości nam nieco rozwinąć, bo jest zaskakujaca.
27 lutego o godz. 12:32 461
francuski rzad odrzul uprawy pol z GMO, zwlaszcza kukurydze. Niech nasz kochany Sawicki zastanow sie ..
a ja jako obywatel, chce jesc stare odmiany ziemniakow, pomidorow… bo te wszytkie nowe po prostu nie maja smaku. Moze sa ladne, ale nic , nie warte, nawet robi ich nie chca spozywac!
27 lutego o godz. 12:37 462
@malpa z paryza
W takim razie pozdrawiamy z Ojczyzny. Skoro Pani pisze z Francji, to wydaje się Pani być w lokalnych sprawach zorientowana.
Słyszała Pani o decyzji Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości podważającego zakaz upraw kukurydzy MON810 w tym kraju?
Słyszała Pani o wyroku Sadu Najwyższego Francji, który w listopadzie zeszłego roku zniósł zakaz upraw GMO we Francji? Z tego co wiem nadal wyrok obowiązuje.
Poza tym rzeczywiście politycy z Sarkozym na czele zapowiedzieli, że znów wprowadzą zakaz, no ale wiadomo jak to z politykami, w kwietniu wybory prezydenckie, nieprawdaż?
27 lutego o godz. 13:02 463
@Wojciech Zalewski pyta: „Czy powstałby iPad, iPhone, itd, gdyby nie wcześniejsze chronione prawem wynalazki firmy Apple za które konsumenci zgodzili się płacić?”
Oczywiście. Trwałej przewagi konkurencyjnej firmy produkującej masowe produkty konsumpcyjne nikt jeszcze nie wybudował na patentach. Buduje się ją na dobrych projektach, innowacyjności a przede wszystkim (Apple nie jest tu wyjątkiem) na marketingu i dystrybucji.
27 lutego o godz. 13:08 464
CO Z SĄSIADAMI ROLNIKA GMO?
Roślina to nie ipad i rozmnaża się sama, przy pomocy wiatru, wody, czy innych owadów.
Wyobraźmy sobie dwa pola obsiane rzepakiem – jedno z nasion GMO, drugie naturalne. Oba pola kwitną w tym samym czasie, pszczółki dzielnie pracują. Część materiału genetycznego w pyłku roślin GMO zapładnia pole sąsiada, tego od roślin naturalnych. Rolnik naturalny za rok chce wykorzystać część zbiorów do obsiania pola, niestety, część materiału genetycznego ma skażone patentem. Co wtedy, Panie Obiektywny?
27 lutego o godz. 13:32 465
„Oba pola kwitną w tym samym czasie, pszczółki dzielnie pracują. Część materiału genetycznego w pyłku roślin GMO zapładnia pole sąsiada, tego od roślin naturalnych. Rolnik naturalny za rok chce wykorzystać część zbiorów do obsiania pola, niestety, część materiału genetycznego ma skażone patentem. Co wtedy, Panie Obiektywny?
Obiektywny poszedł na obiad to ja odpowiem.
Właściciel patentu pozywa wtedy właściciela pasieki jeżeli sprawcą są pszczółki.
Jeżeli wiatr, zwraca się z pozwem przeciwko pogodynce.
27 lutego o godz. 13:52 466
Gospodarz wyczerpująco wyjaśnił zasady korzystania przez plantatorów z roślin nie modyfikowanych genetycznie, ale co tam tekst, my musimy bronić się przed rybimi łuskami po zjedzeniu popcornu. Każdy rozsądny rolnik kupuje materiał siewny odpowiedniej jakości i nie zamartwia się, że jego sąsiad coś może na tym skorzystać, albo on może stracić. Ba, nie zajmuje się też brakiem zdyscyplinowania pszczół, które nie rozróżniają czyje jest czyje. A tak jak już jesteśmy przy pszczołach, powszechnie uważanych za inteligentne owady, nie mogę się pozbyć myśli (przypuszczenia), że skoro one takie wrażliwe, to powinny omijać takie rośliny z daleka, brzydzić się nimi niczym świńskim uchem, wkomponowanym podobno w łańcuch DNA pszenicy.
27 lutego o godz. 14:04 467
@Śleper
Ma Pan rację. Jeffrey Smith w swoich dwóch wiekopomnych dziełach publikował sporo anegdotek (które oczywiście traktował na równi z publikacjami naukowymi) o tym, jak to różne zwierzęta wiedzione wrodzonym instynktem samozachowawczym wybierają karmę bez GMO 🙂 A tak w temacie: http://www.gmo-safety.eu/news/1378.genetic-engineering-feeding-experiments-meta-study.html
Co do pszczół: niestety, na nieszczęście przeciwników GMO kolejne badania wykazały, że rośliny BT są dla tych owadów nieszkodliwe: http://www.gmo-safety.eu/news/1381.bees-larvae.html
27 lutego o godz. 14:09 468
Ktoś tu wspomniał hydraulika i narzędzia w kontekście patentów. Na zwykłej obcinarce do paznokci są oznaczenia patentowe i na każdym dobrym narzędziu hydraulicznym (poza podróbkami z Chin).
Nie jestem zagorzałym zwolennikiem patentów, ale, idąc w ślady Gospodarza, pytam: jakie, Drodzy Dyskutanci odsądzający prawo patentowe od czci i wiary i mieszający do całej sprawy ACTA (póki co, martwe prawo), proponujecie sensowne rozwiązanie kwestii ochrony własności intelektualnej?
@Nemer
Pisze Pan: „Jak raz kupiłem sobie office’a i np. piszę teksty, które sprzedaję, to niech właściciel office’a się już ode mnie odtniutnia a nie żąda raz takiej, drugi raz innej opłaty licencyjnej bo ma to zagwarantowane w jakichś ACTA czy innym przepisie uzyskanym dzięki naciskom na polityków czy ich skorumpowaniu.”
Rolnik ma prawo do sprzedaży nasion, są one jego własnością. Nie ma prawa do ich powielania (czy to jest GMO, czy nasiona konwencjonalne – a ich producentem może być firma zatrudniająca np. 5 osób, a nie wielka korporacja, nie ma to znaczenia). Jak ma Pan Office’a, to też licencja jest na jeden albo określoną liczbę komputerów. I nie wolno Office’a kopiować w calu sprzedaży.
Oczywiście chodziło mi o „powielanie” nasion jako zostawianie na zasiew na następny rok.
27 lutego o godz. 15:11 471
MR
27 lutego o godz. 14:09
Zakazy nigdy nie były skuteczne.
Chroniono monopolem państwowym jedwabniki, drzewa kauczukowe, herbatę, hodowlę koni bojowych.
Za każdym razem jednak były dokonywane kradzieże, nielegalne namnażanie i hodowla. Czasem kradzież jest w interesie państwa.
O szpiegostwie przemysłowym- lukratywnej działalności wielu rządowych agencji, nie wspomnę.
Takie kraje jak Chiny czy Rosja, niekoniecznie pomimo przynależności do WTO będą wspierać ochronę patentów na własnym terytorium.
A co do metod opłacania.
Magnetofony, magnetowidy, płyty CD, DVD, nie zabiły przemysłu fonograficznego, czy filmowego.
Firmy nauczyły się z tym żyć i zarabiać.
Firmy patentujące GMO też się nauczą……
Ps.
Kukurydza i zboża to chyba wiatropylne?
Pszczółki- których populacja drastycznie spadła do 20% poprzedniej populacji, z niewyjaśnionych dotąd przyczyn, nie mają na polach ze zbożem wiele roboty….
Podobno 90% roślin jadalnych wymaga zapylania przez owady.
Może za chwilę być ciekawie, bez nich…..
Już w niektórych rejonach świata stosuje się RĘCZNE zapylanie owoców.
27 lutego o godz. 17:01 472
@wiesiek59
Łatwo jest sugerować związek przyczynowy, jednak trudno go znaleźć. Wywieramy wpływ na środowisko na niezliczone sposoby, dlaczego akurat rośliny transgeniczne miałyby mieć wpływ na pszczoły? Jestem tego bardzo ciekaw.
Co do kwestii przepylania: co np. z roślinami odpornymi na herbicydy, a wyhodowanymi metodami hodowli tradycyjnej? Czy jeśli geny z takich roślin przepylą się, to też będzie „kontaminacja”? Jak zapatrujecie się na patentowanie tego rodzaju odmian?
http://extension.oregonstate.edu/catalog/pdf/em/em8971-e.pdf tutaj artykuł o jednej z takich odmian pszenicy.
27 lutego o godz. 17:05 473
MR
27 lutego o godz. 14:54 pisze: „Rolnik ma prawo do sprzedaży nasion, są one jego własnością. Nie ma prawa do ich powielania (czy to jest GMO, czy nasiona konwencjonalne – a ich producentem może być firma zatrudniająca np. 5 osób, a nie wielka korporacja, nie ma to znaczenia).”
@MR
No właśnie, jesteśmy w domu. Czyli rolnik ma ograniczone prawo własności do tego, co wyprodukował i co leży w jego stodole. Nihil novi sub sole. Jak mam własnościowe mieszkanie w bloku to też po 22.00 nie mogę zatruwać życia sąsiadom głośno imprezując. Zgoda, tylko teraz zachodzi pytanie – Dlaczego ja, płacąc podatki, mam finansować „ścigantów” i pilnować, by korporacji Monsanto nie stała się biznesowa krzywda?
OK, złodziei i bandytów też się ściga za moje podatki choć niekoniecznie mnie okradają czy rabują ale zanim to GMO się pojawi pod moim nosem, to życzę sobie wiedzieć i współdecydować w budowaniu tego prawa i nie mieszać go z hołdysowymi wykwitami talentu tego barana. To zupełnie inna sprawa – moim zdaniem. Np. mieszanie praw autorskich z prawami do patentów i z ograniczaniem praw własności producenta (rolnika) do tego co wyprodukował, jest nieakceptowalną manipulacją a to się przecież usiłowało robić – czyż nie?
Możemy się zgodzić, że 70% społeczeństwa to półgłówki ale nadużyciem jest wygłaszanie m.in. na tym blogu tez, (bardziej lub mniej bezpośrednio), że to jest właśnie ta część, która sprzeciwia się GMO. Gdy te „półgłówki” blogowe podejmują próby podparcia się autorytetem utytułowanych fachowców niechętnych, czy nawet zajadłych przeciwników GMO, to zaraz są oni niewiarygodni, tendencyjni, albo eko-oszołomy.
Może i tacy są, ja nie wiem, ale wypowiedzi bardzo rozsądnych blogowiczów mówią, że niekoniecznie.
Ja np. jestem zdumiony śmiałymi tezami, że nasze rolnictwo „zginie” bez GMO, bo nie będzie konkurencyjne. Wg mnie, te analizy wyssane są z „brudnego palucha”, bo uważam, że właśnie tak rozdrobnione jak nasze będzie w stanie się utrzymać produkując coraz modniejsze eko-produkty, wolne od GMO.
Nie wierzę w to, że importerzy polskich produktów rolnych chcą i pożądają GMO, więc o co chodzi?
Będzie konieczne skorelowanie naszego prawa z unijnym odnośnie GMO, to nie ulega wątpliwości ale w skompromitowanej ustawie „o nasiennictwie” podobno było tyle „wyjść przed szereg” w stosunku do uregulowań unijnych, że je wręcz naruszały na rzecz korporacji-hodowców GMO. To wtedy wzburzono nie tylko przeciwników GMO ale też naprawdę obiektywnych, których zjednoczyła pazerność korporacji i nachalny lobbing Wuja Toma.
Tak to jest, jak się nie chce jeść łyżką, tylko się chce żreć chochlą.
A w ogóle, to na mnie proszę nie zwracać uwagi, bo ja jestem „samo jeden” nikogo nie reprezentuję poza sobą i nie mam ani nie będę miał żadnego wpływu nawet na najmniejszy ułamek opinii publicznej.
27 lutego o godz. 17:07 474
W moim poprzednim komentarzu popełniłem błąd, posądzając wieśka59 o sugerowanie związku przyczynowego. Pomieszało mi się z wcześniejszymi komentarzami innych 😛
27 lutego o godz. 17:07 475
„Czy powstałby iPad, iPhone, itd, gdyby nie wcześniejsze chronione prawem wynalazki firmy Apple za które konsumenci zgodzili się płacić?”
A rownie dobrze mozna zadac pytanie – czy iPady, iPhony, itd. powstalyby gdyby nie fakt, iz firma „Apple” podkradala rozwiaznia techniczne innych firm (prosze sprawdzic sobie ilosc procesow sadowych PRZECIW „Apple”)?
P.S. „Apple” korzysta z technologii wielu innych firm (np. firmy „Samsung”)!
27 lutego o godz. 21:07 476
Rzecznik wrocławskiego urzędu miasta Paweł Czuma, proszony o komentarz do sprawy, powiedział, że krasnoludki istniały od stuleci, a Fydrych próbuje je sobie zawłaszczyć. – Krasnoludek wrocławski, który promuje miasto, jest autorstwa wrocławskiego artysty, Pawła Grabowskiego, który sprzedał nam do niego prawa – dodał.
http://spoleczenstwo.newsweek.pl/spor-fydrycha-z-wladzami-wroclawia-o-krasnoludka,88844,1,1.html
————-
Niech żyją prawa autorskie i patentowanie MYŚLI….
27 lutego o godz. 22:53 477
Nemer 27 lutego o godz. 17:05
I po co się tak indyczysz, skoro gospodarz blogu nie opisuje nam swojej wiary, tylko posługuje się sprawdzalnymi faktami. Reszta, tzn. komentatorzy odpowiadają na to swoimi opiniami i też rzadko wiarą się posługują, choć przywoływane przez przeciwników badania o szkodliwości GMO mają cechy wiary.
Co z tego, że powołujesz na świadków 70% społeczeństwa na NIE, które jak piszesz, nie wierzy w zapewnienia osób takich jak nasz gospodarz? Taka sama ilość obywateli wierzy w niebo i piekło, co na szczęście w dzisiejszych czasach, nie ma takich następstw jak niegdyś.
27 lutego o godz. 23:10 478
Śleper
27 lutego o godz. 22:53 pisze: „Nemer. I po co się tak indyczysz …”
No dobra, to już nie będę.
28 lutego o godz. 1:07 481
@Wojciech Zalewski – jeszcze nie odrobiłem zadanej przez Pana lekcji na temat ostatniego pytania, lecz w międzyczasie ukazał się na ten temat ciekawy tekst Romana Sobieckiego w Gazecie SGH (nr 279) str. 32-33
http://www.sgh.waw.pl/ogolnouczelniane/bp/gazetasgh/279_02_12_luty_2012.pdf
więc śpieszę o tym donieść, i pozdrawiam.
28 lutego o godz. 1:57 482
GMO to tylko przyczolek wielkich korporacji rolniczych zorientowanych na monopol produkcji zywnosci w przyszlosci. Polskie rolnictwo ze wzgledu na jakosc produkowanej zywnosci jest dla Polski zywotna czescia gospodarki. Tyle bylo zachwytu nad wolnorynkowa gospodarka kapitalistyczna. Niestety po 20 latach Polska gospodarka zostala zredukowana do rynku zbytu i zrodla taniej sily roboczej.Slyszalem, ze np. do Polski jest sprowadzany cukier z Niemiec. Chyba gospodarka Generalnej Guberni mogla poszczycic sie wieksza jesli nie niezaleznoscia to chocby autonomia. Wielkie korporacje jak juz raz postawia na swoim to juz nie bedzie odwrotu. Zacznie sie niszczenie tak samo jak np. w USA gospodarstw rodzinnych, ktore w Polsce zawsze mialy podstawowe znaczenie dla zachowania substancji narodowej. W koncu znalazl sie ktos(wielkie korporacje rolnicze) komu tym razem uda sie to czemu nie poradzila sobie ani okupacja niemiecke(kontyngenty) ani sowiecka(kolchozy).Rodzinne gospodarstwa rolne zostana zaduszone ostatecznie.
28 lutego o godz. 7:55 484
„GMO to tylko przyczolek wielkich korporacji rolniczych zorientowanych na monopol produkcji zywnosci w przyszłości.”
I żeby im się nie udało zmonopolizować tej produkcji trzeba rozwijać własne ośrodki badawcze i rodzime firmy technologiczne. Zakaz GMO którego się domagają przeciwnicy takich roślin temu nie służy.
Przed postępem nie da się ukryć w enklawie w dobie globalizacji.
28 lutego o godz. 8:13 485
Panie Wojciechu!
Pan nadal unika odpowiedzi na zasadnicze pytanie. Co będzie w przypadku, gdy pole rolnika zostanie wbrew jego woli skażone GMO autorstwa Monsanto? Czy przewiduje Pan jakąś formę ochrony prawnej przed taką sytuacją? W pierwszych latach po wprowadzeniu zmodyfikowanego rzepaku tysiące farmerów zostało zmuszonych do układania się z Monsanto po przypadkowym skażeniu ich pól roundupowym rzepakiem. Nie było ich stać na walką z tą korporacją. Dopiero Kanadyjczycy stanęli okoniem, gdy Monsanto wzięło się za ich pszenicę. Chce Pan tego w Polsce? Jeśli Pan nie rozumie prawnego mechanizmu wprowadzania GMO na polski rynek, to niech Pan łaskawie skończy z tym tematem, bo nie wie Pan, co czyni. Właśnie podpisaliśmy ACTA, teraz mamy podpisać pakt GMO? Już Panu pokazałem, że polski rolnik po wprowadzeniu GMO do Polski nie będzie chroniony przepisami kodeksu cywilnego (chodzi o art. 148 k.c.) z powodu nadrzędności prawa międzynarodowego. I niech Pan się nie podpiera wyrokami cudzych sądów. One nie są wydawane na podstawie przepisów polskiego prawa.
28 lutego o godz. 8:32 486
@Stary Polak z PRL-u
„Co będzie w przypadku, gdy pole rolnika zostanie wbrew jego woli skażone GMO autorstwa Monsanto”
Co za równica czyje to GMO, Monsanto, Syngenty, Bayera, czy miejmy nadzieję w przyszłości jakiejś polskiej spółki? To po pierwsze.
„Czy przewiduje Pan jakąś formę ochrony prawnej przed taką sytuacją?”
Od tego są sądy w tym kraju. Jeśli się okaże, że jakieś pole zostało „skażone” GMO, to trzeba sprawę zbadać i tyle. Jak się okazuje nawet nagminne naruszenie umowy licencyjnej, np. sprawa Percego Schmeisera, na którego 400 ha polu było 90% GMO , nie zakończyła się nałożeniem na niego kar finansowych na rzecz Monsanto. I gdzie tu sprawiedliwość?
28 lutego o godz. 9:08 487
Nemer
27 lutego o godz. 17:05
i nie mam ani nie będę miał żadnego wpływu nawet na najmniejszy ułamek opinii publicznej.
……………………………………………………………………………………………………………..
I to jest swieta racja. Od dawna obserwuje, ze czesto uszczesliwia sie ludzi na sile. Przykladow jest wiele. Np. nowe regulacje prawne w wyszukiwarce „Google” obowiazujace od 1.03.2012. Wszystko w trosce o nasz komfort i wygode.
28 lutego o godz. 9:12 488
Panie Wojciechu!
Niech Pan nie żartuje. Po podpisaniu paktu GMO polski rolnik będzie odpowiadał przed amerykańskim sądem na podstawie przepisów amerykańskiego prawa. Jeśli chce Pan poważnie rozmawiać na ten temat, niech Pan zasięgnie opinii poważnych prawników.
28 lutego o godz. 9:23 489
Porównanie patentu do prawa autorskiego to totalna MANIPULACJA. Patent to jest MONOPOL przyznawany przez rząd. A wszyscy, którzy mają coś do czynienia z ekonomią wiedzą, że monopole są szkodliwe. Prawo autorskie nie jest natomiast monopolem, można tworzyć podobne, analogiczne lecz nie identyczne kompozycje czy obrazy, pod warunkiem samodzielnego utworzenia ich. W przypadku patentów, jeżeli ktoś wynajdzie po raz drugi, niezależnie uprzednio opatentowany produkt, to nie będzie miał praw do swojego wynalazku!
Poza tym większa część patentów to biopiractwo. Koncerny biorą gen istniejący w naturze i patentują go – tzn. dostają na nie monopol. Np. geny odporności na Roundup są odpiracone z bakterii.
28 lutego o godz. 9:33 490
MR
27 lutego o godz. 14:04
Co do pszczół: niestety, na nieszczęście przeciwników GMO kolejne badania wykazały, że rośliny BT są dla tych owadów nieszkodliwe….
……………………………………………………………………………………………………………….
Dalej podaje pan link. Rozumiem, ze sa to powazne publikacje, badania etc. Jak pisalem jestem sceptykiem. Wiele,wiele lat temu powazne periodyki podawaly ,ze witamina C ma pewien hamujcy wplyw na rozwoj komorek rakowych. W kilka lat pozniej inne badania „odtrabily sprawe”, twierdzac, ze.. wrecz przeciwnie, owe „C” moza nawet przyspieszac wspomniany rozwoj. Brzmi to jak zly dowcip,ale po paru latach znowu cos pisano ,ze jednak nie jest to tak jak za drugim razem lecz za pierwszym… Inny przyklad. Jakies 10 lat temu czytalem ,ze jony glinu (aluminium) sa podejrzewane ,ze maja wplyw na demencje. Rownoczesnie ( i chwala za to redakcji owego czasopisma – dodam ,ze nie byl to ogolnodostepny periodyk) ukazala sie publikacja ,ze nie jest to jednak pewne a nawet wykluczone… I tak dalej, i tak dalej…
28 lutego o godz. 9:56 491
Do tej dyskusji dodałbym prawa Murphy’ego…..
„jak coś może się nie udać, to się nie uda”
Swego czasu czytałem powieść s/f o genomodyfikacjach- ludzi dla odmiany, wprowadzono poza innymi jedną- bezsenność, by człowiek mógł być wydajniejszy. Nowy wspaniały świat Huxley’a również wam Panowie nie jest chyba obcy?
Zmiany w genomie będą niedługo możliwe, tylko efekty mogą być inne od zamierzonych przez entuzjastów.
W świecie rządzonym przez korporacje których nadrzędnym celem jest zysk, zbyt wiele rzeczy można ukryć. Zmiana dla zmiany, dlatego tylko że już potrafimy, niekoniecznie nam posłuży.
zezem
28 lutego o godz. 9:33
Szkodziło nam już masło, margaryna, sól, cukier, kawa……
I za każdym razem opinie naukowców to udowadniały.
Czy w sprawie GMO nie może być dokładnie tak samo?
Pożyjemy jeszcze trochę, na pewno naukowcy jeszcze nie raz nas zadziwią….
Ostrożny konserwatyzm, nie jest zły. Ostatnio otrzymano mysz z genem meduzy- świeci w ciemnościach. Świecący pies może być hitem!!! Dżin kiedyś wyjdzie z lampy, albo inna Puszka Pandory się znajdzie. Dla zysku zrobią ludzie wszystko.
28 lutego o godz. 10:11 492
@zezem
Nie bardzo rozumiem, co z Pańskiego komentarza ma wynikać odnośnie badań szkodliwości białka BT dla pszczół?
28 lutego o godz. 11:01 493
Chcialem nieco wiecej napisac, zrezygnowalem,bo w koncu trzeba sie streszczac.
Wiec skrotowo jak to mozliwe. Obrazowo nieco. Przed laty (lata 50-te) roztaczano piekne perspektywy w zakresie energetyki jadrowej. Dzisiaj sa , lagodnie powiedziawszy, spore watpliwosci. Instrumentarium badawcze w czasach Roberta Kocha bylo inne niz dzisiaj. Byly tez wtedy inne zdolnosci poznawcze. Chyba Robert Koch cnie myslal,ze za 100 lat mozna bedzie zajmowac sie genami. Technika sie rozwija. Co bedzie za 25 lat czy 50 trudno powiedziec. Z pewnoscia, jak ludzkosci szlag nie trafi, mozliwosci poznawcze beda spotegowane wielokrotnie. I byc moze wtedy bedzie stwierdzone, co dzisiaj nie jest mozliwe do ogarniecia. Im dalej w las tym wiecej drzew. Moze sie okazac , ze dzisiejsze naukowe pewniaki wcale nie sa (byly) takie pewne. I moze nie byc odwrotu. Natura „regulowala” pewne procesy przez miliony lat. My chcemy ja poprawic. Czy w dobrym kierunku? Ja tego nie wiem.
I naukowcy z „Nature” takiej pewnosci tez nie dadza.
PS. powyzsze jako odpowiedz na pytanie @MR. Niestety za szybko kliknalem…
28 lutego o godz. 12:49 495
„Natura „regulowala” pewne procesy przez miliony lat. My chcemy ja poprawic. Czy w dobrym kierunku? Ja tego nie wiem.
I naukowcy z „Nature” takiej pewnosci tez nie dadza.”
My poprawiamy te procesy już przez tysiące lat. A zresztą… co to za różnica?
„Nature” to czasopismo, naukowcy są gdzie indziej i tylko tam publikują czasem.
Ponawiam pytanie: jak się zapatrujecie na rośliny odporne na herbicydy uzyskane metodą selektywnej hodowli? I co w przypadku, gdy taka roślina przepyli się do nieodpornych? Jak do tej pory nie słyszałem, aby ktokolwiek podnosił raban z tego powodu. Dlaczego takie rośliny są traktowane inaczej niż transgeniczne, skoro geny to geny?
Poprzedni komentarz o tym tutaj: http://gmo.blog.polityka.pl/2012/02/26/piractwo-na-roli/#comment-472
28 lutego o godz. 12:55 496
@Łukasz Sobala
„Ponawiam pytanie: jak się zapatrujecie na rośliny odporne na herbicydy uzyskane metodą selektywnej hodowli?”
Dobre pytanie. Takie rośliny już powstały:
Link
Dziwnym trafem nikt przeciw nim nie chce protestować, mimo że odmiana ta ma wielu blisko spokrewnionych roślin będących uciążliwymi chwastami.
28 lutego o godz. 13:44 497
Stary Polak z PRL-u
28 lutego o godz. 8:13
W Pańskim komentarzu dostrzegłem sprzeczność, nie wiem czy jest poważny prawnik potrzebny żeby ją dostrzec, więc może taki niepoważny w dodatku nie prawnik to Panu wyjaśni.
Pisze Pan o nadrzędności prawa międzynarodowego a potem ” I niech Pan się nie podpiera wyrokami cudzych sądów. One nie są wydawane na podstawie przepisów polskiego prawa.”
Po pierwsze obowiązuje nadrzędność prawa polskiego nad międzynarodowym na terytorium Polski.
Traktaty międzynarodowe nas zobowiązują (ale też USA) do jego dostosowania do międzynarodowego ale to temat na inną dyskusję. Jeżeli nie jest dostosowane, obowiązuje polskie a jak jest dostosowane dyskusja jest bezprzedmiotowa.
To samo dotyczy USA, Polski i każdego innego kraju.
Amerykańskie sądy nie mają jurysdykcji na terytorium Polski i polski rolnik nie może przed nimi odpowiadać. Oczywiście można w Ameryce wytoczyć powództwo przed amerykańskim sądem każdemu i w każdej sprawie ale skuteczność ich egzekucji jest znikoma w stosunku do obywatela innego kraju więc się tego nie robi, bo proces kosztuje , do wygrania wiele nie ma. Inna jest sytuacja w przypadku firm międzynarodowych prowadzących działalność również na terenie USA. Tam można wyegzekwować odszkodowanie i to się robi.
Jakkolwiek możemy mieć złe zdanie o amerykańskim wymiarze sprawiedliwości, to tam sądy też są niezawisłe. Nie wyobraża Pan chyba sobie, że ktoś komu wiatr przywiał roślinę objętą patentem zostanie skazany na odszkodowanie w stosunku do firmy która jest właścicielem patentu?
Przecież to nie było jego działanie, za co?
Opisywane przypadki dotyczą oszustów, którzy ukradli nasiona, bądź je wyhodowali z naruszeniem umowy licencyjnej.
Sam jestem zwolennikiem prawa które pozwala być rolnikowi właścicielem wyhodowanych roślin na własny użytek i ich reprodukowania na własny użytek bądź do sprzedaży na cele konsumpcyjne lub jakiekolwiek w wyłączeniem sprzedaży materiału siewnego.
Gdyby taki rolnik sprzedał ziarno a ktoś zamiast nakarmić nim bydło zasiałby je, to on by prawo naruszył a nie sprzedający mu je rolnik.
Zresztą i dziś w ramach obowiązującego prawa można by takie umowy zawierać, jest wolność negocjowania i podpisywania umów więc bym się dwa razy zastanowił czy zmieniać przepisy może warto żeby wzmocnić pozycję rolnika ale…
Jak firma sprzedająca będzie chciała, to cena ziarna z prawem wielokrotnego użytku będzie zaporowa a jednokrotnego użytku na tyle niższa, że się nie będzie opłacało i nikt na nowym prawie nie skorzysta więc po co produkować martwe przepisy?
28 lutego o godz. 14:24 498
28 lutego o godz. 12:49
„Nature” to czasopismo, naukowcy są gdzie indziej i tylko tam publikują czasem.
…………………………………………………………………………………………………………..
Nie komentuje tego wpisu. Nie chce sprawiac przykrosci.
No i na wszelki wypadek ,gdyby bylo pytanie dlaczego:
http://www.nature.com/siteindex/index.html
28 lutego o godz. 14:33 499
Będąc ,na skutek starczej bezsenności,stałym słuchaczem audycji rolniczej PR, nadawanej miedzy piątą a szóstą rano,dzisiaj ,miedzy innymi,usłyszałem biadolenie,że nasi rolnicy nie korzystają z postępu biologicznego. Najtańszego i wysoce efektywnego.Chodzi o odnawianie materiału nasiennego.U nas ok 7% to czyni ,w Danii ok 90%. Mówił o tym szef Instytutu Nasiennictwa.
To mi wystarcza by ze spokojem znosic wieści o zagrożeniu przez GMO.
Popieram także w całej rozciągłości stanowisko pana Tuska ,wg radia,że należy przygotowac takie prawo ,które bedzie chronic przed GMO i jednocześnie zapobiegnie karom unijnym za brak stanowiska.Nie rozumiem zupełnie o co tu chodzi lecz zakładam,że ten brak rozumienia wynika z systematycznej i przyspieszajacej redukcji masy /liczebności moich neuronów.
Nie dopuszczam myśli,że to nie o moje neurony tu chodzi.
28 lutego o godz. 14:48 500
@zezem
Nie bój się sprawiać przykrości, i tak Cię nie dorwę przez Internet. A co jest nie tak z komentarzem? Czytam Nature, więc fajnie by było, gdybyś podzielił się jakimiś niesamowicie zaskakującymi informacje na temat tego czasopisma (że jest ich więcej? To ma pokazywać ten link? Że redaktorzy są często związani z nauką? Zaskocz mnie!)
28 lutego o godz. 16:14 501
Parkerze.
Jakoś nie dostrzegam sprzeczności w moich wpisach. Gdyby Pan wiedział, jak Tusk strzelił nam w kolana, nie wstrzymując podpisu pod ACTA, to by Pan wiedział, o czym napisałem. Po ratyfikacji ACTA przepisy międzynarodowe będą stosowane bezpośrednio, a sprzeczności polskich przepisów usunie się drogą albo dostosowania polskich przepisów, albo przez stwierdzenie, że ustalenia umowy międzynarodowej są nadrzędne. Identycznie będzie z GMO. To, że pojedynczy farmerzy amerykańscy obronili się przed Monsanto, nie oznacza, że nasi drobnotowarowi rolnicy się obronią. Na pomoc państwa nie liczę. Polskie państwo ma od 1989 roku bardzo niski szacunek do swoich obywateli, a legislacyjne zaufanie do obywateli z każdym rokiem spada. Stąd taka opresyjność w przepisach ustawowych.
28 lutego o godz. 17:39 502
Stary Polak z PRL-u
Nie dyskutujemy o Acta. W dodatku jak się zanosi nie będzie ratyfikowane ani u nas ani przez UE.
Pewnie jakieś nowe Acta powstanie, bo własność intelektualną trzeba chronić, ale przy zachowaniu też wolności w tym jedynym obszarze którego sobie politycy „w naszym imieniu” jeszcze nie zawłaszczyli.
O Tusku też nie chciałbym rozmawiać, jest na portalu Polityki parę blogów właściwszych do dyskusji politycznych, apeluje żeby tej zarazy nie przepylać do tej oazy wolności od bicia politycznej piany jaką mam nadzieje ten blog pozostanie. Nie da sie od polityki uciec, wszystko jest polityczne, nawet ta nasza rozmowa w pewnym sensie, ale chodzi o to, żeby pozostała w „pewnym sensie”. Myślę, że wie Pan o co mi chodzi.
Przepisów międzynarodowych nie można stosować bezpośrednio bo na terytorium Polski obowiązuje tylko polskie prawo. Jak się przepisy dostosuje, to będzie polskie prawo. A stwierdzić, że umowy międzynarodowe są nadrzędne nie można, bo konstytucja na to nie pozwala. Powtarzam się ale co mam zrobić?
Farmerzy amerykańscy nie musieli sie bronić ani przed Monsanto bo Monsanto nie żyje z atakowania farmerów. Żyje z hodowli, badań, czy co tam jeszcze, nie wiem, nie czytałem o Monsanto i nie mam zamiaru czytać. Nic mnie ta firma nie obchodzi. Zadaniem firmy jest zarabiać na swoich produktach i skoro zarabia, stała się taka duża, że mogę o niej na blogu w Polsce poczytać w Pańskich komentarzach świadczy, że inne źródła dochodów niż wygrane procesy z farmerami są powodem jej wielkości. Wytacza im procesy jak ktoś ich okrada. I to nie po to, żeby zarobić na złodziejach tylko żeby inni jej nie okradali, tak przypuszczam.
Tak więc polscy rolnicy nie mają się czego obawiać, nikt ich nie chce zarżnąć, to nie leży w niczyim interesie. Może chcieć ktoś ich wydoić, to prawda. Ja bym wolał żeby to była nasza dojarka i żeby mleko u nas zostało. Jak wspominał gospodarz i paru blogowiczów, sprzeciw wobec GMO w Polsce, może tylko służyć umacnianiu się pozycji monopolistycznej wielkich koncernów, one maja czas, przyszłość i tak do GMO należy, bo potrzebujemy nowych odmian żeby móc konkurować na globalnym rynku i albo je sobie wyhodujemy albo kupimy od Monsanto i innych.
28 lutego o godz. 17:55 503
@parker
„jest na portalu Polityki parę blogów właściwszych do dyskusji politycznych, apeluje żeby tej zarazy nie przepylać do tej oazy wolności od bicia politycznej piany jaką mam nadzieje ten blog pozostanie.”
Mam nadzieję, że wszyscy rozmówcy wezmą ten tekst sobie do serca.
28 lutego o godz. 18:13 504
Jeszcze jeden aspekt mi się w tych rozważaniach o GMO pojawił…..
Załóżmy, że testy nic nie wykazują, plenność wspaniała, pomysł modyfikacji dochodowy i bezpieczny.
Co z dostosowaniem się biocenozy do zmian?
Powstaną pod wpływem kancerogenów mutacje dostosowane do nowej struktury genetycznej roślin, pestycydów i herbicydów……
To jak walka pomiędzy pancerzem a pociskiem.
Bez szans na zwycięstwo, ale eskalacja pokonuje kolejne poziomy.
Walkę w szpitalach powoli przegrywamy.
Powstają bakterie odporne na wszystkie antybiotyki.
Czy analogicznie, nie doprowadzimy do tego w świecie roślin?
28 lutego o godz. 18:36 505
wiesiek59
Czy proponujesz zatem rezygnacje z antybiotyków?
Tak już jest, jak chce się ludziom życie wydłużać trzeba te „walkę” toczyć w laboratoriach.
Oczywiście, że ludzie antybiotyków nadużywają, byłbym za lepszym szkoleniem lekarzy choć to utopia, jak ma lekarz pomóc choremu nie ogląda się na skutki globalne, te pozostawiając naukowcom, taki socjalistyczny podział pracy:)
Jak chcemy wyżywić stale rosnącą liczbę ludności na świecie, musimy zwiększyć wydajność bo alternatywą jest zajmowanie nowych obszarów pod produkcję rolną. O względach zdrowotnych jak witaminy w ryżu nie wspominając.
Oczywiście można by to osiągnąć tradycyjnymi metodami ale to drogie i czasochłonne, zanim byśmy osiągnęli te same rezultaty trzeba by kawałek puszczy wyciąć.
28 lutego o godz. 18:47 506
Panie Wojtku
a jakie jest stanowisko KE w sprawie GMO? Z tego co mi wiadomo na razie Bruksela nie wypracowała jednolitego stanowiska i w krajach członkowskich panuje wolno amerykanka. W która stronę przechylą się ustalenia?
28 lutego o godz. 19:10 507
parker
28 lutego o godz. 18:36
Wskazuję jedynie niejasności, jakie mi się nasuwają.
Czytałeś coś o zachwianiu ekosystemu Australii, poprzez sprowadzenie królików, owiec i psów?
Zachwiać równowagę ekologiczną jest łatwo, wprowadzając niespodziewany czynnik. Przywrócić, prawie niemożliwe.
Co roku kilkadziesiąt gatunków zwierząt wydostaje się na wolność, wypierając rodzime. Z roślinami podobnie.
Nisze ekologiczne nie są niewyczerpane…..
A brak żywności jest jak na razie mitem.
28 lutego o godz. 19:44 508
wiesiek59
Ale ta równowaga ekologiczna jest zachwiana przez działalność rolniczą człowieka i nie da się tego stanu odwrócić w dającej się przewidzieć przyszłości. Chociaż wierzę w ludzki umysł i wierzę, że przyjdzie czas, kiedy będziemy przywracać. Zastępujemy tylko jedne rośliny, które ten system naruszają innymi które różnią się od „pierwotnych” jeżeli możemy tego pojęcia użyć w przypadku roślin zmodyfikowanych przez człowieka innymi metodami, tymi które są zmodyfikowane innym sposobem, którego ludzkość nie znała.
Brak żywności jest mitem w skali globalnej tylko dlatego, że coraz to nowe obszary, dzikie, przeznacza się na produkcje rolną. Te zapasy nie są niewyczerpane jak sam zauważasz. Do tego zależy nam, na zachowaniu trochę przyrody naturalnej dla potomnych i GMO nam w tym może pomóc.
28 lutego o godz. 19:55 509
parker
28 lutego o godz. 19:44
Ja naprawdę nie jestem przeciwnikiem GMO, energii atomowej, postępu,
jestem jedynie sceptyczny wobec prób monopolizacji pewnych dziedzin i MOTYWÓW działań. Niekoniecznie ekonomicznych….
Rzeczywistość wbrew pozorom, nie jest taka prosta.
28 lutego o godz. 20:17 510
wiesiek59
Motywy są zawsze te same, kasa i tego nie zmienimy. Ale to w dużym uproszczeniu, bo co prawda kasa nas motywuje ale nie zabija w nas całe szczęście innej motywacji, do pozostawienia świata po sobie lepszym.
To oczywiście jest zarezerwowane dla tych którzy byt materialny mają zapewniony. W miarę bogacenia się społeczeństw górę będzie brała ta druga motywacja mam nadzieję i nie jest to nadzieja pozbawiona podstaw.
A z monopolizacją trzeba walczyć przez sprzyjanie konkurencji, ustawodawstwo antymonopolowe oraz egzekucje tego prawa. Znów wrócę do powtarzanej tutaj myśli, ograniczenia GMO prowadzą do monopolizacji właśnie, bo tylko monopole są w stanie im się sprzeciwić i robią to skutecznie jak dotąd.
Tak jak z korupcja się nie walczy skutecznie przez zwiększanie roli państwa pod pretekstem walki z korupcją tylko przez usuwanie obszarów korupcyjnych jakim jest władza urzędnicza.
Nie można sprzeciwiać się suszy i domagać więcej słońca jednocześnie.
28 lutego o godz. 20:22 511
parker
28 lutego o godz. 20:17
Ostatnio mamy aferę z solą….
Zysk Bogiem?
28 lutego o godz. 20:29 512
wiesiek59
Ja tam nie wnikam w co kto wierzy.
Fachowcy mówią, że ta sól wcale szkodliwa nie jest. Dziesięć lat była stosowana na ogromna skalę, żywność była badana dziesiątki tysięcy razy i żadnych szkodliwych substancji nie wykazywała.
Dla mnie to dowód, że przepisy były zbyt restrykcyjne i niepotrzebnie zakłady były zmuszane do kupowania trzy razy droższej soli skoro była dostępna tańsza tak samo dobra.
Wiem jaką reakcję może wywołać mój komentarz, ale proszę go traktować jako prowokację która zmusza do zastanowienia, bo piszę poważnie.
28 lutego o godz. 21:17 513
Pierwsze pytanie retoryczne.
Panie Parker i Panie Zalewski (mimo wpisu w zakładce „o mnie”) – jaką korporację reprezentujecie ? Szczególnie autor….
Kilkakrotnie było już zadawane pytanie – co z sytuacją, w której pole zostanie zanieczyszczone nasionami GMO ? Rolnik zostanie ukarany? Czy będzie mógł użyć nasion do ponownego zasiewu ?
Nie wiem czy wynika to z ignorancji, ale powoływanie się na sądy, jest niedorzecznością. Z jednej strony rolnik, a z drugiej korporacja, która posiada ogromne środki na walę z przeciwnikiem.
Wynik starcia oczywisty.
Właśnie w ten sposób m.in. Monsanto działa na rynku amerykańskim i w wielu innych krajach.Rolników najzwyczajniej nie stać na wieloletnie batalie sądowe.
Więc, jeśli z góry prawo nie będzie chronić rolników, efekt może być opłakany, ponieważ w starciu z korporacją, pojedyncza osoba zawsze jest przegrana i to niezależnie od końcowego werdyktu po latach….
Wracając do retoryki komputerowej, która jest tu bardzo lubiana.
Firma M tworzy program komputerowy symulującego „zegar” (nasiona GMO), który można kupić, ale który również niczym wirus infekuje sieć. Program instaluje się na komputerze (ziemia) nieświadomych użytkowników, po czym właściciel zainfekowanego PC ma wybór. Zapłacić licencję dla firmy M, bądź też walczyć w sądzie przez 10 lat o sprawiedliwość…..Nie muszę dodawać, że firma M posiada nieograniczone środki na prawników.
Więc Pani Zalewski – jeśli zegar zainstaluje się na Pan komputerze, to czy przy groźbie utraty komputera jako dowód sądowy,(nie muszę dodawać że komputer jest Pan miejscem pracy) zapłaci Pan za licencję, czy będzie Pan dochodził sprawiedliwości w sądach ?
W mojej opinii prawo jest tu postawione do góry nogami, i z założenia należy postępowanie firmy M uznać za nadużycie, jeśli nie próbę wyłudzenia i przestępstwo.
28 lutego o godz. 21:50 514
Ja pracuję dla Chińczyków.
Korporacja się nazywa 摧毀傳統農業
„co z sytuacją, w której pole zostanie zanieczyszczone nasionami GMO ? Rolnik zostanie ukarany?
Kilkakrotnie było zadawane pytanie i kilkakrotnie była na nie udzielana odpowiedź.
NIE!!!
„Z jednej strony rolnik, a z drugiej korporacja, która posiada ogromne środki na walę z przeciwnikiem.”
To przeciwnikiem korporacji która żyje ze sprzedaży nasion jest rolnik, jej żywiciel?
I angażuje te wielkie środki żeby co uzyskać?
Po co ma angażować te wielkie środki?
Przecież to jest firma która żyje ze sprzedaży nasion nie odszkodowań, po co miała by to robić?
To też jest wielokrotnie zadawane pytanie, może Pan odpowie?
28 lutego o godz. 22:02 515
parker 28 lutego o godz. 20:29
A mnie w tej solnej aferze zaskakuje obojętność producentów soli spożywczej. Skoro taka sól kosztuje 10 razy (nie trzy) więcej od nieoczyszczonej, to ja się zastanawiam nad zawartością głów osób odpowiedzialnych za finanse firmy. Poza tym, zakład spożywczy kupując sól, musi otrzymać oprócz faktury świadectwo z ważnymi pieczątkami urzędników państwowych, dopuszczającymi taki produkt do obrotu.
Nie wiem czy producent kiełbasy odpisywał sobie podatek VAT od każdej zakupionej tony soli, bo jeśli tak, to nieźle zarabiał na tym interesie.
Sól prawdopodobnie nikomu nie zaszkodziła, natomiast piraci solni teraz sobie posiedzą w kozie za kiwanie fiskusa. Ale co użyli to ich.
28 lutego o godz. 22:50 516
wiesiek59
28 lutego o godz. 18:13
„Powstaną pod wpływem kancerogenów mutacje dostosowane do nowej struktury genetycznej roślin, pestycydów i herbicydów……”
Och, proszę. Po pierwsze – jakich kancerogenów? Po drugie, mutacje nie powstają jako dostosowanie do „struktury genetycznej roślin”, ani nie ma czegoś takiego jak „struktura genetyczna pestycydów ani herbicydów”. Swoją drogą, herbicyd to rodzaj pestycydu.
Mieszasz tak wiele rzeczy, że aż trudno to skorygować. Mutacje są ważnym czynnikiem, ale tylko jednym z wielu w ewolucji.
Nie jestem w stanie przytoczyć teraz referencji (jakiś nature podcast), ale rośliny są przystosowane do większych zmian genetycznych niż np. zwierzęta, z powodu ich stacjonarnego trybu życia. Muszą się bronić przed uszkodzeniem/zjedzeniem na inne sposoby niż ruchome formy życia. Itd, itp, można by napisać całe książki o takich nieznanych przez wielu, a istotnych w biologii odkryciach…
28 lutego o godz. 23:18 518
Na początek – gdyby nie było patentów i praw autorskich mielibyśmy ipady, ipody i całą masę innych rzeczy… do tego taniej bo jedna firma w Cupertino, CA nie mogłaby szantażować całego świata tylko dlatego że chcą miec interfejs w postaci delikatnie pstrykającego kółka…
To potrzeba jest matką wynalazku .. nie urząd patentowy 🙂 Ale zbaczamy z tematu.
Dyskutowanie o prawie Polskim jest bardzo karkołomną dziedziną bo prawo pozytywne – ustanawiane arbitralnie przez grupe „ekspertów” ( w cudzyslowiu gdyz zawsze bedą to lobbyści, ignoranci i cwaniacy z jednym obiektywnym specjalistą którego nikt nie będzie słuchał jako listkiem figowym). Trzeba też zawsze analizować z perspektywy qui bono – czy ustawa o nasiennictwie postała z potrzeb rynku czy może była podyktowana dyrektywą UE (potworny lobbying!) albo podszeptami lokalnych lobbystów. W prostych słowach – tylko dlatego że coś jest nie znaczy że musi byc ani ze jest dobre. Jest – bo komuś sie opłacało… w najlepszym przypadku..szefowi Agencji Nasiennictwa.
Pare spostrzeżeń. Autor pisze:
„Firmy hodowlane ponoszą duże nakłady finansowe oraz intelektualne w celu tworzenia nowych odmian. Aby mogły prowadzić swoją działalność wprowadzono system opłat licencyjnych za udostępniany materiał.”
To bardzo nieprecyzjne sformułowanie. Jest dokładnie odwrotnie – system opłat wprowadzono żeby można było tworzyć firmy hodowlane które później będą czerpać zyski wzorując się na modelach z zachodu, głównie z USA – tu geneza jest długa i skomplikowana więc ja na razie pominę. W rezultacie jednak na nasz dość prymitywny rynek wprowadzony jest model z rynków bardziej rozwiniętych (dodam że patologicznie ale to uwaga na marginesie) – spowoduje to zachwianie równowagi na rynku co zawsze jest złym czynnikiem.
Gdyby nie wprowadzono takich opłat nic by sie de facto nie stało… ot nie powstała by”dochodowa” branża. Należy zwrócić uwagę że nowe odmiany tworzone byłyby jak do tej pory bez opłat licencyjnych bo tak się przecież dzieje! Ponieważ modyfikacja genetyczna jest nieco bardziej skomplikowana zajęłyby się nią placówki naukowe (od czego niby ma być SGGW i Uniwersytety Przyrodnicze?). Brak opłaty licencyjnej nie przeszkadza też w podjęciu ryzyka i otworzeniu ośrodka hodowlanego który dalej sprzedawałby nasiona na zasadach abonamentu albo umów ramowych obejmujących x lat. Co więcej -w takim bardziej naturalnym, rynkowym środowisku łatwiej byłoby dostosowac poziom cen produktów rolnych do stanu polskiego rolnictwa (zapuszczone!). Nie ma absolutnie ŻADNYCH ekonomicznych przesłanek dla których w Polsce musi powstać taki system.Ani w zakresie rachunku zysku i strat ani w zakresie problematyki modernizacji rolnictwa.
no chyba że za całą inicjatywą stoi ktoś kto dysponuje potęznym zapleczem IP które najbardziej dochodowe jest w systemie opłat licencyjnych.
Jeśli chodzi o rzekome nakłady finansowe i ryzyko które ponoszą owe firmy hodowlane to zwracam uwagę że podobne – jeśli nie większe – ponoszą rolnicy którzy jednak bezczelnymi protestami wywalczyli sobie socjalizm w państwowych systemach dotacji i skupów który funduje im – wbrew swojej woli – całe społeczeństwo. Pytanie powinno brzmieć zatem – dlaczego mamy hodować (nomen-omen) kolejną warstwe antyrynkowych pasożytów zamiast pozbywać się tej co mamy?
28 lutego o godz. 23:49 521
„Trzeba też zawsze analizować z perspektywy qui bono – czy ustawa o nasiennictwie postała z potrzeb rynku czy może była podyktowana dyrektywą UE (potworny lobbying!) albo podszeptami lokalnych lobbystów. W prostych słowach – tylko dlatego że coś jest nie znaczy że musi byc ani ze jest dobre.”
Oczywiście. Jeśli jednak nie ma żadnych dowodów, że jest niedobre… dlaczego ma tego nie być?
Ogólnie dyskusja o lobbingu jest wg mnie bezprzedmiotowa, bo nie widziałem na razie dowodów przemawiających za hipotezą lobbingu na ogromną skalę. Tłumaczenie, że wszystko pozostaje w tajemnicy i powoływanie się na anegdotyczne przypadki także mnie nie przekonuje i tylko utwierdza w pogardzie dla tego typu poglądów.
28 lutego o godz. 23:58 522
Pisze Pan Parker:
„To przeciwnikiem korporacji która żyje ze sprzedaży nasion jest rolnik, jej żywiciel?
I angażuje te wielkie środki żeby co uzyskać?
Po co ma angażować te wielkie środki?
Przecież to jest firma która żyje ze sprzedaży nasion nie odszkodowań, po co miała by to robić?
To też jest wielokrotnie zadawane pytanie, może Pan odpowie?”
Proszę następnym razem o czytanie ze zrozumieniem i bez hipokryzji.
W systemie, który Państwo promują na tym blogu przeciwnikiem jest rolnik , który NIE STOSUJE nasion firmy X. To oczywiste, ponieważ nie jest on klientem danej korporacji.
A skoro każde pole może zostać zainfekowane nasionami GMO, to niejako z urzędu, każdy rolnik jest potencjalnym złodziejem.
Problem polega na tym, że rolnicy staną przed wyborem.
1) Współpracujemy z korporacją X i kupujemy ich nasiona.
2) Rolnicy będą ciągani po sądach, ponieważ potencjalnie, czy tego chcą czy nie, mogą ich nasiona zawierać patenty firmy X.
Im więcej sąsiadów będzie stosować nasiona opatentowane, tym większe ryzyko „zakażenia”.
Udowodnienie faktu, że rolnik nie celowo stosował nasiona GMO potrwa lata. I w tej sytuacji wyrok już nic nie znaczy, ponieważ ilu z nas miałoby zdrowie walczyć z korporacjami przez lata ?
To tak jakby firma Y opatentowała własny skład powietrza i emitowała tą substancję do atmosfery. Obywatel zaś miałby przed sądem udowadniać, że wdycha to nowe powietrze niecelowo, nie mając właściwie wyjścia, ponieważ jak uchronić się przed wdychaniem powietrza ? 🙂
I tu tkwi sedno. Czy to nie na właścicielach prawa patentowego powinien leżeć obowiązek takiego zabezpieczenia upraw, aby „nowe rośliny” nie infekowały upraw sąsiednich ?
Oczywiście nie ma możliwości czegoś podobnego uczynić, a więc korporacje wymyśliły mały przekręt. To osoba przez nich zarażona ma udowodnić, że infekcja wirusem była przez nich niezamierzona…..
29 lutego o godz. 0:26 523
Załamujecie mnie, przecież już tyle razy to padło w komentarzach… ROLNIK NIE JEST KARANY ZA TO, CO ROŚNIE NA JEGO POLU BEZ JEGO WIEDZY! Oczywiście z pewnymi wyjątkami, zapewne sporyszu nie może być w ziarnie. Ale to kolejna forsowana teoria spiskowa… Złe korporacje chcą opatentować wszystko i wyssać pieniądze nawet z rolników nieuprawiających ich produktów. Litości.
29 lutego o godz. 6:41 524
@halen
W Europie, Unii Europejskiej nie panuje „wolna amerykanka”, wszystkie regulacje są zapisane w odpowiednich dyrektywach i rozporządzeniach. Do uprawy dopuszczone są dwie rośliny ziemniak Amflora oraz kukurydza MON810. Jeśli chodzi o kraje, to każdego obowiązuje prawo europejskie, jest jednak możliwość wprowadzenia zakazu, „w przypadku pojawienia się nowych dowodów o szkodliwości GMO”, z czego niektóre kraje skorzystały jak Austria, Węgry czy Niemcy, w przypadku upraw kukurydzy. Nie wiem czy taka odpowiedź jest dla Pani wystarczająca. Więcej znajdzie Pani w linku poniżej.
http://ec.europa.eu/food/dyna/gm_register/index_en.cfm
@Łukasz Broniszewski
„Kilkakrotnie było już zadawane pytanie – co z sytuacją, w której pole zostanie zanieczyszczone nasionami GMO ?”
W Polsce? Nie wiadomo bo nie ma takich regulacji.
„Czy będzie mógł użyć nasion do ponownego zasiewu ?”
Zależnie od konstrukcji umowy licencyjnej podejrzewam. I znów kłania się brak regulacji w tej kwestii.
„Z jednej strony rolnik, a z drugiej korporacja, która posiada ogromne środki na walę z przeciwnikiem.
Wynik starcia oczywisty.”
Tylko dla Pana. Jak pokazuje przykład Percego Schmeisera wcale nie taki oczywisty.
@xxx
„Panie Wojtku. Bez względu jak bardzo się z kimś nie zgadza i jak wiele nie zapłacił faktyczny sponsor artykułu nie wypada poważnemu dziennikarzowi pisać zwyczajnego paszkwila. Poza tym w kwestii samej „Polityki” – udawanie że sponsorowany artykuł jest obiektywną publikacją w ramach debaty publicznej i nie umozliwienie wypowiedzenia sie drugiej stronie to żenujące robienie czytelnika w głupa.”
Ile razy Pan i Panu podobni będziecie to powtarzać? Widzę, że kończą się Wam argumenty powoli. Wiecznie tylko, korporacje i korporacje, artykuły sponsorowane i korporacje…
I proszę podesłać mi jakiś link do stronki „obiektywnie” przedstawiającej kwestię GMO. Będę wiedział jak pisać, aby zaspokoić Pana gusta.
„Jest dokładnie odwrotnie – system opłat wprowadzono żeby można było tworzyć firmy hodowlane które później będą czerpać zyski”
???? Przedziwne… Czy w Polsce najpierw powstał system opłat licencyjnych (w roku 2003) czy spółki hodowlane?
29 lutego o godz. 6:51 526
@Łukasz Broniszewski.
Nie promuje, żadnego systemu. Jak pisałem, pracuję dla Chińczyków. Gdyby znał Pan Chiński… nazwa wszystko mówi o celach mojej korporacji i jej celach.
Ale ad rem.
Uważa Pan, że polski chłop sobie pozwoli siłą te nasiona narzucić?
Że się przestraszy niesprawiedliwie nałożonej przez polski sąd kary?
I że w wyniku tego przymusu stanie się klientem korporacji?
I Pan go przed tym zagrożeniem broni na blogu?
To Pan Na wsi chyba nigdy nie był?
Ponieważ każdy może znaleźć portfel na ulicy, każdy kto po niej chodzi niejako z urzędu jest potencjalnym złodziejem, to Pan pisze.
„Udowodnienie faktu, że rolnik nie celowo stosował nasiona GMO potrwa lata.”
Od czasów rzymskich nie dowodzi się niewinności.
Ciężar dowodu leży po stronie skarżącego. To on musi udowodnić, że został okradziony z patentu.
Ciąganie kogoś po sądach kosztuje ciągającego. Szczególnie dużo jak się sprawę przegra. A to, że się przegra jak się ciąga niewinnego człowieka ma się jak w banku. A za niesłuszne oskarżenie można się odszkodowania domagać.
Poza wszystkim, działania korporacji która niesłusznie i celowo oskarża kogoś aby on niekorzystnie rozporządził swoim majątkiem wyczerpują znamiona przestępstwa.
29 lutego o godz. 7:09 529
Tak na marginesie.
Zapewne większość z Państwa pamięta bardzo głośną sprawę piekarza, który niesprzedany chleb rozdawał biednym i został przez bezduszny urząd skarbowy ukarany zaległym vatem i innymi karami.
Co się w mediach nad nim nie użalali, bo zbankrutował człowiek.
Jego pusta piekarnię wszystkie telewizje pokazywały.
Był na topie, taki szlachetny filantrop a urząd skarbowy go zniszczył domagając się podatków od szlachetnie rozdanego pieczywa.
W zeszłym roku, po wielu latach odwołań piekarza zapadł prawomocny wyrok, ale o nim już media się nie rozpisywały, dziwne.
Co wynika z prawomocnego wyroku niezawisłego sądu?
A okazało się, że „filantrop” po prostu rżnął na kasie.
Sprzedanego pieczywa nie ewidencjonował, sprzedawał poza kasą. Więcej, był tak pazerny, że mąkę do jego wyprodukowania w koszty wrzucał. ( jak ktoś poza kasą sprzedaje, stara się zacierać ślady i surowce też bez rachunku bierze żeby mu się zgadzało na wypadek kontroli).
Przyłapany na tym przez urząd skarbowy, tłumaczył się z oczywistych nadużyć tym, że pieczywo biednym rozdawał, dlatego z ogromniej ilości mąki tak mało pieczywa sprzedawał.
29 lutego o godz. 9:00 538
Parker:
Zamiast odnieść się do meritum podaje Pan przykład jakiegoś piekarza.
W jaki sposób ma to przełożenie na GMO ?
Czy mam podać inny przykład np.kelnera, który był szlachetny i coś wygrał w sądzie? I czy wtedy Pan uogólni , że media zawsze mają rację … ? 🙂
Skupmy się na meritum.
Napisałem wcześniej:
„I tu tkwi sedno. Czy to nie na właścicielach prawa patentowego powinien leżeć obowiązek takiego zabezpieczenia upraw, aby „nowe rośliny” nie infekowały upraw sąsiednich ?
Oczywiście nie ma możliwości czegoś podobnego uczynić, a więc korporacje wymyśliły mały przekręt. To osoba przez nich zarażona ma udowodnić, że infekcja wirusem była przez nich niezamierzona…..”.
Pojawiają się tu podstawowe pytanie.
1) Do jakiego stopnia tradycyjne nasiona mogą być zanieczyszczone (procentowo) nasionami GMO, aby uznać, że nie łamane jest prawo patentowe. Pytanie dość istotne, ponieważ im więcej upraw GMO, tym infekcja tradycyjnych nasion będzie większa.
2) Czy właściciel prawa patentowego nie powinien tak zabezpieczyć produktu, aby nie miał on prawa samoistnie infekować innych produktów ?
Mój wcześniejszy przykład z programem-wirusem „zegar”.
6 marca o godz. 8:27 645
W polskich warunkach widzę pewien problem związany z kontaminacją i zachowaniem minimalnych odległości od innych upraw. Na początku dyskusji NEMO napisał tak: „Dopuszcza się (jako nie do uniknięcia) kontaminację do 0,1 proc. Odstęp od pola konwencjonalnego wynosi minimum 150 m, od ekologicznego – 300 metrów.”
Podejrzewam, że w Polsce mogą być z tym spore problemy. Polskie rolnictwo jest mocno rozdrobnione a powierzchnie gospodarstw są małe. Oznacza to duże problemy z zastosowaniem minimalnych odległości od sąsiednich upraw. W końcu 1ha to kwadrat o boku zaledwie 100×100 metrów. W przypadku niedużych gospodarstw ilość ziemi stanowiącej bufor byłaby tak duża, że spowodowałaby stratę. Zwłaszcza, że niejednokrotnie takie nieduże pola są przemieszane z polami sąsiadów.
6 marca o godz. 8:46 646
@mall
Niech Pan nie sugeruje się tym co piszą takie osoby jak „nemo”. Obecnie w Polsce nie ma żadnych zasad koegzystencji. Nie ma stref buforowych, itd. Dopuszcza się obecność GMO do 0,9% dla upraw tradycyjnych i 0,1% dla ekologicznych. Według nowej ustawy, nad którą prace w zasadzie nie trwają, strefy buforowe będą wynosić 500m. Co faktycznie oznacza zakaz upraw, bo żaden rolnik nie przeznaczy po 500m pola z każdej strony na stref buforową. Według badań strefa szerokości od 20-50 m spokojne wystarcza do zejścia poniżej poziomu 0,9%. Nasze przeregulowane prawo, powoduje że nawet jeśli nie będzie w Polsce zakazu upraw kukurydzy GMO, może stać się to po prostu nieopłacalne.
16 marca o godz. 11:33 857
Nie znam się kompletnie na biotechnologii, więc zwabiony tytułem bloga zacząłem czytać w nadziei, że dowiem się czegoś rzeczowego. I co widzę? Autor „obiektywnego” bloga jest propagatorem tzw. „własności intelektualnej” i patentów. 😀
Teraz już nawet nie muszę łamać sobie głowy nad tym czy GMO faktycznie truje czy też nie. Ten jeden jedyny post zupełnie mi wystarczył aby stać się nieprzejednanym przeciwnikiem GMO. W każdym razie dziękuję autorowi, za ten tekst. Bardzo mi się przyda jako argument w dyskusjach. 🙂
ps. Siedzę sobie wygodnie przed kompem z darmowym systemem Debian GNU/Linux, zbudowanym w darmowym standardzie PC a moje dane lecą przez Internet – wynalazek, którego wszystkie standardy także są wolne od opłat. W stronę fanbojów IPhonów itp. słono przepłaconych gadżetów mogę się co najwyżej uśmiechnąć z wyrazem politowania. 🙂
16 marca o godz. 12:16 860
@Rafał
Panie Rafale. Ja na prawdę nie mam nic przeciwko „wolności” itd. Niech mi Pan jednak odpowie na pytanie. Czy rolnik mi oddaje swoje płody rolne za darmo z nasion, które uzyskał w wyniku pracy hodowcy?
Jestem otwarty na propozycje z Pana strony. Chętnie poczytam, jak widziałby Pan funkcjonowanie rynku nasion itd. W jaki sposób mamy zabezpieczyć np. hodowców polskich, którzy inwestują i poświęcają czas na wytworzenie nowych odmian.
Ja rozumiem, że prawo do krytyki jest nasza dużą zdobyczą po roku 1989, ale może próbujmy również proponować jakieś rozwiązania? Mam nadzieję, że rozumie Pan o co mi chodzi.
16 marca o godz. 16:51 869
Ja w ogóle nie rozumiem po co zabezpieczać. Czas funkcjonowania patentów to jedynie krótki epizod w historii cywilizacji. Jakoś nikt nie musiał zabezpieczać neolitycznych hodowców, którzy z jakichś mało użytecznych dzikich roślin wyhodowali pierwsze zboża. Patenty są piękne tylko w teorii, bo niby każdy wynalazca na równe prawa itd. W praktyce występuje zjawisko masowego skupowania praw do kluczowych rozwiązań przez wielkie grupy kapitałowe i powstawanie globalnych oligopoli. Coraz trudniej spojrzeć w dal stojąc na ramionach gigantów, tak jak to było w czasach Newtona. Ja nie chciałbym żyć w świecie, w którym jednostka nic nie znaczy a liczy się tylko korporacyjny kolektyw i mam wrażenie, że Pan też by nie chciał. Za bardzo to przypomina komunizm.
16 marca o godz. 17:05 870
@Rafał
Ja również mogę „nie chcieć”. Tylko w takim razie jak Pan wyobraża sobie funkcjonowanie spółek hodowlanych w dzisiejszej, skapitalizowanej gospodarce? No dobrze. Oddajmy nasiona rolnikom. Rozumiem, ze może Pan nie wiedzieć na czym polega hodowla nowych odmian. Obecnie rolnicy uprawiają to co stworzyli hodowcy. Rolnik nie wytwarza nowych odmian, nie ma ani wiedzy, ani możliwości. Robią to hodowcy. W takim razie jak zabezpieczyć interes naszych spółek hodowlanych, by najzwyczajniej w świecie nie zbankrutowały? Wydadzą miliony złotych na stworzenie nowej odmiany, załóżmy GMO, wydadzą kupę forsy na opłatę patentu (za 20lat), potem wydadzą kolejne grube miliony na zarejestrowanie odmiany i otrzymanie zgody na uprawy. I co mają oddać to rolnikom za darmo? A może rolnicy niech się składają na pracę hodowców, opłatę patentów, itd… zaraz, zaraz, ale czy nie za to płacą obecnie hodowcom.
A może niech działają jak użytkownicy Linuxa, o którym Pan pisze. Niech się zbiorą w grupę i charytatywnie zaczną opracowywać nowe odmiany, kto im broni?
Z całym szacunkiem, ale jednak opracowanie nowych odmian zbóż odbywa się w ciut inny sposób niż opracowywanie oprogramowania typu Linux, itd.
16 marca o godz. 19:43 874
Etatowi programiści Linuksa nie działają charytatywnie. Źródłem finansowania ich prac są rozmaite firmy, którym ten produkt jest potrzebny. Z grubsza przypomina to proponowaną przez Pana sytuację w której rolnicy składają się na pracę hodowców. Jest jednak bardzo istotny szczegół: dzięki odpowiednio skonstruowanej licencji żadna firma nie może zawłaszczyć owoców tej pracy a tym bardziej użyć ich do prawniczego storpedowania prac innej firmy.
30 marca o godz. 21:16 1090
Z prawem własności intelektualnej jest szereg problemów. Prawie każdy z nas się z nimi spotyka. Podam kilka przykładów.
Znakomita większość naukowców w mojej dziedzinie (matematyka) jest zatrudnionych przez publiczne instytucje. Piszą oni prace do czasopism, z których część należy do firm takich jak Elsevier czy Springer. Firmy te korzystają z pracy naukowców na każdym etapie produkcji (autorzy, edytorzy i recenzenci), którym z reguły nic nie płacą, a za swoje produkty biorą opłaty (dość duże) od państwowych instytucji. Autorzy pozbywają się na rzecz czasopism praw autorskich, a firmy prowadzące czasopisma żerują na państwowych instytucjach. W zasadzie w obecnych czasach ten pośrednik jest zbędny, ale jeszcze się trzyma.
Lawrence Lessig w książce „Wolna kultura” opisuje jak prawa autorskie wpływają na zahamowanie rozwoju kultury i utrudniają dostęp do tych zasobów kultury, na których nikt już nie może (bo nie jest w stanie) zarobić. Ponad 99% wytworów kultury nie przynosi zysków, a prawa autorskie utrudniają do tej większości dostęp. W książce jest opisane jak wielkie korporacje torpedują pomysły uwolnienia zasobów.
Firmy farmaceutyczne opracowują nowe leki w oparciu o wiedzę zdobytą w badaniach podstawowych, na które łożą państwa ze środków publicznych. Zyski firm farmaceutycznych są tak wielkie, że skłoniło to niektórych ludzi do przemyśleń. W większości krajów wysoko rozwiniętych leki są opłacane (w znacznej części) z publicznych pieniędzy. Partia Piratów policzyła, porównując ceny leków i ich generycznych odpowiedników, że gdyby państwa finansowały badania nad lekami (a następnie uwalniały opracowane substancje), to przy utrzymaniu takich samych nakładów można by zwiększyć środki na badania ponad dwukrotnie.
Zauważmy, że prawo własności intelektualnej nie zakłada nieskończenie długiej ochrony. Długość trwania ochrony powinno być adekwatne do ponoszonego ryzyka, tak by opłacało się dokonywać odkryć. Chętnie bym się dowiedział czy ludzie popierający GMO, jak Wojciech Zalewski, dostrzegają jakieś zagrożenia związane z patentami na GMO. To co mnie najbardziej przeraża, to niedostrzeganie zagrożeń przez ekspertów. Wtedy są raczej lobbystami.
30 marca o godz. 22:00 1091
@Szymon Głąb
„Znakomita większość naukowców w mojej dziedzinie (matematyka) jest zatrudnionych przez publiczne instytucje. Piszą oni prace do czasopism, z których część należy do firm takich jak Elsevier czy Springer…”
To prawda. Ale czy to nie jest tak, że sami sobie ten bat ukręciliśmy? Każdy naukowiec stara się publikować w jak najlepszym czasopiśmie, najlepiej z jak najwyższym IF. Na czasopisma spoza Listy Filadelfijskiej „poważni” naukowcy nawet nie spoglądają i w nich nie publikują. Często w tych mniej znanych czasopismach dostęp do artykułów jest darmowy. Nikt jednak do nich nie garnie się, dlaczego? Każdemu z naukowców zależy na jak najwyżej liczbie cytowań, itd. W sumie nikt nie zmusza nas do publikowania w czasopismach Elsevier’a czy Springer’a, a jednak sami się tam „pchamy”. Choć również uważam, że trochę to niesprawiedliwe, że te firmy blokują dostęp do wiedzy, za którą zapłacili podatnicy. Zdaje się, że powili sytuacja się zmienia. Publikacje po jakimś czasie są dostępne za darmo, tylko te najnowsze są płatne, itd.
„Długość trwania ochrony powinno być adekwatne do ponoszonego ryzyka, tak by opłacało się dokonywać odkryć.”
Zgadzam się. Obecnie patenty na GMO obowiązują 20lat (w UE) czy to na prawdę tak dużo? Biorąc pod uwagę, że wynalezienie i w szczególności wprowadzenie nowej odmiany do uprawy zajmuje czasem kilkanaście lat. Firmy wydają na to naprawdę ogromne pieniądze.
„Chętnie bym się dowiedział czy ludzie popierający GMO, jak Wojciech Zalewski, dostrzegają jakieś zagrożenia związane z patentami na GMO.”
Hmm… Jeśli wziąć pod uwagę, że ochrona ta nie trwa wiecznie, to w sumie nie widzę poważnych zagrożeń ze strony patentów.
„To co mnie najbardziej przeraża, to niedostrzeganie zagrożeń przez ekspertów.”
Akurat od prawa patentowego specjalistą nie jestem, niemniej chętnie dowiem się więcej na ten temat. Niestety do tej pory w zasadzie wszyscy wypowiadający się jedynie krytykowali prawo patentowe. Nikt nie postarał się zaproponować jakiegoś innego rozwiązania.
Nie powiem, że prawo patentowe jest idealne, czy że jest jedynym rozwiązaniem. Być może wymaga poprawy, tylko w jakim kierunku ma to iść. Sam Pan rozumie, że jakaś forma ochrony wynalazcy musi istnieć, bo po prosu by takie firmy bankrutowały.
27 sierpnia o godz. 12:06 2216
zdaje się, że autor myli pojęcia… licencja na konkretne odmiany wynikająca z ustawy o odstępstwie rolnym nie ma nic wspólnego z GMO. tu jest mowa wyłącznie o naturalnie powstających odmianach w wyniku selekcji a nie manipulacji genetycznych!
27 sierpnia o godz. 12:34 2217
@jabovla
„…mowa wyłącznie o naturalnie powstających odmianach w wyniku selekcji „
Podoba mi się stwierdzenie: naturalna odmiana powstała w wyniku selekcji (zapewne również naturalnej).
27 sierpnia o godz. 16:54 2220
„Obecnie patenty na GMO obowiązują 20lat (w UE) czy to na prawdę tak dużo? Biorąc pod uwagę, że wynalezienie i w szczególności wprowadzenie nowej odmiany do uprawy zajmuje czasem kilkanaście lat. Firmy wydają na to naprawdę ogromne pieniądze.”
ALBO patenty zezwalaja na nieracjonalne gospodarowanie pieniedzmi na badania z ktorych sporo (choc niekoniecznie w branzy GMO) pochodzi z roznych programow pomocowych, funduszy rzadowych, grantow z fundacji a ksiegowe uzasadnienie wyskosci kosztow pozwala na redukcje podatkow, zwolenienia etc. Moze wierzylbym w tego typu bajki gdybym nie mial okazji poznac jak dziala sektor IT w tej kwestii ktory jest nieskonczenie mniej przeregulowanym i elastycznym.
Stad stwierdzenie – cytuje:
„„Długość trwania ochrony powinno być adekwatne do ponoszonego ryzyka, tak by opłacało się dokonywać odkryć.””
ma podobny sens jak „praca powinna byc godnie oplacana”, „sluzba zdrowia powinna byc darmowa i dostepna”, „edukacja powinna zapewniac rowne szanse” fantastyczne ogolniki w dodatku nie liczace sie z tym ze dajac cos jednym zabieraja dosc brutalnie drugim. Co w rzeczywistosci zawsze sprowadzi sie do tego ze nigdy niczego nie dadza ale na pewno zabiora w mysl starego dowcipu.
Jak rzad mowi ze zabierze to zabierze a jak rzad mowi ze da to mowi
Cytat:
„Akurat od prawa patentowego specjalistą nie jestem, niemniej chętnie dowiem się więcej na ten temat. Niestety do tej pory w zasadzie wszyscy wypowiadający się jedynie krytykowali prawo patentowe. Nikt nie postarał się zaproponować jakiegoś innego rozwiązania.”
Bardzo interesujace. Bardzo chetnie sie pan czegos dowie pod warunkiem ze bedize to cos co potwierdzi panska pozycje. To sie nazywa wsrod psychologow i socjologow „confirmation bias” i przekresla rzetelny dyskurs. Zalozyl pan byc moze mysl ze nie da sie wymyslic alternatywy dla patentu poniewaz jedyna alternatywa wobec monopolu jest jego brak. To w kwestii technicznej. W kwestii etycznej…dlaczego musimy wymyslac alternatywe dla patentu czyli rozwiazanie zamienne gwarantujace dochody jesli sam patent jest pogwalceniem praw naszych? Czy zapytalby sie pan chlopa panszczyznianego bedacego niewolnikiem dlaczego zamiast wolnosci nie chce sie domagac innej formy niewolnictwa? Albo osoby ktorej dom zabiera sie na poczet trefnego instrumentu strukturyzowanego dlaczego zamiast protestowac przed pozbawieniem go majatku zycia nie chce zgodzic sie na odpracowywanie dlugu tak zeby zapewnic zyskownosc bezwartosciowemu CDSowi?
Obiektywnosc polega na tym ze sie dopuszcza argumenty obu stron bez wzgledu na to jak bardzo nie pasuja nam do wizji swiata. Bo byc moze to nasza wizja swiata jest ta niewlasciwa….
27 sierpnia o godz. 21:53 2221
@Rafał
„Ten jeden jedyny post zupełnie mi wystarczył aby stać się nieprzejednanym przeciwnikiem GMO.”, „Siedzę sobie wygodnie przed kompem z darmowym systemem Debian GNU/Linux”
Trudno to, co Pan napisał spokojnie komentować, jest to tak niespójne i oderwane od rzeczywistości. Po pierwsze, per analogiam, rozumiem, że jest Pan nieprzejednanym przeciwnikiem komputerów, telefonów komórkowych, telewizorów, lodówek etc. Ups, ale co Pan robi siedząc wygodnie przed komputerem? Czy zdaje Pan sobie sprawę, iloma patentami objęte są zastosowane w nim rozwiązania? A w Pańskiej komórce (chyba, że Pan nie ma, w co wątpię).
Nie jest Pan też w stanie odpowiedzieć na pytanie p. Zalewskiego, kto ma płacić za nowe odmiany roślin oraz utrzymywanie jakości tych już obecnych na rynku? Czym się różnic to, co Pan proponuje (rolnicy zrzucają się) od tego, co jest teraz, kiedy rolnicy (ci, co chcą uprawiać GMO) de facto „zrzucają się” na firmy je produkujące?
Że patenty nie są super – pewnie nie są, ale zaproponujcie coś mądrzejszego niż bzdety typu „siedzę sobie wygodnie przed komputerem z Linuxem”. Czy Pan dostrzega bardzo istotne różnice między GMO a pisaniem systemów operacyjnych czy dowolnego oprogramowania komputerowego? To są dwie nieprzystające do siebie rzeczy. Ludzie myślcie, to nie boli!
28 sierpnia o godz. 0:38 2222
@MR
Panie redaktorze. Bardzo prosze pohamowac swoje zapedy do wyglaszania opinii ex cathedra. Rozumiem ze jest pan czolowym specjalista od kwestii naukowych w Polityce jak i wczesniej bodajze we Wprost ale to nie zwalnia pana ze znajomosci lub przynajmniej weryfikacji wiedzy ktora chce pan cytowac. Ma pan dziwna maniere w ktora pare razy popadl autor bloga – dosc lekkiego wymyslania faktow ktore sa walsnie niespojne i oderwane od rzeczywistosci.
Wystarczy zapoznac sie z historia rynku PC zeby zauwazyc ze postep techniczny wykonywal gigantyczne skoki naprzod wlasnie po kluczowych uwolnieniach patentow – tych ktorych wczesniejsi posiadacze uznali za „malo przyszlosciowe”. Rowniez posiadacze elementarnej wiedzy o budowie i dzialaniu komputera sa w stanie zrozumiec jak dalece wieksza elastycznosc rozwiazan i dostepnosc na rynku istnieje dla tych elementow architektury ktore sa oparte przede wszystkim na standardyzacji a nie na patentach tak jak procesory. Software dziala na tych samych zasadach – tam gdzie rejestruje sie najwiekszy i najszybszy postep (nie mierzony iloscia poprawek do ikonek lub przyciskow) to segment open source na ktorym smiga caly internet, wiekszosc serwerow i calkiem sporo stacji roboczych. Nie wspomne o wlasnie smartfonach (apple wykorzystuje klony open source, android jest formalnie os), lodowkach, bankomatach, czujnikach parkingowych etc. Wlasnie rynek komputerowy jest najlepszym dowodem na to ze tam gdzie patentow nie ma koszty sa minimalne bo podzial pracy jest duzo lepszy, postep jest szybszy i ceny czesto sa rowne ZERO.
Gdyby choc przez moment prawda bylo ze zalezy panu na posiadaniu obiektywnego stanowiska wystarczy poszukac w google gdzie zastosowanie maja rozwiazania open source lub pochodne i ile technologii jest patentowanych a ile standarzowanych lub otwartych. Jesli ma pan choc elementarna wiedze o dzialaniu komputerow… nie bedzie trudno sie panu przekonac jak bardzo odbiegaja od rzeczywistosci panskie wypowiedzi.
Roznice miedzy GMO, pisaniem oprogramowania czy projektowaniem kazdego dowolnego nowego urzadzenia sa nieistotne. Piszac to pokazuje pan ze nie rozumie za grosz natury prawnych rozwiazan chroniacych tzw „wlasnosc intelektualna”. Co jest zaskakujace …ile lat mozna pisac z pozycji specjalisty o technologii nie rozumiejac fundamentow?
Odnosi sie pan tez do kwestii na ktora Rafal nie odpowiedzial. Cytuje autora bloga:
” W takim razie jak zabezpieczyć interes naszych spółek hodowlanych, by najzwyczajniej w świecie nie zbankrutowały? Wydadzą miliony złotych na stworzenie nowej odmiany, załóżmy GMO, wydadzą kupę forsy na opłatę patentu (za 20lat), potem wydadzą kolejne grube miliony na zarejestrowanie odmiany i otrzymanie zgody na uprawy. I co mają oddać to rolnikom za darmo? A może rolnicy niech się składają na pracę hodowców, opłatę patentów, itd… zaraz, zaraz, ale czy nie za to płacą obecnie hodowcom.”
Panska odpowiedz pokazuje o co tak naprawde w tym wszystkim chodzi – o pieniazki, naturalnie z pozycji producentow (hodowcow) GMO. To moze ja zadam pare pytan.
Pytanie pierwsze – dlaczego ktokolwiek ma „zabezpieczac” interes spolek hodowlanych? Czy ktokolwiek zabezpiecza interes spolki w ktorej pan pracuje? Jesli ludzie ciepna polityke to spolka upadnie a pan straci w niej prace. Jak to jest ze wolny rynek tu jest w porzadku a w przypadku GMO nie?
Pytanie drugie – dlaczego trzeba wydawac miliony na tworzenie nowej odmiany? To jest stan faktyczny ktory bierze sie z patologicznej kondycji tego rynku teraz – dzieki patentom. Bo nie oszukujmy sie nie chodzi o „zalozmy GMO” ale o GMO…zwlaszcza to robione w wiadomej firmie.
Pytanie trzecie – Dlaczego trzeba oplacac patent? Gdyby nie bylo patentow nie byloby niczego do oplacania…
Pytanie czwarte – Po co wogole sie rejestruje odmiany i otrzymuje zgode za grube miliony? W teorii jest to bariera wstepu dla firm konkurencyjnych wobec istniejacych graczy…czyli de facto jednego – wiadomo jakiego. Jednoczesnie fakt koncesjonowania takich upraw sciaga wiekszosc odpowiedzialnosci z producenta przenoszac je na panstwo czyli obywateli lub nikogo. Powinien byc jedynie obowiazek ogloszenia i deklaracji za symboliczna oplata i surowe kary dla kazdego kto wprowadzi odmiane ktora bedzie szkodliwa.
Pytanie piate – nikt nie mowi zeby oddawac rolnikom za darmo. Ale jesli zapomnimy o poronionej, wytworzonej w glowie jakiegos naduzywajacego narkotykow prawnika koncepcji „licencjonowania” ziaren i zaczniemy je sprzedawac – za odpowiednio rynkowa cene tak zeby kompensowac koszty… nie oszukujmy sie panie redaktorze licencjonowanie produktu to wybiega zeby zarobic wiecej niz normalnie by to bylo mozliwe na wolnym rynku uslug GMO. O to przeciez monsanto chodzi.
Pytanie szoste – jak to jest ze potrafi pan wprost pisac nieprawde.Obecnie rolnicy placa monsanto arbitralnie ustalona przez nich cene powiazana ze skomplikowanymi umowami licencyjnymi. Poniesione koszty to wytlumaczenie dla prostych i naiwnych ludzi. W biznesie to co placi sie producentowi to jego zarobek – koszty nie powinny interesowac konsumenta. Producent moze zarobiac pieciokrotna przebitke lub tracic…pod warunkiem ze mamy wolny rynek ktorego w GMO nie mamy. Gdyby monsanto powiedzialo zeby sie rolnicy zrzucali na badania w kooperatywie – mysle ze protestow byloby zdecydowanie mniej. Kooperatywy rolnicze sa znanym rozwiazaniem z historii…ale ze daja niewspolmierna role rolnikom raczej niz firmom takim jak monsanto…coz… Wiadomo chodzi o pieniadz.
Przede wszystkim zachecam pana redaktora do skorzystania z wlasnej rady i rozpoczecia w koncu myslenia. Nie brak panu tupetu – tak krytykowac komentujacych samemu piszac takie bajki.
Albo jesli te umiejetnosc juz pan zastosowal i pisze glodne kawalki za wynagrodzeniem z wiadomych zrodel to prosze to powiedziec wprost. Kto powiedzial ze kazda kampania
reklamowa firmy Monsanto musi byc nieuczciwa, podparta przekupywaniem politykow, regulatorow, sedziow i dziennikarzy…. kto wie…jesli faktycznie to takie genialne rozwiazanie byc moze czesc ludzi sie przekona ze warte jest zeby dac sie okrasc za nie.
Czy naprawde to co pan reklamuje jest takie zle ze trzeba wciskac ludziom kit????
Lenin i Hitler nie klamali ani przez moment a taka lipe wcisneli ludziom przeciez…Da sie? Da sie! Zachecam.
28 sierpnia o godz. 8:22 2225
@xxx
Nie wiem, czy nie chce Pan, czy nie potrafi mnie zrozumieć. Ustawia mnie Pan w roli zagorzałego obrońcy patentów, którym nie jestem. A chodziło mi o to – powtórzę jeszcze raz – że absurdem jest odrzucanie technologii GMO z powodu patentów. Osoba taka jak Rafał konsekwentnie powinna wyrzucić za okno np. laptop, komórkę, telewizor i inne urządzenia, których podzespoły są chronione prawem patentowym.
Niech ktoś taki domaga się zmiany prawa dotyczącego ochrony własności intelektualnej, a nie mówi, że GMO jest be, bo się je patentuje. Dla mnie to absurdalne.
Po drugie, chodziło mi o to, że wprowadzające w błąd jest porównywanie Linuxa do GMO, gdyż np. system operacyjny nie musi przechodzić kosztownych badań biobezpieczeństwa, jakie powinna każda nowa odmiana roślin, niezależnie od tego, jaką metodą powstała (tak np. jest w Kanadzie i jest to najbardziej racjonalne podejście). Ponadto Pański Linux za rok czy dwa będzie działał tak samo. Tymczasem rośliny (w dużym uproszczeniu) tracą swoje właściwości i m.in. dlatego co roku potrzebny jest nowy materiał siewny (dotyczy to nie tylko odmian GMO). Różnic jest zresztą znacznie więcej.
Po trzecie, czy podoba mi się dominacja kilku koncernów na rynku nasion GMO? Nie, ale absurdalne przepisy europejskie sprzyjają tej sytuacji i nie pozwalają rozwijać się małym firmom biotechnologicznym.
A Pański zarzut, że piszę bajki – no cóż, to tylko Pańska ocena, ja mam odmienną.
28 sierpnia o godz. 8:24 2226
@xxx
PS. „Pytanie drugie – dlaczego trzeba wydawac miliony na tworzenie nowej odmiany? To jest stan faktyczny ktory bierze sie z patologicznej kondycji tego rynku teraz – dzieki patentom. Bo nie oszukujmy sie nie chodzi o „zalozmy GMO” ale o GMO…zwlaszcza to robione w wiadomej firmie.”
Jak Pan poczyta wpisy Gospodarza na tym blogu, to zrozumie Pan, że nie jest to kwestia patentów, a na pewno nie wyłącznie.
28 sierpnia o godz. 12:41 2228
@MR
Najpierw na drugi wpis – odpisal mi pan bardzo zbywajaco ale nie moge wymagac zeby sledzil pan wszystkie dyskusje na wszystkich wpisach. Kwestia formowania sie kosztow to kwestia ekonomiczna i detale technologii przy pomocy jakich sie prowadzic R&D sa drugorzedne. Na R&D w biotechnologii sie nie znam ale nie jest mi obca pewna podstawowa wiedza R&D w dziedzinach inzynierii materialowej czy IT – dziedzinach w ktorych dokonuje sie przelomow nie mniej (a w przypadku inzynierii materialowej nawet powiedzialbym ze bardziej) spektakularnych niz w biotechnologii. I przyrownujac te wiedze do tego co zostalem nauczony ekonomii oczywistym jest ze poziom kosztow i podzial pracy jest calkowicie arbitralny i nastawiony na maksymalizacje zysku od strony popytowej a nie podazowej. Tj nie kladzie sie nacisku na efektywnosc produkcji i minimalizacje kosztow ale maksymalizacje przychodow i efektywnosc sprzedazy. Jest to zawsze metodologia prostsza latwiejsza do zrozumienia oraz zastosowania gdyz nie wymaga poswiecen i oszczednosci na pracownikach – a wiec i zarzadzie.
Jest to takze dominujaca strategia firm powiazanych z sektorem publicznym oraz posiadajacych duza ilosc koncesji czy wlasnie IP.
Autodesk Pfizer DuPont czy Monsanto – wszystkie charakteryzuja sie nieublaganym ciazeniem w kierunku lapczywosci zamiast oszczednosci.
28 sierpnia o godz. 13:14 2229
@MR
Odnosnie wpisu pierwszego. Nie ustawiam pana bynajmniej w pozycji obroncy patentow – to pan sie sam w niej ustawia wlasnymi slowami! Byc moze nie zwrocil pan uwagi na to co sam pisze… proponuje sie przyjrzec w takim razie.
Na poczatku trzeba by bylo zaznaczyc ze istnieja dwie podstawowe linie argumentacji przeciw GMO. Jedna skupia sie na kwestiach ekologicznych druga prawno-ekonomicznych (jak np ja). W tym ujeciu nie mozna wyrywac z kontekstu tylko i wylacznie patentow bo jest to niepowazna dyskusja. Patenty sa to czescia calosci strategii biznesowej producentow GMO. I o tym nalezy mowic – ze problemem jest kwestia technologiczna oraz kwestia ekonomiczna. Nie uzywajmy wiec dezinformujacego terminu „patenty” a mowmy o calosci.
Odrzucenie technologii GMO z powodow ekonomicznych nie jest bynajmniej absurdem po glebszym zastanowieniu sie. Jest tak naprawde optymalnym rozwiazaniem i bardzo prosto to wykazac:
Po pierwsze nalezy pamietac ze technologia GMO to tak naprawde wiedza. Wiedzy nikt powazny nie chce zakazac.
Nastepnie trzeba pamietac to co napisalem wczesniej ze patenty de facto determinuja ksztalt dystrybucji i modelu biznesowego w tej branzy. GMO bez patentow i z patentami to jak nie przymierzajac Polska i PRL.Niby to samo a jednak calkowicie inaczej. Bez patentow niemozliwy bedzie obecny model, krytyka obecnego odelu biznesowego GMO wymaga krytyki patentow.
Konsekwencja tego jest trzeci punkt – fakt ze nie wszystki opor przeciwko GMO jest ideologiczny. Ten jest najglosniejszy poniewaz inne formy oporu potykaja sie wlasnie o to o czym my teraz rozmawiamy.
„Nie podoba mi sie ze monsanto robi tak a tak, gmo w sumie malo mnie obchodzi ale nie mozemy nie miec patentow”
I taki rozmowca znajduje sie w intelektualnej kropce. Podobnie jak w sytuacji kiedy dowiaduje sie ze zrobienie kopii nagrania ktore kupil jest nielegalne i jest piractwem, i z jednej strony nie moze tego kretynizmu pojac a z drugiej strony nie mozna przeciez okradac artystow. Brak zrozumienia czym jest wlasnosc intelektualna powoduje tego typu wlasnie slepe uliczki w rozumowaniu.
Tym samym wiekszosc ludzi ma wrazenie ze GMO to problem tylko kwestii arbitralnej czystosci pozywienia i srodowiska. Tymczasem ludzie ktorzy nie chca GMO na talerzach bardzo czesto nie sa zainteresowani co robia z tym inni. ONI nie chce miec GMO na talerzach w zwiazku z czym chca miec pewnosc ze mieso nie pochodzi od zwierzac karmionych GMO, zywnosc jest oznakowana, jest dostep do produktow nie-GMO. Niestety podazanie ta droga co juz pisalem chyba dwukrotnie panu Zalewskiemu oznacza redukcje marginesu zyskow dla gigantow GMO takich jak Monsanto w zwiazku z czym swiadomie wybieraja wymuszana wszechobecnosc zamiast uczciwej walki o konsumenta. GMO jest jak energetyka jadrowa – sa kraje ktore jej nie chca i nie beda chcialy jest masa krajow ktore jednak ja uwielbiaja. I czesto sa to kraje lezaca tuz obok siebie…. czemu GMO nie moze byc tak samo rozwiazane???
I wreszcie zagadnienie z ..nazwijmy to socjocybernetyki. Istnienie patentow powoduje utworzenie nierynkowej korzysci dla producenta. Ta korzysc przeklada sie na dodatkowe przychody ktore moze przeznaczyc on na lobbying i pr co z kolei umozliwia mu prowadzenie kampanii przeciw przeciwnikom w wydajniejszy sposob a fakt ze podstawowy dostep do regulatorow oraz mozliwosc dowolnego ksztaltowania ceny niezgodnie z trendami na wolnym rynku ceteris paribus eliminuja czynnik dodatkowego kosztu redukujacego oplacalnosc (koszt walki z konkurencja ponosza konsumenci lub przy wydajnym uzyciu panstwa wszyscy podatnicy). Tak wiec obecny model prawny daje niesprawiedliwa przewage producentowi GMO wobec potencjalnego niechetnego odbiorcy. Jednoczesnie pozbawienie go tej przewagi wymagaloby de facto pozbawienia ochrony prawnej calej rzeszy innych przedsiebiorstw korzystajacych z IP chyba ze patenty zostalyby anulowane tylko dla GMO. W USA jakkolwiek oznaczaloby to z uwagi na system prawny de facto eliminacje IP permanentna. Uwzgledniajac ze swiadomosc i sprzeciw spoleczny przeciw patentom jest wciaz cokolwiek nieskrystalizowany i nieuswiadomiony i wciaz w mniejszosci duzo rozsadniejsza jest walka o zakazanie badz regulacje GMO z uwagi na dodatkowe pola manewru min ekologie, prawo wyboru i informacji konsumenta etc etc
Co do faktu ze europejskie przepisy sprzyjaja koncernom – tu zgodze sie w pelni i pisalem to przeciez w swoich pytaniach prosze sprawdzic. Ale historycznie taka wlasnie byla geneza przepisow dotyczacych bezpieczenstwa prosze sobie wyobrazic. Chodzilo wlasnie o to zeby badania byly tak kosztowne zeby kladly konkurencyjne startupy na lopatki. Jednak to jest kwestia poziomu kosztow. Wlasnie dlatego Linux jest w wielu odmianach oferowany za zero zlotych zero groszy a nawet najbardziej anarchistyczne gmo swoja cene miec musi…bo w najbardziej podstawowym przypadku trzeba je wpierw wyhodowac. Ja nie sprzeczam sie z podstawowa logika ekonomiczna panie redaktorze – ja sprzeczam sie z logika ktora kaze uzasadniac naduzycia w temacie.
Co do roznic miedzy oprogramowaniem a roslinami. … bardzo ale to bardzo zdziwilby sie pan.Kod musi ewoluowac bez wzgledu czy to 0/1 czy GTAC. Prosze sobie porownac jakie koszta ponosza firmy typu Oracle, Microsoft czy Apple tylko na dostosowanie kodu aplikacji do ciagle zmieniajacych sie warunkow. Niczym to nie rozni sie od ciaglego usprawniania kodu roslin metodami GMO lub tradycyjnymi. Roznica jest taka ze w branzy IT widac golym okiem ze mozna to robic za miliony dolarow z mizernymi skutkami lub za bezcen ze skutkami zaskakujaco dobrymi – do tego stopnia ze giganci typu Google wola korzystac z darmochy niz placic kolejnemu wlasnemu dzialowi R&D.
Tak wiec mowimy o potencjalnej likwidacji kosztu rowniez dla producenta GMO.
I O TYM wlasnie caly czas pisze. Myli mnie pan z ideologiem anty anty. Ja nie jestem przeciwnikiem ani monsanto, ani gmo, ani zwolennikow gmo, ani biznesu wogole… jestem przeciwnikiem gry nie fair. A to niestety z powodow o ktorych juz pisalem jest specjalnoscia wielu, a w szczegolnosci firmy Monsanto.
29 sierpnia o godz. 7:45 2239
ale chwila moment – dlaczego mieszamy temat GMO z tematem opłat licencyjnych? Agencja Nasienna pobiera opłaty za odmiany chronione, ale powstające w sposób naturalny, BEZ ingerencji genetycznej!
29 sierpnia o godz. 7:50 2241
@jablova
Mutagenezę uważa Pan(i) za naturalną metodę? Krzyżówki typu pszenżyto też? Ciekawe… A tak w ogóle, to Agencja Nasienna jest tu przywoływana, żeby pokazać, że nie tylko w przypadku GMO rolnik musi płacić firmie produkującej materiał siewny. I to nie wyłącznie, gdy go kupuje, ale również wówczas, gdy zostawia sobie część plonów na kolejny zasiew.
29 sierpnia o godz. 7:54 2242
@jablova
„powstające w sposób naturalny”
Proszę wymienić z nazwy choć jedną odmianę zarejestrowaną w polskim katalogu odmian (strona COBORU będzie pomocna), która powstała w „naturalny sposób”. Moim zdaniem takich odmian nie ma na całej kuli ziemskiej od bardzo wielu lat. Chciałbym Pana/Panią uświadomić, iż nie ma czegoś takiego jak „naturalne” metody hodowli. Każda z nich polega na modyfikacji genetycznej. Z punkty widzenia genetyki, krzyżowanie to nic innego jak modyfikowanie genetyczne.
29 sierpnia o godz. 10:35 2246
tyle o ile mi wiadomo, to odstępstwo rolne dotyczy tylko odmian populacyjnych, czyli wyhodowanych tradycyjnymi metodami selekcji pożądanych osobników. nie ma to nic wspólnego z organizmami modyfikowanymi, a GMO to już biotechnologia a nie hodowla, troszkę dwie różne bajki.
29 sierpnia o godz. 11:02 2249
A mutageneza?
Żeby było jasne, o co mi chodzi:
http://www.polityka.pl/nauka/ekologia/1525519,1,naturalna-zywnosc-nie-istnieje.read
30 sierpnia o godz. 8:23 2287
mutageneza może też powstać spontanicznie, czyli bez ingerencji człowieka. czy to znaczy, że nie należy w ogóle spożywać warzyw? nie popadajmy w paranoję.
25 września o godz. 21:03 2657
@ MR
„rozumiem, że jest Pan nieprzejednanym przeciwnikiem komputerów, telefonów komórkowych, telewizorów, lodówek etc. Ups, ale co Pan robi siedząc wygodnie przed komputerem? Czy zdaje Pan sobie sprawę, iloma patentami objęte są zastosowane w nim rozwiązania?”
Zdaję sobie sprawę i ubolewam nad tym. Jestem przeciwnikiem patentów a nie komputerów, telefonów etc. Staram się preferować producentów, którzy nie są znani z agresywnej polityki patentowej. Na przykład nigdy nie kupię produktu firmy Apple.
„Nie jest Pan też w stanie odpowiedzieć na pytanie p. Zalewskiego, kto ma płacić za nowe odmiany roślin oraz utrzymywanie jakości tych już obecnych na rynku? Czym się różnic to, co Pan proponuje (rolnicy zrzucają się) od tego, co jest teraz, kiedy rolnicy (ci, co chcą uprawiać GMO) de facto „zrzucają się” na firmy je produkujące?”
Ależ napisałem czym się to różni od obecnego systemu opartego na patentach, tylko Pan nie doczytał. Chętni na nowe odmiany płacą naukowcom za robotę a rozwiązania natychmiast stają się własnością publiczną. Sprawa jest prosta: jeżeli rolnicy nie zechcą się dobrowolnie zrzucić (np. za pośrednictwem fundacji) na opracowywanie nowych odmian roślin, to znaczy, że te nowe odmiany są im po prostu niepotrzebne.
„Czy Pan dostrzega bardzo istotne różnice między GMO a pisaniem systemów operacyjnych czy dowolnego oprogramowania komputerowego? To są dwie nieprzystające do siebie rzeczy. … wprowadzające w błąd jest porównywanie Linuxa do GMO, gdyż np. system operacyjny nie musi przechodzić kosztownych badań biobezpieczeństwa, … Ponadto Pański Linux za rok czy dwa będzie działał tak samo. Tymczasem rośliny (w dużym uproszczeniu) tracą swoje właściwości i m.in. dlatego co roku potrzebny jest nowy materiał siewny (dotyczy to nie tylko odmian GMO).”
Kompletnie nie ma Pan pojęcia o tworzeniu oprogramowania. Opieka programistów nad systemem operacyjnym trwa cały czas i także jest bardzo kosztowna. Każde oprogramowanie zawiera pewną ilość błędów umożliwiających np. włamania i dlatego konieczne jest nieustanne monitorowanie działalności crackerów, w celu jak najszybszego tworzenia uaktualnień zapewniających bezpieczeństwo użytkownikom. Ponadto konieczne jest podążanie za nowymi rozwiązaniami w sprzęcie. Jeżeli zmieni Pan komputer na nowy, to używanie nieaktualizowanego systemu sprzed dwóch lat może okazać się w ogóle niemożliwe. Podsumowując: zamiast istotnych różnic wymienił Pan analogie!
26 września o godz. 10:44 2666
@Rafał
Nadal uważam Pańską analogię za nieuprawnioną, a rozwiązanie polegające na „zrzucaniu się” rolników za mało realne, szczególnie w polskich warunkach. Ale nie upieram się przy patentach i nie chcę też przeciągać tej części naszej dyskusji. Podsumowałbym więc tak: rozumiem, że nie jest Pan przeciwko GMO, jako technologii uzyskiwania nowych odmian roślin, tylko przeciwko obecnej formie ich ochrony prawnej. Zgadza się?
4 grudnia o godz. 20:17 15510
„Wynika to z bardzo dobrze znanego zjawiska depresji inbredowej, mówiąc „po polsku” kolejne pokolenia roślin mają gorsze właściwości, zazwyczaj dając niższy plon.”
Jak by był pan tak w pełni obiektywny to wytłumaczył by pan czym spowodowana jest depresja inberdowa. I to że jak ktoś sieje z tego samego pokolenia nasiona to nie od razu musimy nazywać rolnikiem, bo każdy szanujący się rolnik wie że z takiego siewu nic dobrego nie wyjdzie. I mieszanie nasion pomiędzy różnymi pokoleniami jest konieczne aby utrzymać plony na dobrym poziomie. Wszystko to wynika właśnie z inbredu. I argument typu że sianie własnych nasion jest nieopłacalne z racji słabych plonów jest po prostu marketingowym kłamstwem albo brak znajomości podstaw rolnictwa.
4 grudnia o godz. 22:02 15537
Nie przeczytałam do końca uważnie już komentarzy, ale z tego co też czytałam na forach rolników w tej sprawie to są oni oburzeni. Dzwoniłam też do agencji nasiennej by jeszcze raz mi to wytłumaczyli.
Moim zdaniem, skoro i tak jest konieczność informowania agencji -co się wysiewa-, to system rejestracji co kto u siebie ma – będzie. I moim zdaniem równolegle powinny być zastosowane dwa rozwiązania:
1. W przypadku hodowcy, który wyhodował daną odmianę i stać go na jej zarejestrowanie (opatentowanie), to potem rzeczywiście niech on ją sprzedaje na zasadach opłat licencyjnych.
2. W przypadku rolnika, który sam ma nasiona np. smacznej marchewki, jednak nie stać go na jej zarejestrowanie (opatentowanie), powinien on móc dalej je sprzedawać na zasadach, które obowiązywały wcześniej (czyli pewnie jednorazowej opłaty).
W celu uniemożliwienia patentowania odmian już istniejących, po zebraniu informacji od rolników agencja powinna zapewnić, by te, które nie zostały opatentowane – by nikt nie mógł ich opatentować (by nie okazało się, że daną odmianę już istniejącą ktoś kto ma pieniądze w późniejszym terminie – opatentowuje, by patentem były obejmowane tylko nowe odmiany).
Myślę, że i rolnik kupujący będzie miał wtedy wybór, czy kupić nasiona od hodowcy wraz z wszelką „gwarancją”, czy też od znajomego sąsiada.
Czy to ma sens? A jeśli ma, to czemu tak nie jest? (pewnie jest to niezgodne z dyrektywą, tylko w tym momencie ja też mam wrażenie, że dyrektywa została opracowana dla grupy osób, których stać na rejestrację, pomijając interes biedniejszych i rolników, którzy powinni mieć wybór).
Ponadto, szkoda, że w zapisach przedmiotowej ustawy nasz polski rząd znów wyszedł przed szereg, zmniejszając wielkość gospodarstwa, którego ona dotyczy z 30ha do 10ha). Wszystko dla nas…